Mikrosi byli więc jakoby jedynymi istotami, które miały zapewnić przetrwanie gatunku ludzkiego. Do roku 2050 nie byli jednak w stanie prowadzić planowych badań nad genetyką. Całą ich zdolność pochłaniała walka o byt. Wynajdywali więc broń przeciw największym wówczas wrogom: owadom.
Są i inne kłopoty. Jeszcze trochę i siłą rzeczy dojdzie do rewolucji przemysłowej, osiągnięto już bowiem szczytowy poziom obrabiania różnych metali i tworzyw sztucznych. Dlatego też nawiązanie kontaktu z wami jest częścią naszej misji.
Hal przełknął ślinę. Zaczął teraz rozumieć lepiej położenie przybyszów. Noloc mówił dalej zmienionym tonem:
– Mieliśmy duże straty, kiedy zaczęliśmy odkrywać nasz świat, a odkryliśmy go na wyspie pośród nieprzebytego dla nas – jak to się wtedy wydawało – bezmiaru wód.
Mówiąc “my”, mam na myśli ówczesną elitę, kilkuset okrutnych, opętanych żądzą władzy ludzi, kierujących kilkutysięcznym narodem półidiotów. Ten stan rzeczy trwał długo, aż wreszcie, mniej więcej przed pięćdziesięcioma laty, władcy zaczęli prowadzić gorączkowe badania. Okazało się, że miniaturyzacja ludzi powoduje coraz większe obciążenie ludzkiego mózgu. Teraz, kiedy granica została już osiągnięta, zaczęli się obawiać o swój poziom umysłowy, zresztą całkiem słusznie. W tym czasie odnieśliśmy duże sukcesy w dziedzinie badania genów. Dziś możemy powiedzieć, że w dużym stopniu opanowaliśmy świat mikroorganizmów.
Naprzeciw niego powstało jakieś poruszenie. To Res zerwała się z miejsca, po chwili jednak nieco zakłopotana usiadła.
– A potem, w tajemnicy przed administracją, coś zaczęło się rozwijać. Przecież wśród uciskanych robotników też byli ludzie uświadomieni.
Impuls przybył z zewnątrz: ci wygnani przed laty nie zginęli. Wytrzymali niewymowne trudy, rozmnożyli się, bezpieczni nad zatoką na zbawczej wysepce, a więc w świecie makro.
Stamtąd przybyli do naszego odizolowanego świata, aby uświadomić nas. To właśnie oni, chociaż brzmi to nieprawdopodobnie, skłonili tych robotników, których pamięć wykazywała mniejszy zanik niż innych, aby wychowywali dzieci zdrowe, nie rejestrując ich, a więc chroniąc je od samego początku przed machiną administracji. Oni roztaczali też wizje przeszłości, zniekształcone, pozbawione podstaw naukowych, niemal mityczne. Nie zapominajcie, że było to już dziesiąte pokolenie, a pierwsze zostało na samym początku przeniesione, jeżeli chodzi o środowisko, w warunki społeczeństwa pierwotnego. W każdym razie większość trzonu naszej ekspedycji, ja również, rekrutuje się spośród tamtych wygnanych.
Powstała klasa robotników uświadomionych, którzy zdołali się zorganizować, zanim o ich istnieniu dowiedziała się administracja. A potem wyszło na jaw, że robotnicy schronili się przed represjami w świecie makro. Poza granicami swojej ojczyzny nie musieli obawiać się prześladowań, tam też zbroili się.
W tym czasie przeszła na ich stronę znaczna część naukowców, niektórzy z własnej woli, innych udało się zaagitować. Badacze ci ujawnili swoje najnowsze odkrycia, dając tym samym broń do walki z elitą. Doszło do rozłamu, do zerwania z administracją, do jej zagłady.
Czy możecie sobie wyobrazić, co otrzymali w spadku robotnicy? Było ich około dwudziestu tysięcy; wobec dziesięciu tysięcy członków elity i ponad dwustu tysięcy ludzi ograniczonych.
Jest to proces, który do dziś nie został zakończony, ale z pewnością możecie sobie wyobrazić jego przebieg.
