O wygody zadbał Chris. Przed odlotem z bazy własnoręcznie załadował na helikopter trzy fotele, wyjaśniając:
– Może nie będą mieli w mieszkaniu drutu!
Ale makrosi postarali się odrobić swoje poprzednie przeoczenie. Goście zostali zaskoczeni od razu po wyjściu z helikoptera: gospodyni, którą momentalnie poznali, powitała ich za pośrednictwem ekranu pomniejszającego, po czym wskazała na stojące pod wysokimi roślinami kostki do siedzenia i stół, przystosowane do rozmiarów maluchów.
– Coś podobnego! – mruknął Karl. Ujął podobny do miecza liść najbliższej rośliny i wydął z uznaniem wargi. – Spójrzcie tylko! Skąd, do diabła, oni to wzięli?
Gela i Carol byli również zaskoczeni. Z pewnym zażenowaniem odstawili przyniesione ze sobą fotele.
– Proszę usiąść – zaprosiła ich gospodyni. Okazało się, że czeka ich jeszcze druga niespodzianka: odnieśli nagle wrażenie, że gospodyni siedzi razem z nimi przy stole. Obok niej wyrosły jakby spod ziemi dwie kobiety i dwóch mężczyzn.
– Taka gościnność to rozumiem! – szepnął Karl. – Tak, staraliśmy się! – Gospodyni usłyszała jego szept, widocznie zainstalowano tu wspaniale działającą aparaturę akustyczną. – Tylko że mamy ograniczoną swobodę ruchów. Wystarczy jeden krok na lewo albo na prawo, i wypadniemy z hologramu. Witam was serdecznie! Nazywam się Djamila Buchay, to jest mój partner Hal Reon i moi przyjaciele; Ewa Man, Gwen Kasper i Res Strogel. – Mówiła swobodnie, jakby spotkanie z kimś dwa tysiące razy mniejszym było dla niej zupełnie normalne. To właśnie stwarzało odpowiedni nastrój i budziło zaufanie.
– Jak wy do tego doszliście? – Karl trzymał jeszcze w ręku liść rośliny.
– Dziękujemy za miłe zaproszenie – odezwała się Gela. Przedstawiła swoich współtowarzyszy. Kiedy wymieniła nazwisko Karla, dodała: – Pilot, rzemieślnik do wszystkiego i w ogóle diabeł, nie człowiek, przeważnie bardziej wygadany niż dziś.
Karl uśmiechnął się i usiadł na elastycznej kostce z gąbki.
– To jest nasze specjalne pozdrowienie dla was, nazwijmy to: ośmielacz – odpowiedziała Djamila na pytanie Karla.
– Można to też nazwać efekciarstwem – zauważył Gwen, uśmiechając się.
– Posiadamy kilka odmian tej rośliny i silny środek powiększający. A oto wynik. Powinno to wam dodać otuchy! – Djamila spojrzała na Gwena i – skinęła głową. Miała na sobie trykot, obcisły i lśniący, mieniący się różnymi kolorami.
Strój równie atrakcyjny co osoba, pomyślał Karl. Tylko te włosy! Dwie kobiety miały fryzury jakby z zupełnie prostych włosów, krótkich na czubku głowy, wystrzyżonych niemal całkowicie w obrębie czoła, nieco dłuższych na karku. I ten połysk, tworzący coś w rodzaju aureoli. Wprawdzie pasuje wspaniale do całości, rozmyślał dalej Karl. Ale kto by się ośmielił pogłaskać ją po głowie… Wolę już tę trzecią! Tu przynajmniej nie musiałbym się obawiać o całość fryzury. No, ale to i tak nie dotyczy żadnego z nas. Ten trafny wniosek zakończył jego rozważania. Zajął się teraz obserwacją ubrań: Ewa Mań nosiła… tak, właśnie co? Jedynie jej surowa twarz o wydłużonym nosie i blisko siebie osadzonych oczach miała wyraźne kontury. Wszystko inne było u niej zamazane. Mimo wytężania wzroku, wrażenie nie znikało. Wydawało się, że kobietę przesłania dopasowana ściśle do ciała bariera cieplna, powodująca drganie powietrza, fale przebiegające po jej ciele w górę i w dół. Najprawdopodobniej nie miała poza tym nic na sobie, ale nie można było tego stwierdzić z całą pewnością.
Karl zerknął na Gelę i Carol. Wyglądały na zafascynowane. A Karl nie mógł pozbyć się myśli, że ze strony gospodarzy coś się za tym wszystkim kryje – wieczna kobiecość… Zaprzeczał jednak temu strój tej trzeciej, Res Strogel. Tak jak mężczyźni miała na sobie podobną do tuniki błyszczącą szatę, białą, stroje mężczyzn były w kolorach różowym i turkusowym.
Karl pomyślał o swoim zaczynającym się już odznaczać brzuchu i doszedł do przekonania, że tego typu ubiór jest bardzo korzystny i wygodny.
Obserwacje nie przebiegały tak niepostrzeżenie, jak by życzyły sobie tego obydwie strony. Rozmowa zaczęła się rwać.
– Wybaczcie nam – powiedziała otwarcie Carol – ale jesteśmy jednak trochę zaskoczeni.
