– Cóż, wydaje mi się, że nasza pomoc dla was jest bez wątpienia możliwa. – Partnerka Gwena wyciągnęła rękę, wskazując na mutanty roślin, przy czym jej dłoń wymknęła się z zasięgu hologramu. Przez chwilę wydawało się, że od ściany odrywa się olbrzymi głaz, przechylając się nad stołem.
Ewa spojrzała na Hala, który skinął z aprobatą głową, i dopiero wtedy zaczęła mówić dalej:
– Jestem też przekonana, że chcemy wam pomóc. Nie zostałam wprawdzie upoważniona do obiecywania wam czegokolwiek, ale nie sądzę, aby był to problem. A czy u was wszyscy będą chcieli naszej pomocy?
– Wydaje mi się – wtrącił Gwen – że takie małe rozmiary mają również swoje zalety. Być może niektórzy z was nie będą chcieli wzorować się na nas, lecz zapragną po prostu powstrzymać upadek.
– Gadasz bzdury! – oburzyła się Ewa. – Mógłby ktoś pomyśleć, że popierasz tę idiotyczną naprawę świata, głoszoną przez dawnych proroków.
– Mało będzie takich, którzy nie poprą zmiany. Nasza bezpieczna mikroprzestrzeń staje się za ciasna, a makroświat jest zbyt wrogi – powiedział zdecydowanie Karl.
– Tych, którzy się wahają – powiedziała Carol – odstrasza nie tyle wielkość ciała, co sposób, w jaki wy żyjecie!
– Jak to? – To pytanie padło niemal jednocześnie z ust Gwena i Djamili.
– Przecież żyjemy dobrze – dodała Djamila. Mała lekarka uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
– Owszem – odparła przeciągle – z waszego punktu widzenia! – Wzruszyła ramionami. – U nas pieniądze stanowią nadal ekwiwalent wszystkich towarów, chociaż nie wszystko można kupić. Ogólny poziom życia jest wysoki, ale istnieją dysproporcje. Trudno jest ustalić sprawiedliwe płace. Niedawno – tu poprawiła się momentalnie – a właściwie przed dwoma laty zdarzył się wypadek porzucenia pracy przez chłopów uprawiających makropola.
Gospodarze spojrzeli po sobie pytająco. Carol pośpieszyła z wyjaśnieniem.
– Za strefą ochronną mamy duże obszary pól uprawnych z makroroślinami, na przykład warzywami.
– I truskawkami – wtrącił Karl. – To bardzo praktyczne. Jedna makrotruskawka wystarczy na kompot dla czteroosobowej rodziny na cały rok.
Znowu wybuchnęli śmiechem.
– Oczywiście żniwa wymagają specjalnej technologii i wielkich maszyn – mówiła dalej Carol. – I wtedy zaczął się strajk. Mikrorolnicy otrzymywali dodatek za ciężką pracę, bo nie posiadali takich urządzeń technicznych. Ale za to makrorolnicy mieli pracę bardziej ryzykowną. Doszło niemal do kryzysu żywnościowego.
– Ale przecież przy waszym, wybaczcie mi to określenie, małym społeczeństwie mieliście wspaniałe warunki, lepsze – niż my, aby znieść system pieniężny i różnice socjalne! – Res z podniecenia aż nachyliła się do przodu. – Właśnie dlatego, że dzięki makrouprawie możecie produkować w nadmiarze Czy wiecie, jak długo to trwało u nas? Najpierw musieliśmy rozwiązać problem wyżywienia. Potem zniesiono opłaty w środkach komunikacji publicznej. Wszystko pasowało. Nikt przecież nie jeździ w nieskończoność dla samej przyjemności, tylko dlatego, że to nic nie kosztuje. Następnie przyszła kolej na artykuły gospodarstwa domowego, tylko że musieliśmy wprowadzić jeszcze coś w rodzaju bonów. Każdy mógł otrzymywać cały sprzęt, ale tylko raz na dwa lata wolno mu było wymieniać starą rzecz na nową. Tymczasem produkcja samochodów rozwinęła się do tego stopnia, że można było wprowadzić system wynajmu. Nikt nie otrzymywał samochodu na własność, było ich jednak do dyspozycji tyle, że każdy, kto potrzebował i oczywiście miał prawo jazdy, mógł sobie jeden wziąć. Po zakończonej podróży zostawiało się go po prostu, żeby inny mógł skorzystać. Te, które nie nadają się już do użytku, organa terytorialne wymieniają na nowe. Jeszcze dziś postępujemy w ten sam sposób, również z samolotami o napędzie E i M. Okazuje się, że to zdaje egzamin. Początkowo istniały pewne trudności, ale w rezultacie ludzie otrzymali do swojej dyspozycji bardziej komfortowe środki komunikacji. Dziś to wszystko przebiega już bez zgrzytu.
