– Nawet ten twój potok drobnoustrojów?
– Oczywiście, zwłaszcza on. Nieraz wydaje mi się, że te drobnoustroje stworzą nową epokę. Taką bez hałasu, śmieci, odpadków. Pomyśl tylko, ile rezerw, które są teraz zaangażowane przy ochronie środowiska naturalnego, można by zwolnić dzięki tym mikrobom.
– Ach, Res, mam wrażenie, że śnisz! – Mark pogładził ją łagodnie po ramieniu.
– Dlaczego właściwie nie masz dzieci? – zapytała nieoczekiwanie Res.
Pytanie jakby go zaskoczyło. Potem odparł z wahaniem:
– Mogę to zaraz wyjaśnić. Chciałem najpierw przeżyć dużo, a o przeżycia na tej planecie lub w jej otoczeniu nie jest tak trudno, prawda? Dlatego też jestem w twoim zespole. Lubię dzieci, tylko… zawsze czułem się za mało dojrzały do związku, rozumiesz? Zawsze mówiłem sobie: Jeżeli już, to tak naprawdę… Ale kiedy obserwuję twoje szkraby… Rodziłaś obydwoje?
– Tylko Tomka. Anna przyszła na świat metodą nowoczesną. – Res roześmiała się. – Ale są z jednego ojca, to zresztą widać.
– Proszę. Wystarczy tyle? – zawołała Anna jeszcze w biegu. Podsunęła Markowi pod nos całe naręcze łodyg.
– Tak. Chodź tu, usiądź i złóż ręce, ale rozsuń palce.
Anna uczyniła wszystko zgodnie z poleceniem.
Wtedy Mark, pilnie obserwowany przez Toma, zaczął przeplatać pomiędzy jej palcami łodygi, formują trzepaczkę.
Res w zamyśleniu przyglądała się tej scenie, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
IX
Zapowiadała się wczesna zima. Nikt z nich nie znał jeszcze tej pory roku. Mogli jedynie wyliczyć ją teoretycznie i nie dać się jej zaskoczyć.
Wiedzieli, że woda, a nawet deszcz zmieniają swój stan skupienia, zamarzają na twardą masę; udowodniły to eksperymenty laboratoryjne, z którymi zapoznano wszystkich członków ekspedycji.
Co najmniej na okres trzech miesięcy temperatura spadała poniżej punktu zamarzania. Na zebraniu całej ekspedycji “Oceanu II” rozważano projekt, aby, opuścić te okolice i przenieść wszystkie operacje na południe, a więc tam, gdzie nie trzeba było liczyć się z tak niską temperaturą. Osiedla ludzi makro z pewnością znajdowały się i w tamtych stronach.
W końcu uznano, że zima nie jest taka straszna, tym bardziej iż można się było do niej przygotować.
Tymczasowe miejsce na bazę, odkryte i zorganizowane przez grupę Chrisa Noloca, miało tak korzystne położenie, że zdecydowano się tu przezimować. Decyzję przypieczętował fakt niedużej, bo liczącej zaledwie pół dnia lotu helikopterem odległości do statku “Ocean II”. Poza tym z miejsca postoju “Oceanu II” łączność z ojczyzną była zadowalająca, a to mogło mieć istotne znaczenie dla powodzenia misji.
Po podjęciu tej decyzji zaczęto w szybkim tempie urządzać bazę. Przewieziono też do niej połowę załogi “Oceanu II”. Na statku, po opróżnieniu go z niezbędnych do budowy bazy materiałów, miał być przeprowadzony przegląd techniczny, aby statek w każdej chwili był gotowy do ruszenia. Poza tym miał być dla ich ojczyzny stacją nadawczo-odbiorczą, a dla bazy nadajnikiem dalekiego zasięgu i stacją przekaźnikową.
Trudno było znaleźć lepsze miejsce na bazę niż to, które odkryła grupa ekspedycyjna Chrisa.
Oblecieli już miasto makrosów. Na południu pasmo lasu z olbrzymimi drzewami rozciągało się prawie do samego osiedla. A na jednym z drzew, na skraju niedużej polany, odkryli platformę, podobną do płaskowyżu na pniaku, ale nie tak dużą. Teren był niemal idealnie poziomy i równy. Za to strefy obrzeża obfitowały w jaskinie, w których można było składować materiały.
Ennil wysunął teorię, że w przeszłości część tego ogromnego drzewa z niewiadomych powodów ucięto i w ten sposób powstała platforma. Miał on jednak zastrzeżenia co do wyboru miejsca na bazę: istniało niebezpieczeństwo, że synowie niebios zetną również i to drzewo.
