Выбрать главу

Chris musiał też przyznać w duchu, że właśnie dzięki Tocsowi nabrał otuchy, kiedy objął funkcję

Ennila. Mając pomoc Tocsa nie można wypaść źle,

To była jego dewiza. Tak samo myślało zresztą wielu innych,

Chris nie czuł się teraz na siłach, żeby zameldować swoje przybycie. Usiadł w fotelu w przestronnym foyer i poprosił Jensa, żeby zajął miejsce obok niego. Przez chwilę zbierał myśli, a następnie zapytał:

– Jak to się stało?

– Trudno dokładnie powiedzieć. Jechali dżipem na inspekcję, jak zwykle. Przeprowadziliśmy do wody ten podziemny kanał, żeby w razie czego móc dotrzeć na “Oceanie” do morza również zimą…

Chris skinął głową; wiedział o tym.

– Tocs chciał zobaczyć, jak postępują prace przy śluzie. Byli w czwórkę. Oprócz Tocsa uratował się tylko jeden. Podobno góra, kanał i śluza zawaliły się, grzebiąc ich pod sobą. U kierowcy wszystko skończyło się na złamaniu kości. Dwaj towarzysze Tocsa, Rellim i Drof, zostali zasypani. On sam ma zmiażdżoną dolną część ciała. To tylko kwestia godzin… – Relpek urwał na chwilę, potem mówił dalej: – Badania przeprowadzone w ciągu dnia pozwoliły wykryć długi ślad o ostrych kantach. Zdjęcia lotnicze wykazały, że jest on podobny do tych, które ciągnęły się wzdłuż wybrzeża. Najprawdopodobniej jest to ślad stopy makrosa. Wkrótce zobaczysz zdjęcia.

– A wy nie widzieliście go, jak nadchodził?

– Nie, “Ocean” jest w tej idiotycznej kotlinie. Teraz przenosimy miejsce postoju do jaskini na zboczu.

– Co nam jeszcze przyniosą kontakty z tymi potworami! – zawołał Chris w podnieceniu. – Nie wiemy nawet, w jaki sposób porozumieć się z nimi. A oni nie mają w ogóle pojęcia o naszym istnieniu, sam widzisz… – Potrząsnął głową. – Ale to nas nie odstraszy! Nie poddamy się, Jęjis!

– Nie trać czasu – przypomniał mu po chwili Relpek. – Chciał się z tobą zobaczyć. Jest przytomny i haruje jak wół. Mieh uśmierzył mu bóle, odżywia go sztucznie. Nic więcej nie można zrobić. Tocs wie, co go czeka.

Chris musiał się przemóc, zanim zameldował się u Tocsa. Nic nie wskazywało na to, że leży tu ktoś śmiertelnie chory; żadnej pielęgniarki, żadnego zapachu lekarstw. Tylko referentka, zazwyczaj radosna i uśmiechnięta, siedziała z poważną miną.

– Wejdź! – rozległ się głos z otwartego gabinetu.

Chris drgnął. To był głos Tocsa, brzmiał jak zwykle, może tylko bardziej szorstko. Czy rzeczywiście była to już kwestia kilku godzin?

Tocs półleżał w fotelu. Ubrany był w swój ulubiony pulower. Wyglądał tak, jak go pamiętał Chris, jedynie twarz była może trochę bardziej pożółkła. Obok stały dwa dyktafony i kilka telefonów.

– Zbliż się, chłopcze, usiądź – powiedział. – Słyszałeś już chyba, że mi się dostało, chociaż zabroniłem na razie o tym rozpowiadać. I tak już za dużo ludzi się załamało. Ale teraz dajmy temu spokój. Nigdy jeszcze nie odczuwałem tak silnie, jak cenną rzeczą jest czas! – Uśmiechnął się. – No cóż, złóż mi krótkie sprawozdanie, co u was słychać, w jaki sposób chcecie wziąć się za tych cholernych, człapiących olbrzymów. Chciałbym dożyć tego… Ale nie zbliżajcie się do nich za bardzo, sam widzisz, czym to grozi!

Chris czuł się nieswojo. Nie mógł udawać, że wszystko jest w porządku, ani ukrywać, jak bardzo boleje nad Tocsem. Po raz pierwszy z trudem podporządkował się woli dowódcy. Wiedział, że tak trzeba i że właśnie taka postawa sprzyja działaniu Tocsa. Dowódca czynił to, co Chris zaniedbał w bazie podczas świąt Bożego Narodzenia: dawał innym przykład, robił wszystko, żeby ów nieszczęśliwy wypadek nie zaciążył na losie całej ekspedycji. Chris zaczął niepewnie opowiadać, starając się przy tym, aby sprawozdanie było zwięzłe. Przede wszystkim poinformował, że projekt nawiązania kontaktu nie został jeszcze opracowany.