Kiedy zbadaliśmy już naszą wyspę i przystosowaliśmy ją lepiej do naszego życia, kiedy mogliśmy wreszcie odetchnąć i zająć się mniej palącymi sprawami, zaczęły nurtować nas pytania: jaki świat leży za oceanem? Czy istnieje jakiś gigantyczny świat, odpowiadający owym latającym, pełzającym i pływającym potworom, które widywano na peryferiach naszej wyspy? Na ten temat krążyły tylko podania, legendy i baśnie…
Przed trzema laty przygotowaliśmy ekspedycję. Olbrzymi statek pochłonął czterdzieści procent naszego dochodu narodowego. Przez pewien czas utrzymywaliśmy łączność radiową; sygnały nadeszły do nas po dłuższym czasie z jakiegoś odległego, bliżej nie określonego wybrzeża. Wtedy usłyszeliśmy po raz pierwszy o ogromnych istotach, mglistych w oddali, przypominających swym wyglądem ludzi. Urojenia? Nadmiar fantazji? Czy może jednak potwierdzenie wizji, jakie przekazali nam dawni wygnańcy? Nasze środowisko, wyspa, wąskie pasmo między wybrzeżem a naszym szklanym domem, metalowe druty, wypalane cegły – wszystko świadczyło o tym, że na tej planecie istniała kiedyś cywilizacja. Raport z “Oceanu I” pozwalał mieć nadzieję, że poza zasięgiem naszego bytu jest coś, co posiada cechy rozumne, dla nas, grzebiących się i żyjących wśród mchu, traw i brył kwarcu, które wy nazywacie piaskiem, pozostaje jednak nieosiągalne. “Ocean I” zamilkł, zaginął. To już właściwie wszystko. Nasz statek nosi nazwę “Ocean II”.
Chris powiódł wzrokiem po zebranych. Potem dodał:
– W naszym państwie żyje nas obecnie trochę ponad dwieście tysięcy. Nie ma już u nas właścicieli środków produkcji.
Halowi wydało się, że w pawilonie wszyscy razem z nim głośno odetchnęli.
– Co dwa lata naród wybiera rząd. Nasz naród jest zdrowy. Osiągnęliśmy już jednak granicę pojemności mózgu. Nie jesteśmy już w stanie dokonywać odkryć, powielamy jedynie stare. Czy wiecie, jak to jest, kiedy chce się wykonać jakąś logiczną czynność i nagle zabraknie programu? Nie można ustalić z góry gdzie, kiedy… Czy wiecie, jakie wiąże się z tym niebezpieczeństwo? To paraliżuje, stwarza psychozy. Jesteśmy wybrańcami, ale i nas to w końcu nie ominie. Naszym zadaniem jest nawiązanie z wami kontaktu, potrzebna nam jest wasza pomoc. Na razie nasz naród nie zna tego niebezpieczeństwa w całej rozciągłości, nie zna też jego źródła. Może to błąd, tak przynajmniej sądzimy my, na “Oceanie II”. Ale ten brak informacji jest oczywiście uzasadniony; przede wszystkim nie można rozbudzać fałszywych nadziei. Nazbyt liczą na nas inni.
Ostatnie słowa Chris wypowiedział ciszej. Usiadł.
Nastąpiła przerwa. Wszyscy byli wstrząśnięci tym, co usłyszeli przed chwilą i próbowali to wszystko zrozumieć.
Hal miał właściwie wszelkie powody ku temu, aby triumfować. Oto tamci potwierdzili jego główną myśl, a przynajmniej podali wersję bardzo zbliżoną do jego rozumowania. A jednak nie mógł się cieszyć. Los maluchów poruszył go. Potworne i nieprawdopodobne, że ludzie byli kiedyś zdolni do takich machinacji.
Oczywiście słyszało się o takich sprawach. Ale oto siedzieli poszkodowani, niewidzialni niemal gołym okiem, świadomi swego rychłego końca.
Spojrzał na Djamilę. Wstrząśnięta jak on, wpatrywała się nieruchomo przed siebie.
Sekretarka generalna wstała z miejsca. Nie mówiła dużo, ale za to konkretnie. Obiecała, że zrobią wszystko, co tylko możliwe, aby pomóc w spełnieniu misji “małych braci”, jak się wyraziła. Zaproponowała utworzenie w niedługim czasie wspólnego gremium, w celu omówienia następnych kroków.
Chris poprosił jeszcze o zbudowanie dachu nad bazą i ochronę przed owadami.
Jedno i drugie było drobnostką, zresztą pomoc dla maluchów nie była chyba skomplikowana.
Trudniejsze wydawało się Halowi włączenie ich do społeczeństwa ludzi dużych. Dzieli ich prawie półtora wieku. Na ten proces nie starczy życia jednego pokolenia. Oczywiście oni też nie stali w miejscu, musieli rozszerzać znacznie swój potencjał techniczny w porównaniu z rokiem 1990, ale tego postępu nie można chyba uznać za wystarczający? Z armatami na mrówki czy mechanicznymi nożycami do przecinania pajęczyn trudno coś zdziałać. Ale ich działalność w mikrokosmosie? Przypomniał mu się nagle potok drobnoustrojów, to straszne szare pasmo, nad którym znajdował się wtedy w szybowcu i w którym brodziła Res tkwiąca w zespawanym kombinezonie. Spojrzał na nią. Notowała coś pilnie, na twarzy widniały rumieńce.