Nie ulegało wątpliwości, że taki czyn pociągnąłby za sobą nieobliczalne skutki. Ponieważ jednak zarówno Tocs, jak i członkowie kolektywu kierowniczego byli zdania, że do momentu nawiązania kontaktu z makrosami nie upłynie już dużo czasu, przystali na to ryzyko. Podjęto jednak środek zapobiegawczy: po urządzeniu bazy właściwej miała zostać założona w. pobliżu druga, rezerwowa.
Przede wszystkim wybudowano lotnisko, następnie pomieszczenia, warsztaty i hale magazynowe. Do budowy stosowano głównie elementy prefabrykowane, przewiezione z “Oceanu” helikopterem ciężarowym. Sześć z siedmiu znajdujących się na “Oceanie” helikopterów miało stacjonować w bazie, jeden pozostał na statku. Zmontowano również duży samolot dalekiego zasięgu, mogący pomieścić całą załogę bazy. Samolot miał stać zawsze w pogotowiu. i Już pierwsze mroźne noce pokazały, że z zimą nie będzie żartów.
Chris jako kierownik “Highlife”, jak żartobliwie nazwano bazę, udawał się codziennie z samego rana, jeszcze przed rozpoczęciem pracy, na obchód infekcyjny.
Pewnego ranka opuścił swoją sypialnię, przeszedł po cichu przez długi korytarz i zatrzymał się zaskoczony przed drzwiami wyjściowymi. Nie można ich było otworzyć! Jednocześnie zauważył, że światło z – zewnątrz, wpadające przez okienko nad drzwiami, jest inne niż zwykle, jakby przytłumione. Chris wyłączył na chwilę skąpe oświetlenie korytarza i teraz widział wyraźnie, że światło z zewnątrz dziwnie się mieni, przypominając podświetlony kryształ. Jeszcze raz spróbował otworzyć drzwi, opierając prawą nogą o framugę i ciągnąc z całych sił za klamkę. Daremnie! Wrócił do sypialni, gdzie również znajdowało się okno, ale i tam nie mógł go otworzyć, a widoczność była równa zeru.
Chris zrozumiał, że przed ich mieszkaniem coś leży, jakaś matowa powłoka, tak wytrzymała, że mogła skutecznie opierać się sile człowieka. Kiedy fakt ten dotarł do jego świadomości, zrobiło mu się gorąco. Znowu wybiegł z sypialni. A w narzędziowni czekała kolejna niespodzianka: zawartość tlenu w powietrzu wynosiła zaledwie dziewiętnaście procent. Błyskawicznie wyłączył ogrzewanie gazowe. Potem pobiegł z powrotem do sypialni i zbudził telefonicznie dyspozytora. Oprócz niego nikt jeszcze nie zauważył chyba tej osobliwej i niebezpiecznej powłoki.
Chris rozumował w następujący sposób: im dłużej załoga będzie spać, tym mniej zużyje tlenu. Nie groziło im więc jeszcze bezpośrednie niebezpieczeństwo.
Ale wszyscy znajdowali się w jednym domu i to – i jak się teraz okazało – nie było rozsądne.
Wkrótce zjawił się dyspozytor, niosąc wąż gumowy i rurę.
– To chyba lód – powiedział. – Trzeba go będzie rozmrozić.
Ostrożnie podeszli do drzwi wyjściowych. Dyspozytor podłączył wąż do pobliskiego zaworu, a z przodu wetknął do niego rurę i zapalił ulatniający się gaz. Wylot rury zajął się równomiernym, kopcącym płomieniem. W ten sposób rozpoczęło się systematyczne ogrzewanie metalowych drzwi. W miejscu, gdzie trafiał płomień, pojawiała się brzydka czarna plama, pachniało też spalenizną.
Wkrótce odnieśli pierwszy sukces. Drzwi ustąpiły pod silnym naporem, przejście było jednak nadal zablokowane. Dyspozytor ogrzewał topniejący lód bez zbytniego pośpiechu. Krople wody, czarne, okopcone, toczyły się pod ich nogi. Minęło sporo czasu, zanim załoga wydostała się na zewnątrz.
Cały “Highlife” pokryty był równomierną warstwą lodu. Pojazdy samochodowe i samoloty tworzyły ponure, szkliste pagórki; teraz nie było co marzyć tym, aby wprowadzić je do jakiejkolwiek akcji. Również dostęp do magazynów i warsztatów trzeba było sobie utorować. Wyprawa została sparaliżowana uwięziona.
Ludzie krzątali się, nie ukrywając zatroskania.