Выбрать главу

Karl postawił tablicę. Na białym tle widniały czarne litery.

Wszyscy zaczęli odczytywać tekst, w sali narastał gwar.

Tablica numer cztery, stanowiąca zapewne część dłuższego komunikatu, zawierała następującą wiadomość:

W zasadzie żyjemy monogamicznie. Nie istnieje u nas jednak instytucja małżeństwa, tak powszechna u was.

W tym miejscu gwar na sali podniósł się, tu i ówdzie dały się słyszeć uszczypliwe, żartobliwe uwagi.

Społeczeństwo nie zajmuje się tym, co obchodzi tylko dwoje ludzi. Oczywiście potomstwo jest rejestrowane, tak że w każdej chwili można stwierdzić jednoznacznie tożsamość i pochodzenie. Współżycie obojga partnerów opiera się wyłącznie na wzajemnym szacunku, zrozumieniu i miłości. Jeżeli okazuje się, że związek był nieporozumieniem, zostaje rozwiązany, ale bez angażowania w to wszystko społeczeństwa. Liczba tego typu rozstań kształtuje się w granicach dwóch procent.

Wrzawa, jaka teraz wybuchła, uniemożliwiała Nilpachowi zabranie głosu. Charles wykrzykiwał raz po raz:

– A co, nie mówiłem!

Karl roześmiał się i rozłożył ręce, wzywając do zachowania spokoju. Jego słowa zyskały natychmiast powszechną uwagę:

– Mimo woli dostarczyliśmy im wspaniałego widowiska. Podczas robienia zdjęć zaskoczyła nas mrówka. O dziwo, nie chodziło jej o mnie, ale o tego chudzielca Charlesa. – Na sali rozległ się śmiech. Charles śmiał się razem z innymi. – Potem wpadł w szczelinę i w ten sposób uratował się przed nią.

– Nawet gdybym tam nie wpadł, nie dałaby mi rady – bronił się Charles.

– Ponieważ zaś była młoda i z gatunku tych, z których udek Harry przyrządza pikantne steki, pomyślałem sobie, że warto by spróbować. Podszedłem zwierzynę i strzeliłem pociskami eksplodującymi, ale chybiłem. Możliwe, że to była trema. Świadomość, że oni siedzą sobie przed ekranami i obserwują każdy nasz ruch, wcale nie jest taka przyjemna. W każdym razie pocisk przeszedł obok, musiałem się więc wycofać. Kiedy odwróciłem się, zobaczyłem taki sam gigantyczny palec jak wtedy, kiedy buchnęli nam helikopter. I właśnie ten stwór oddzielił po prostu mrówce głowę od tułowia. Potem pomogłem Charlesowi wydostać się ze szczeliny, poćwiartowaliśmy mrówkę, załadowaliśmy dziczyznę i oto jesteśmy!

– Może powinniśmy zostać tam dłużej – dodał Charles. – W ten sposób przytrzymalibyśmy ich przy urządzeniach, a wy byście przyszli i przeprowadzili z nimi rozmową. – Spojrzał z wyrzutem na Chrisa.

Na sali rozległy się okrzyki protestu, ale również aprobaty.

Chris położył kres wrzawie.

– Uczynimy to możliwie jak najprędzej – wyjaśnił. – Ale nie wszyscy i na pewno nie bez pomocy naszej aparatury. Od przyszłego tygodnia będziemy mogli nadawać sygnały o dużej mocy na ich paśmie. To będzie pierwszy krok. A teraz pokażcie te zdjęcia.

To, co ujrzeli na zdjęciach, okazało się krótkim zarysem rozwoju makrosów. Ale o ile pierwsze zdjęcia zachęcały ich jeszcze do żartobliwych uwag i okrzyków, to w miarę oglądania następnych uspokajali się i spoglądali po sobie niemal z zakłopotaniem. Wreszcie na sali zapanowała cisza. Zebrani siedzieli zamyśleni, jakby przygnębieni.

Ogólny obraz makrosów, wynikający z tekstów tablic, nie różnił się zbytnio od wizji nakreślonej niedawno przez Ennila na podstawie uzyskanych informacji. Ale niektóre punkty omówiono na tablicach szczególnie dokładnie, jak gdyby makrosi chcieli podkreślić fakty bezsporne, nie podlegające żadnej dyskusji.

Chris odgadł myśli przyjaciół. Przerwał milczenie i powiedział na głos to, co u pozostałych stało się przyczyną przygnębienia:

– Widocznie wyrobili sobie o nas fałszywe zdanie.

Przytaknęli powściągliwie.

I wtedy odezwał się Charles;

– Oni zapytali swoją centralę encyklopedyczną, taki duży komputer, o epokę, w której zaczęła się nasza cywilizacja. Przecież musimy sobie z tego zdać sprawę, że wiele przejawów naszego obecnego życia odpowiada właśnie tamtym czasom. Zebrali na przykład dane o ówczesnych helikopterach; okazuje się, że były takie jak nasze, nie wynaleźliśmy nic mądrzejszego, a przede wszystkim nic mniej kosztownego. Mieliśmy tylko jeden ceclass="underline" miniaturyzowanie… Nic więc dziwnego, że oni identyfikują nas pod każdym względem, nawet społecznym, z tym okresem. Gdyby ten okres, a zwłaszcza mentalność naszych “ojców”, wszystko to, co w testamencie Tocsa określone jest jako przyczyna, istniało jeszcze do dziś u makrosów, to wcale bym się nie zdziwił, gdyby po prostu – tu Charles strzelił palcami – nas wytępili.

