Выбрать главу

U nas też ekonomiką zajmowała się początkowo cała armia ludzi. Ale jaki sens miałoby teraz odpisywanie środków na amortyzację inwestycji, podwyższanie podatków? Zupełnie jak – Hal namyślał się przez chwilę, ale przyszło mu do głowy tylko jedno porównanie – jak chomik, który przekłada swą zdobycz z jednej torebki policzkowej do drugiej. Czy oni by – to zrozumieli? Stale się produkuje i szuka nowych rozwiązań, a Rada kieruje i koordynuje potrzeby. Jeżeli powstaną jakieś nieprawidłowości, do akcji wkraczają terytorialne organa zabezpieczające. Niczego się jednak przy tym nie transferuje, nie przeprowadza się żadnych spekulacji, statystyk, manipulacji. Czy ich mózgi zdołałyby to zakodować? Czy nie trzeba z tym się zżyć?

Wszystkie te sprawy nie mogły być oczywiście opisane na kilku tablicach, przede wszystkim dlatego, że teza Hala nie została jeszcze potwierdzona. Mógł już sobie wyobrazić minę Djamili i uśmiech Gwena, gdyby jego obawy okazały się bezpodstawne, chociaż oni też mieli pewne wątpliwości.

Koledzy z pawilonu, nie odrywając wzroku od ekranu, poinformowali ich, że prawdopodobnie chodzi o patrol maluchów, który dokonuje przeglądu ewakuowanej bazy i fotografuje z niezwykłym zapałem tablice. Patrol nie spostrzegł chyba nawet zwróconych na siebie urządzeń, wyposażonych w najdoskonalsze oczy i uszy, jakimi dysponowała współczesna technika. Nie mieściły się w ich polu widzenia. Może maluchy wzięły je za połyskujące w oddali obłoki, albo część jakiegoś olbrzymiego drzewa.

Obydwaj fotografowali niezmordowanie.

Widocznie podzielili się pracą, bo rozpoczęli od tablicy środkowej, po czym ruszyli do następnych, kierując się w przeciwne strony.

Jeden z nich dotarł już do przedostatniej tablicy, kiedy widzowie zgromadzeni przed ekranem wydali niemal jednocześnie okrzyk przerażenia. Nad krawędzią platformy pojawiła się para olbrzymich, drgających, pokrytych szczeciną czułków, które znieruchomiały na moment, jakby szukając czegoś, a następnie gwałtownie poderwały się do góry. Czułki mieściły się na okrągłej, pokrytej osłoną chitynową głowie, której część dolna uzbrojona była we wzbudzające trwogę uzębione żuwaczki.

– To mrówka! – krzyknęła nagle Djamila. Reszta odetchnęła z ulgą, ale wkrótce okazało się, że przedwcześnie.

Mrówka nie należała nawet do dużych, była raczej normalnym, małym owadem o długości nie przekraczającej trzech milimetrów. Można to było obliczyć, porównując ją z tablicą. Jednak przy tym maleństwie, które z całkowitym spokojem majstrowało coś przy aparacie – widocznie zakładało nową błonę – wyglądała niczym straszliwy potwór z bajki. I właśnie do niej maluch był zwrócony tyłem.

Owad posuwał się do przodu stopniowo, w charakterystyczny dla mrówek sposób, to zatrzymując się, to znów poruszając czułkami. Maluch, który nie sięgał mu nawet do oczu, najwidoczniej miał paść jego ofiarą.

Jeden z techników kręcił z podniecenia jakąś gałką. Głośnik szumiał, nie było jednak nic słychać. Ale maluch wyczuł chyba grożące mu niebezpieczeństwo. Odwrócił się nagle, znieruchomiał na ułamek sekundy, po czym zaczął biec co sił w stronę helikoptera.

Mrówka rzuciła się do przodu, chybiła.

Drugi maluch skrył się błyskawicznie za tablicą. Od miejsca wydarzeń dzielił go odstęp prawie dziesięciu centymetrów.

Widzowie włączyli drugą kamerę, która przedstawiała widok z drugiej strony tablic. Maluch pędził pod ich osłoną ogromnymi susami. Nie przewidział jednak jednej rzeczy: pośrodku platformy utworzyły się wąskie szczeliny. Jedną z takich rys maluch wykorzystał jako kryjówkę. Ale to nie polepszyło chyba w istotnym stopniu jego sytuacji. Obydwiema rękami trzymał się kurczowo krawędzi szczeliny, lecz mrówka była już tuż, tuż, i kłapnęła żuwaczkami…

Obserwatorzy jęknęli zgodnie, kiedy dłonie rozluźniły uchwyt, a maluch runął na dno szczeliny. Hala ogarnęły smutek i zarazem złość. Dlaczego Fontaine, który siedział na drzewie, nie wkroczył do akcji? Wtedy nie doszłoby do tej tragedii!