Różnorodny rozwój poszczególnych krajów świata doprowadził do olbrzymich trudności. Kiedy kraje socjalistyczne wzięły górę nad kapitalistycznymi, i to we wszystkich dziedzinach życia, nastał okres czegoś w rodzaju wędrówki ludów do krajów socjalistycznych. Ludzie przybywali milionami, ale brakowało im odpowiednio rozwiniętej świadomości. Zdarzały się niepowodzenia. Kiedy w naszym świecie pieniądz zaczął tracić stopniowo znaczenie, nastąpił prawdziwy najazd turystów na kraje wspólnoty socjalistycznej. Musieliśmy wprowadzić ograniczenia, zakazy administracyjne, znowu powstało “wąskie gardło”. Przypadło to akurat na okres, kiedy zdołaliśmy wywalczyć totalne, obowiązujące na całym świecie rozbrojenie. Kraje kapitalistyczne przeżywały nieopisane kryzysy gospodarcze, groziła im nędza. Ta sytuacja wymagała radykalnych środków zaradczych.
Po klęsce kapitalizmu nastała faza powszechnego opowiadania się po stronie socjalizmu i nadrabiania przez kraje zacofane strat w stosunku do państw najbardziej rozwiniętych, przy nie zmienionym tempie rozwoju. No, a naszą teraźniejszość będziecie poznawali coraz lepiej. – Res wyprostowała się. Jej włosy zniknęły za górną krawędzią ekranu. – Ale tym, co mnie najbardziej interesuje, są wasze badania nad mikroustrojami…
– Res – przerwał jej z wyrzutem w głosie Gwen. – Nasi goście też by chcieli dojść do słowa.
Zmarszczyła brwi. Widać było, że właśnie teraz nie chciała, by ktoś jej przeszkodził. Może nawet mówiłaby dalej, wbrew uwadze Gwena, gdyby nie Gela.
– Tak, tak – wtrąciła się do rozmowy, kiwając głową. – Wprawdzie nie wiem dokładnie, kiedy kapitalizm został przezwyciężony, ale chyba nie ulega wątpliwości, że wasz rozwój zaczął się po wielkiej wojnie u progu ery atomowej. Widzicie, poszliśmy za waszą radą i ostatnio korzystaliśmy często z usług waszego centrum encyklopedycznego. Teraz wiemy o wiele więcej, również to, że nasi prorocy pochodzą z okresu, kiedy kapitalizm nie był już najsilniejszy, ale chyba najbardziej niebezpieczny.
– Około roku 1980? – przerwał Hal.
– Tak. Ale miniaturyzacja należała jeszcze do najbardziej humanitarnych zamierzeń, jeżeli chodzi o machinacje genetyczne.
– Widocznie jednak jedynym, jaki został zrealizowany tak masowo, czego smutnym przykładem jesteśmy my! – rzekła Gela.
– To prawda – przyznała Carol. – Planowali jeszcze gorsze rzeczy!
Hal wiedział o tym, słyszał o zaprogramowanych mutantach wojennych, zdolnych do wycięcia w pień wszystkiego, co stanęłoby im na drodze. Zmodyfikowane mutanty robocze miały zapewnić garstee panujących nie tylko życie, ale również zbytek i władzę. W porównaniu z tym miniaturyzacja istotnie robiła wrażenie niewinnej zabawy.
Dla Hala nie były to sprawy obce, potwierdzały też jego pierwotną tezę, a mimo to czuł się nieswojo. Taki sam nastrój wyczuwał w Djamili. Dręczyły go jakieś niejasne, absurdalne wyrzuty sumienia, że sam należy do tych dużych… Czy wtedy można było coś zrobić?
– Że też ludzie próbują zawsze wykorzystać to, co postępowe, do swoich nieludzkich machinacji! – zawołała Ewa z naiwnym oburzeniem.
– To nie jest tak! – Djamila potrząsnęła głową. – Trzeba wiedzieć, kto tak postępował. I dla czyjego dobra. Dziś to jest nie do pomyślenia, chyba że gdzieś istniałby nie wykryty chory mózg. Ale wtedy defekt mieścił się w wielu mózgach, ideologiczny.
– Dziękuję! – W głosie Ewy zabrzmiała ironia. – Ale jednak byli to ludzie. I chyba po dziesiątkach lat wolno mi nie rozumieć, co im chodziło po głowie i co skłoniło ich do miniaturyzowania innych. – Niezbyt uprzejmym gestem wskazała na gości. My również przeprowadzamy mutacje, ale nigdy ze szkodą dla ludzi. Nikomu z nas nie przyszłoby do głowy dokonywać tego na innych. Badaniom genetycznym zawdzięczamy istnienie społeczeństwa bez raka, cukrzycy i debilizmu, większą część naszego dobrobytu…