Chris machnął ręką. Na sali podniosły się głosy protestu.

– Takie postępowanie byłoby sprzeczne z wysokim, powiedziałbym nawet, dojrzałym poziomem ludzkości! – zawołał.

– A jak by się zachowali nasi przodkowie? – odparował ostro Charles. – Gdyby groziło im jakiekolwiek niebezpieczeństwo, nawet jego prawdopodobieństwo, od razu zabraliby się do rzeczy. Wystarczy spojrzeć na nas! Nawet przez chwilę nie zawahali się, aby nas pomniejszyć, zrobić z nas kaleki. Im więcej mamy do czynienia z makrosami, tym bardziej sobie to uświadamiam. Uczynienie z nas duchowych kalek w imię pseudohumanitaryzmu to bezprzykładna zbrodnia! – W głosie Ennila brzmiały wściekłość i gorzka ironia.

– Dobrze chociaż, że zdajesz sobie z tego sprawę – powiedziała Gela. – Może teraz ocenisz właściwie osiągnięcia szaraków. – Widocznie nie zapomniała jeszcze tamtej uwagi Charlesa. Po krótkiej przerwie zaczęła mówić dalej: – Ten stopień rozwoju, w jakim znajdują się obecnie makrosi, wyklucza zupełnie coś takiego! Poza tym nasze dociekania opierają się jedynie na mglistych przypuszczeniach. Ustawienie przez nich tablic to gest, inicjatywa nawiązania z nami kontaktu. Wszystko inne można przecież wyjaśnić w rozmowie. Nie ma sensu łamać sobie teraz nad tym głowy i martwić się zawczasu. Powinniśmy raczej ustalić, co im powiemy. Czekają na to.

Rzeczowe wystąpienie Geli podziałało. Zebrani odetchnęli z ulgą. Natychmiast padły propozycje, w jaki sposób można by porozumieć się z makrosami. W końcu postanowiono ustawić w “Highlife” tablicę z podanym na niej terminem pierwszej audycji radiowej, emitowanej w znanym im paśmie. Ten sposób nawiązania kontaktu wydał im się najpewniejszy i najmniej zobowiązujący.

Teraz, kiedy ustalono już sposoby postępowania, zapanowało od nowa podniecenie. Na tę chwilę wszyscy czekali, to właśnie było celem ekspedycji, zarówno tej, jak również pierwszej, która wypłynęła na “Oceanie I”. Oto spełniła się nadzieja, za którą trzydzieści siedem osób oddało swe życie.

Pełna podniecenia wrzawa trwała nadal. Wysuwano propozycje dotyczące wiadomości, które chcieli przesłać drogą radiową, dyskutowano rzeczowo nad tym, co przywieźli ze sobą Karl i Charles.

Nastąpił wyraźny podział na dwie grupy: jedni pałali chęcią możliwie szybkiego poznania sfery życia makrosów i dopasowania do niej życia ich własnego narodu, inni, rozsądniejsi, zapatrywali się na to sceptycznie. Do tych ostatnich należał Charles, namiętny wyznawca tezy, że kolejne epoki ewolucji społecznej można przyśpieszyć, ale nie ominąć.

Kiedy zapytał, jak wyobrażają sobie “rewolucjoniści” – tak bowiem nazwał swoich oponentów – powiększenie swych wymiarów, aby móc się dostosować do poziomu życia makrosów, nikt nie wiedział, co odpowiedzieć. A Charles bronił zawzięcie swojego stanowiska, mówiąc dalej:

– Życie uległo na pewno dalszej technizacji. Makrosi dysponują dziś środkami, o których u nas myśleli najwyżej utopiści. Te środki wpływają oczywiście na standard życia. W jaki sposób mielibyśmy uczestniczyć w tym wszystkim, skoro jesteśmy od nich dużo mniejsi? Przekonstruować całą technikę? A koszty takiej operacji? Pomijam już fakt, że to zahamowałoby rozwój naszej mutacji. A nawet gdybyśmy dopięli swego i mogli żyć wśród makrosów, ilu z nas padłoby ofiarą ich nieuwagi? Zapytuję też: czy naprawdę warto dążyć do tego, co oni osiągnęli? U nich wszystko jest produktem długotrwałego rozwoju, którego pewne momenty być może wymknęły się spod ich wpływu. Czy musielibyśmy – nazwę to w ten sposób – powtórzyć ich błędy? Oni żyją w społeczeństwie, którego warunkiem funkcjonowania jest rozwinięta świadomość. Co my im możemy przeciwstawić? Wyobraźcie sobie tylko likwidację naszego systemu pieniężnego. Już widzę ten chaos! Właśnie teraz, kiedy dużo ludzi leczy się na to nieszczęsne ograniczenie myślowe. Nawet ten dziesiętny system dwudziestogodzinnej doby, wprowadzony tu, narobiłby u nas wiele bałaganu. Wyobraźcie sobie…