Tocs słuchał w milczeniu, a potem powiedział:

– Nie mogę dać ci żadnego przepisu, ale nie radziłbym robić cokolwiek teraz, zimą. Na razie jesteśmy unieruchomieni, bardziej niż zazwyczaj. Pracujcie dalej, również nad sposobem łączności. I lepiej będzie, jeżeli poświęcicie dodatkowo jeszcze pół roku na poznanie tych makrosów. Zawsze marzyłem o tym, żeby nawiązać kontakt z innymi istotami rozumnymi – Tocs mówił teraz cicho. – Nigdy jednak nie zastanawiałem się, czy tamci też sobie tego życzą i czy taki kontakt jest w ogóle możliwy. To jeszcze bardziej zwiększa ryzyko. O tym, jacy oni są, wiemy tyle co nic. – Tocs uśmiechnął się chytrze: – Do ich przeszłości wrócimy jeszcze. Wiemy tylko, że język angielski odgrywa u nich nadal dużą rolę. Ich mieszkania są zawieszone na linach. Czy to świadczy już o wyższym stopniu rozwoju? Część naszych specjalistów twierdzi, że to jest przyszłość budownictwa. Istnieje wiele materiałów odpornych bardziej na rozciąganie niż na ciśnienie. – Tocs uczynił ręką niezdecydowany gest. Po chwili włączył magnetofon i zaczął mówić urzędowym tonem, który sprawił, że Chris wyprostował się mimo woli:

– Chris Noloc, życzą sobie, żebyś został moim następcą, ale ze zmienionym zakresem odpowiedzialności: Ty poprowadzisz akcję makro, a tu, na “Oceanie”, polecam ci zostawić swojego stałego zastępcę, powiedzmy Relpeka. Sprawą dla nas najważniejszą jest nawiązanie kontaktu, przy czym należy unikać zbędnego ryzyka, o ile to będzie w ogóle możliwe. Chris, niniejszym przekazuję ci funkcję i związaną z nią odpowiedzialność dowódcy ekspedycji. – Po tych słowach Tocs wyłączył magnetofon. – To by była część oficjalna. – Znowu spojrzał chytrze, zmarszczył czoło i zapytał: – Chyba zgadzasz się na to?

Chris czuł, że coś drapie go w gardle, ale uśmiechnął się i skinął głową.

– To dobrze, chłopcze. A teraz słuchaj uważnie. Nie, najpierw wyjmij ze skarbca tą starą księgę. – Podał Chrisowi klucz i po chwili tamten wyciągnął z szafy pancernej owinięty wstęgą foliał. – Tajemnica państwowa wielkiej wagi – wyjaśnił Tocs, robiąc przy tym ważną, ale jednocześnie ubawioną minę. – Według mnie cały ten szum wokół tego to głupota. Ale zostałem zobowiązany do zachowania tajemnicy i tego samego powinienem był żądać od ciebie. Powiedziałem: powinienem był. Nie mówmy więcej o tym. A więc tu w środku – stuknął palcem w foliał – kryje się nasza historia. Bo trzeba ci wiedzieć, że ona istnieje. Wysłuchaj, co mam ci do powiedzenia. A kiedy skończę, zrozumiesz i ty, dlaczego potrzebny nam jest ten kontakt, tak bardzo potrzebny! – Przez chwilę spoglądał w milczeniu za okno. – To sprawa wielkiego znaczenia! – powtórzył cicho i z naciskiem. Potem opadł z powrotem na oparcie fotela i przymknął oczy, jakby wyczerpany. – Poczekaj – trochę, wydaje mi się, że powinienem najpierw coś zjeść.

Nacisnął przycisk dzwonka. Po chwili przez drzwi zajrzała jasnowłosa referentka. W jej wzroku widniała troska.

– Inez, muszę omówić z tym młodzieńcem mnóstwo spraw. Nie chciałbym przedwcześnie osłabnąć, ani żeby mi przeszkadzano. Podaj mi od razu jeszcze jeden łyk.

Skinęła głową, zamknęła za sobą drzwi, ale wkrótce zjawiła się znowu z dużą strzykawką, podciągnęła Tocsowi rękaw i wbiła fachowo igłę.

– Tak lubiłem jeść! – poskarżył się żartobliwie Tocs, podczas gdy Inez wciskała powoli tłok strzykawki. – A teraz nie wolno mi nawet spróbować pożywienia. – Kiedy wyciągnęła z powrotem igłę, powiedział: – Dziękuję, Inez, i nie wpuszczaj teraz nikogo!

Znowu oparł się wygodniej w fotelu, odprężył się i półgłosem, oszczędzając sił, zaczął mówić.

Robert Tocs zmarł nazajutrz w południe. Umarł samotnie w fotelu, tak jak go widział Chris wieczorem poprzedniego dnia.

Dla Chrisa nastały teraz ciężkie dni. Odpowiedzialność, spotęgowana przez wynurzenia Tocsa, spędzała mu sen z powiek. Potrzeba mu było kilku dni, aby ochłonąć, wyrobić sobie obraz dotychczasowych osiągnięć. Doszedł do przekonania, że do tej pory za bardzo przejmował się swoją misją zwiadowczą, tracąc przy tym trochę z oczu główny cel ekspedycji. Jego zadanie, które mu zlecił Tocs, nie należało do łatwych. Miał zostać nadal zwiadowcą, ale jednocześnie kierować całą ekspedycją. Nie ulegało chyba wątpliwości, że po tym, jak Tocs uczynił go swoim powiernikiem, a tym samym zaufanym rządu, musiał znajdować się w pierwszej linii przy nawiązywaniu kontaktu. Ale co miał zrobić z powierzoną mu tajemnicą? W ciągu pierwszych dni dręczyły go wątpliwości. Czy wolno mu zachować dla siebie tę straszliwą prawdę? Tu, na posterunku w świecie makro? Czy jego towarzysze nie mają prawa dowiedzieć się o wszystkim, skoro narażają dla sprawy swoje życie? A może wiedza rozbudzi w każdym z nich wolę rozwiązania tego zadania?