Zamierzał właśnie podbiec do drzewa i powiedzieć profesorowi, co o nim myśli, ale w ostatniej chwili zatrzymał się: drugi maluch, który zdążyłby podbiec do helikoptera, tym bardziej że mrówka znieruchomiała, poruszając jedynie czułkami, zbliżył się na odległość około półtora centymetra. Uniósł jakiś długi przedmiot – strzelbę! – wycelował w głowę mrówki, w następnej chwili błysnęła drobna iskierka, ale bez rezultatu. Czyżby chybił?

– Jeżeli nie strzeli w oko – szepnął technik – to niczego nie osiągnie. Pancerz owada jest za twardy.

Istotnie. Ale mrówka nie zostawiła mu czasu na dokładne celowanie. Jeszcze raz błysnęło, potem po raz trzeci. Błyskom towarzyszyły wzmocnione przez głośnik trzaski.

Wreszcie maluch, szukając ratunku, rzucił się do ucieczki. Tym razem jednak profesor wkroczył do akcji.

Ludzie wpatrzeni w ekran cofnęli się odruchowo. Coś ogromnego zbliżyło się do mrówki i jakaś płyta – paznokieć profesora – oddzieliła owadowi głowę od tułowia.

Palec zniknął. Kadłub mrówki wił się konwulsyjnie, potem wszystko ustało. Dla tej mrówki wszelkie polowania skończyły się raz na zawsze.

Zwrócili wzrok na malucha. Początkowo przystanął, potem na widok palca profesora, który uznał widocznie za górę, a więc za zjawisko przyrody o niebywałych rozmiarach, rzucił się na ziemię. Następnie wstał powoli, zatrzymał się, z wahaniem podszedł do nieżywej mrówki, obszedł ją nieufnie dokoła, trącił lufą strzelby.

Wreszcie przyszedł do siebie. Podbiegł do szczeliny, w którą wpadł jego kolega, położył się na brzuchu i zajrzał w dół. W głośniku coś zabrzęczało niezrozumiale. Maluch zaczął nagle dawać jakieś znaki, jakby do kogoś w dole.

Djamila i Hal spojrzeli na siebie ze zdumieniem. Czyżby tamten jeszcze żył? Stojący obok nich technik powiedział z przekonaniem:

– On żyje – po czym dodał z uśmiechem: – Chyba, że dostał ze strachu zawału serca. – Spoważniał trochę. – Jemu nic się nie stanie, nawet gdyby runął na skałę z wysokości tysiąca metrów.

Zrozumieli to od razu. Ich sposób rozumowania spłatał im ponownie figla.

– Czy widziałeś kiedyś – Djamila zadała to pytanie, jakby dziwiła ją niepojętność kolegi – żeby na przykład mrówce, skoro mówimy już o tych istotach, coś się stało przy upadku? Porównaj masę ciała i opór powietrza.

Maluch podbiegł do helikoptera, skąd wyjął linę, po czym opuścił jej koniec na dno szczeliny. Wkrótce rozbitek wydostał się na powierzchnię cały i zdrowy.

Przez chwilę, jakby wstrząśnięty, stał przed olbrzymią martwą mrówką, następnie podszedł do tablic i podjął fotografowanie. dachowanie drugiego zaskoczyło ludzi przed kamerą. Dużym nożem manipulował przy padlinie, odciął nogi od kadłuba, porąbał je i ułożył w stos.

Kiedy jego kolega skończył fotografowanie, pobiegł do helikoptera, wystartował i w chwilę później osiadł tuż przy szczątkach mrówki, które wspólnie załadowali do helikoptera.

– Trofeum myśliwskie – mruknął technik, robiąc przy tym minę, jakby sam miał teraz w ustach dużego trzmiela albo coś w tym rodzaju.

Helikopter znów wystartował, zatoczył koło, wzniósł się ponad najwyższe wierzchołki i zniknął w oddali.

XV

Po krótkim meldunku radiowym o ostatnich wydarzeniach w “Highlife” Chris odwołał obserwatorów.

Natychmiast po wylądowaniu Charles i Karl zostali poproszeni do sali zebrań w celu złożenia sprawozdania. Kiedy wyszli z helikoptera, Karl zawrócił jeszcze i wyjął z kabiny jakąś tablicę.

Cała załoga bazy już czekała.

– No tak, siadajcie i mówcie – powiedział Chris. W sali zapanowała pełna skupienia cisza. Monitor i kilka mikrofonów wskazywały na to, że spotkanie miało być nie tylko nagrane, ale również transmitowane bezpośrednio na “Ocean”.

– Właściwie nie ma o czym tak długo rozprawiać – zaczął Karl. – Dziś rano, po naradzie z wami, zwiększyliśmy zakres urządzenia odbiorczego, a potem koło południa zrobiła się ładna pogoda, w sam raz do fotografowania tych! tablic. Przywieźliśmy jedną z nich, numer cztery.