Hal zapragnął nagle podzielić się z kimś swymi wrażeniami, chciał, aby jego zachwyt stał się udziałem wszystkich. Res! Siedziała pochylona nienaturalnie do przodu, z półotwartymi ustami, rozgorączkowana, z twarzą błyszczącą od potu. Zacisnęła kurczowo pięści, aż zbielały jej kostki dłoni. Wyglądała na tak podekscytowaną, że Hal poczuł o nią przez chwilę strach i postanowił przerwać tok jej rozmyślań. Potem zmienił jednak zdanie: Res, która wtedy brodziła wśród potoku drobnoustrojów, nie załamie się tak łatwo!
Nie musiał już obserwować filmu, wszystko stało się jasne. Nawet jeżeli tamci pokazali im kilka przykładów, choćby najbardziej przekonujących, to Hal wiedział doskonale, że jego wyobrażenie w tym kierunku nie jest wcale pełne. I co tu się dziwić, że owe drobnoustroje pożerają nasz beton. Powstrzymanie tego potoku będzie śmiesznie łatwe. Ani Hal, ani prawdopodobnie Res nie wątpili już w to, że ów pochód drobnoustrojów mogli spowodować ich obecni gospodarze. Ale w jakim celu?
Poczuł nagle, że ogarnia go radość połączona z satysfakcją. To dobrze, że Mexer poniósł porażkę. Kogoś takiego jak Res nie spławia się jak pierwszego, lepszego! Ale teraz nadeszła już pora, żeby ona zaczęła działać!
Nareszcie! Gwen spocony zdjął hełm. Zerknął na Hala, ich spojrzenia spotkały się. Prawdopodobnie myśleli o tym samym, wstali bowiem i podeszli do siebie.
– Sądzisz?… – zapytał z podnieceniem Gwen.
– Tak. – Hal skinął głową.
– Przerywamy? – Gwen wskazał na transopter.
– Nie odbieraj im tej przyjemności – zaprzeczył Hal z uśmiechem, wskazując na Djamilę i Res. – Tymczasem nic złego nie może się wydarzyć, potok jest zahamowany.
– To nic – odparł Gwen. – Ale może mają środki zapobiegawcze. Wsiądą raz, dwa do samolotu, opryskają i gotowe!
– Tak, a ten środek załadują do naparstka – zadrwił Hal. – Ciekawe tylko, po co by to robili.
Gwen spojrzał na niego zaskoczony.
– Właśnie – odparł zamyślony, po czym podszedł do radiostacji.
XX
Taka była właśnie Res: kiedy Gwen połączył się z nią przez wideofon, opalała się właśnie. Nie zadała sobie nawet trudu, aby się ubrać. Widocznie, słysząc sygnał, wcisnęła przycisk aparatu nogą, a teraz witała go niedbale:
– Cześć, Gwen, a jednak się odezwałeś? – Jej obojętny ton kłócił się z uniesionymi i zmarszczonymi brwiami, które regularnym rysom jej twarzy nadawały wygląd jakby zaciekawionej wiewiórki. Domyślała się, po co się z nią skontaktował.
– Wytępimy je – powiedział Gwen niezbyt jasno i jakby zbity nieco z tropu.
– Kogo chcesz wytępić? – zapytała ironicznie Res.
– Do diabła, rusz trochę głową. Siedzę na tych Wyspach Podwietrznych i jest mi cholernie ciężko cię złapać! – ofuknął ją bez złości Gwen. – Postanowiliśmy policzyć się przy pomocy maluchów z tymi twoimi zaprogramowanymi bestiami.
– Ach! – Res z całym spokojem uniosła się trochę. – Już? – zapytała ironicznie. – No więc! – Wstała i rozejrzała się wokoło, szukając ubrania.
– Co znaczy: no więc?
– To znaczy, że po pierwsze prześlę znowu moją pracę do Akademii, z takim pismem w załączeniu, że im pójdzie w pięty, a po drugie masz powiedzieć mi natychmiast, kiedy oni tu będą.
– Najlepiej byś zrobiła, gdybyś przybyła tu jak najszybciej – powiedział Gwen nieco zakłopotanym tonem – i odleciała potem razem z nami!
– Coś podobnego! – Res powiedziała tylko tyle. Po jej twarzy przemknął cień triumfu.
– Nie było też o co się dąsać – zauważył Gwen. – Tydzień wcześniej czy później nie odgrywa już roli.
– Widać, że nie masz do czynienia z ludźmi w tym mieście. – Machnęła ręką. – A poza tym, czy nie” mogłam się stęsknić za dziećmi? Zresztą zostawmy to. Przylecę do was. Ale postaraj się, żeby to nie trwało długo, proszę cię.