To przełamało lody. Wszyscy roześmieli się szczerze. Wydawało się teraz, że kolory na sukni Djamili zmieniają się już nie tak często, a biegnące po ciele Ewy fale ustąpiły miejsca poruszającej się lekko gęstej mgle.
– Słuchajcie, w jaki sposób zauważyliście naszą obecność w waszym świecie? – zapytała Gela. – Czy to naprawdę dwoje naszych zwróciło na siebie waszą uwagę na jakiejś polanie leśnej?
– To dobre: leśna polana! – Hal nie krył swego rozbawienia. – Zazwyczaj nazywam inaczej tę część ciała Djamili, na której wylądował helikopter.
Makrosi roześmieli się serdecznie, goście natomiast spoglądali na nich przez chwilę z zaskoczeniem, potem zrozumieli wszystko i również wybuchnęli śmiechem.
– Jak to, to byliście wy, naprawdę? – Gela, nie przestając się śmiać, bez żenady wskazała palcem na Djamilę. – A wiesz, kto po tobie spacerował?
On! – Ostentacyjnie wyciągnęła ręką w stronę Karla, po czym dodała: – I ja.
Karl śmiał się wprawdzie wraz z innymi, ale czuł się jakoś nieswojo. Mimo woli spojrzał na Djamilę. Pod jej lekką szatą rysowały się piersi, osłonięte migotliwą grą barw. Ogarnęło go zakłopotanie.
Kiedy minął już atak wesołości, Djamila powiedziała:
– Hal ostrzegł mnie wtedy, że na mojej piersi wylądował helikopter, ale pomyślałam, że po prostu żartuje. No cóż, zaskoczyliście nas swoim, pojawieniem się, to pewne. Nie wszyscy ludzie na świecie wiedzą o waszym istnieniu, ale to się wkrótce zmieni. A teraz inna sprawa: Czym mogłabym was ugościć, albo raczej w jaki sposób? Karl roześmiał się.
– Właściwie wszystkim – odparł – jeżeli tylko porcje będą odpowiednio małe.
Djamila wstała. Natychmiast zniknął jej obraz hologramowy. Tuż obok stołu wyrosła ściana o porowatej strukturze, na której migotały i odbijały się fluoryzujące barwne punkty światła laserowego. Następnie w ich polu widzenia ukazał się paznokieć, który wsuwał na olbrzymi stół, będący dla nich podłogą, chybotliwą tacę. Stały na niej, nieco topornie wykonane, trzy małe pojemniki, zawierające po jednej kropli brunatnej cieczy. Karl ujął tacę i postawił ją na stole. Po chwili ukazała się Djamila, znowu w rozmiarach mikro. Na twarzach gospodarzy rysowała się napięta uwaga.
Karl przejął inicjatywą. Podbiegł do helikoptera. Po chwili wrócił z dwiema metalowymi płytkami, przywiązanymi sznurkami do kieszeni, i zanurzył je kolejno w naczyniach. W momencie dotyku kopulasta kropla skurczyła się. Napięcie powierzchniowe, które mogłoby utrudnić picie, zniknęło.
– Wypijemy za naszą owocną współpracę! – powiedziała Gela, widząc niezdecydowanie gospodarzy, którzy widocznie nie byli pewni, jak goście poradzą sobie z poczęstunkiem. – I za to, żebyśmy znowu upodobnili się do ludzi.
Unieśli naczynia. Goście musieli posłużyć się obydwiema dłońmi. Kielichy gospodarzy były podobne, ale dla nich mniejsze i misterniej wykonane. Karl, przytykając kielich do ust, pomyślał mimo woli, ile trudu musiało kosztować makrosów wykonanie takich naczyń.
Wypili. Był to napój trudny do zidentyfikowania, ale smaczny i – jak się wkrótce okazało – bardzo pobudzający.
Teraz Djamila skierowała rozmowę na temat, który intrygował ich najbardziej: pochodzenie maluchów.
– Opowiedzcie coś o swojej ojczyźnie – zaproponowała wprost.
– To, co najważniejsze, znacie już chyba – odparła Gela. – Wydaje mi się, że powinniście odnaleźć w naszej społeczności swoją własną historię, bo my żyjemy teraz chyba tak, jak wasi przodkowie w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku.
– Może nie tak dokładnie – zauważył Gwen. – Wtedy ludzkość dzieliła się właściwie na trzy obozy, ścierające się wzajemnie, co wpływało na wiele decyzji. Tego już chyba nie macie.
– To prawda – potwierdził Karl – ale istnieją różne prądy. Na przykład dawna sekta nie jest już przy władzy, ale jest jeszcze dosyć silna i ma zwolenników niestety nie tylko wśród ludzi starszych, przy czym jest oczywiście odsunięta od rządów. Władzę posiadamy my, wszyscy postępowi robotnicy w sojuszu z przychylnymi nam członkami dawnej elity, widzimy jednak, że za pozorną świadomością obywatelską kryją się u niektórych niechęć do nowości, wzajemna nieufność, maskowanie zła, zakłamanie i egoizm. Nawet rząd walczy teraz o odpowiednie kryteria, które pomogłyby odróżnić wroga od przyjaciela. Możecie sobie teraz wyobrazić, ile zależy od powodzenia naszej ekspedycji, której celem jest nawiązanie kontaktu z wami.