Jeszcze tego samego wieczoru przyleciała samolotem. W jaki sposób uzyskała tak szybko zgodę na Jot transoceaniczny, pozostało zagadką, tym bardziej że leciała maszyną sterowaną ręcznie. Pilot śpieszył się, nie mógł doczekać się już powrotu, widocznie czuł się nieswojo wśród tych licznych promieni wiodących i blokujących wokół wyspy.
W pawilonie przygotowywano się właśnie do ważnego spotkania z Radą Naukową maluchów, kiedy nieoczekiwanie zjawiła się Res. Hal stał akurat przed wejściem. Kiwnęła mu głową, wskazała kciukiem na pawilon i zapytała:
– Gwen?
Kiedy Hal odpowiedział twierdząco, wtargnęła do środka. Hal usłyszał okrzyk Gwena, a kiedy wszedł również, zobaczył, że Res rozsiadła się na stole, odsuwając na bok nastawioną już na odpowiednią odległość aparaturę. Kiedy Gwen zaprotestował, uśmiechnęła się z ubolewaniem.
– No, to jestem. Opowiadaj!
Gwen poradzi sobie z nią lepiej niż ja, pomyślał Hal. Gdyby to ode mnie zależało, wyprosiłbym ją chyba grzecznie. Gwen natomiast, nie tracąc zimnej krwi, ustawił na nowo jakąś ramę i rzekł jakby mimochodem:
– Hal powie ci, jak mamy zamiar postąpić i będzie cię popierał, jeżeli chcecie zacząć działać od razu.
– Czyżbym podjął się tego? – Hal nie mógł powstrzymać się od tej uwagi.
– Co znaczy: “zacząć działać od razu”? – zapytała dosyć ostro Res. Marszcząc brwi, spojrzała na Hala z uśmiechem. W odpowiedzi uśmiechnął się do niej niepewnie.
Zadanie nie byłoby dla niego przykre. Res była kobietą atrakcyjną, może tylko za bardzo ascetyczną, chudą,, ale Hala interesowała przede wszystkim praca. Res znajdowała się tak blisko narodzin nowej epoki w nauce, jak nikt inny, a on miał szansę być przy tym, dowiedzieć się czegoś bliższego. Na razie jednak była to jeszcze sprawa przyszłości.
– Z kim rozmawialiście? – zapytała wprost.
Gwen i Hal spojrzeli po sobie.
– Na ten temat jeszcze z nikim – odparł Gwen. Wyglądało na to, że odpowiedź przecząca, jakiej musiał udzielić Res, sprawiła mu przykrość. Kiedy zaczęła powątpiewająco marszczyć brwi, dodał pośpiesznie: – Nie chcieliśmy działać bez ciebie. Zrozum, nawet nie wiemy, jak postąpić.
– Tak – powiedziała Res. – A więc nic się nie zmieniło od czasu mojego wyjazdu! – Umilkła na chwilę. – A jeżeli oni też nie wiedzą? Hm? W takim razie nie mogliby nam nic powiedzieć!
– Właśnie – przyznał Gwen. – Dlatego ty powinnaś ruszyć to z miejsca, zająć się tym od samego początku.
Spoglądała to na jednego, to na drugiego. Wyglądała już na udobruchaną.
– No, to możecie mnie wtajemniczyć.
Hal zaprosił ją do stojącego w pobliżu samolotu bliskiego zasięgu, wskazał na ekran, po czym wydał polecenie do katamaranu, aby puścili taśmy z ostatnimi wydarzeniami. Następnie przyłączył się do innych, którzy hałasując brali wieczorną kąpiel.
Kiedy rozmawiając z Gwenem nie ukrywał, że zdziwiło go szorstkie zachowanie się Res, tamten uśmiechnął się tylko.
– Mylisz się! Ona jest teraz opętana tą pracą, a poza tym ma kłopoty. Normalnie jest bardzo miła. Ewa zna ją dobrze. Jestem pewny, że się uspokoi, kiedy będzie już miała wszystko za sobą.
Hal poszedł do Res. Siedziała jeszcze nieruchomo przed ekranem.
– No i co? – zapytał.
Spojrzała na niego. Zanim powróciła do rzeczywistości, upłynęła chwila. Potem powiedziała powoli:
– Czy możesz sprawić, żebym nawiązała szybko kontakt z tymi, którzy waszym – ostatnie słowo wypowiedziała z ironią – zdaniem mają przyłączyć się do maluchów?
– Oczywiście – powiedział Hal wzruszając ramionami. – Ale czy dzień wcześniej lub później odgrywa tu rolę?
Spojrzała na niego przenikliwie. – Tak – odparła zdecydowanie. – Mimo waszego gazu te bestie pokonują w ciągu godziny metr. Są podstępne i wyrafinowane. Nie jestem pewna, czy aktualnie przepadają jeszcze za betonem! I tak straciliśmy już sporo czasu!