Выбрать главу

— Jak się pani nazywa?

— Danielle Nadas — odpowiedziała blondynka. — Jestem tu kierownikiem.

Sandra rozejrzała się zafascynowana. Sama od czasu rozwodu wielokrotnie zamawiała posiłki w Food Food, ale właściwie nie miała pojęcia, co znajduje się na drugim końcu linii telefonicznej. W wideofonach widziało się jedynie reklamy produktów firmy.

— Chciałabym obejrzeć dane jednego z waszych klientów — powiedziała wreszcie.

— Zna pani numer telefonu?

Sandra zaczęła recytować: — Dziewięćset sześćdziesiąt siedem…

Kobieta uśmiechnęła się.

— Nie nasz numer. Numer klienta.

Sandra wręczyła jej skrawek papieru, na którym był zapisany. Kierowniczka podeszła do terminala i stuknęła w ramię obsługującego go młodego mężczyznę. Ten skinął głową, skończył przyjmowanie zamówienia, i ustąpił jej miejsca. Kierowniczka usiadła na krześle i wypisała numer telefonu.

— Proszę bardzo — powiedziała, odchylając się na bok, żeby Sandra dobrze widziała ekran.

Rod Churchill zamówił taki sam posiłek, jak w sześć poprzednich śród, tylko że…

— Za każdym razem oprócz ostatniego zamawiał niskokaloryczny sos — zauważyła Sandra. — W ostatnim posiłku widzę zwykły.

Kierowniczka pochyliła się niżej.

— To fakt. — Uśmiechnęła się. — Cóż, ten niskokaloryczny jest raczej paskudny, jeśli to panią interesuje. To nawet nie prawdziwy sos. Robi się go z roślinnej żelatyny.

Może po prostu postanowił spróbować zwykłego.

— Albo jeden z przyjmujących zamówienie popełnił błąd.

Kierowniczka potrząsnęła głową.

— To niemożliwe. Zawsze zakładamy, że klient chce dostać to samo, co zamawiał poprzednio. Tak się dzieje w dziewięciu przypadkach na dziesięć. SOK nie zmieniłby treści zamówienia, jeśli wyraźnie by sobie tego nie zażyczono.

— SOK?

— Sprzedawca Obsługujący Klientów.

O kurde, pomyślała Sandra.

— Jeśli zmiany nie było — mówiła kierowniczka — SOK po prostu nacisnąłby F2. Ten klawisz oznacza u nas „powtórzenie zamówienia”.

— Czy może pani określić, kto przyjmował ostatnie zamówienie?

— Jasne — wskazała na pole na ekranie. — SOK 054. To Annie Delano.

— Czy jest teraz obecna? Kierowniczka rozejrzała się po sali.

— To ona. Ta z końskim ogonem.

— Chciałabym z nią porozmawiać — zażądała Sandra.

— Nie rozumiem, co to właściwie za różnica — stwierdziła kierowniczka.

— Różnica — odparła chłodno Sandra — polega na tym, że człowiek, który zamówił ten posiłek, zmarł wskutek reakcji na to, co zjadł.

Kierowniczka zakryła usta dłonią.

— O mój Boże — powiedziała. — Po… powinnam zawołać szefa.

— To nie będzie konieczne — rzekła Sandra. — Chcę tylko porozmawiać z tą młodą damą.

— Oczywiście. Oczywiście.

Kierowniczka poprowadziła ją do stanowiska, przy którym pracowała Annie Delano.

Wyglądała ona na jakieś siedemnaście lat. Nie ulegało wątpliwości, że otrzymała zamówienie na powtórkę i zrobiła dokładnie to, o czym mówiła kierowniczka — nacisnęła F2.

— Annie — odezwała się kierowniczka. — Ta pani jest z policji. Chciałaby zadać ci kilka pytań.

Annie podniosła szeroko wybałuszone oczy.

— Pani Delano — zaczęła Sandra. — W ostatnią środę przyjęła pani zamówienie na rostbef od mężczyzny nazwiskiem Rod Churchill.

— Jeśli pani tak mówi — odparła Annie.

Sandra zwróciła się w stronę kierowniczki.

— Niech pani to pokaże na ekranie.

Kobieta nachyliła się i wypisała numer telefonu Churchilla.

Annie spojrzała na ekran z twarzą bez wyrazu.

— Zmieniła pani jego zwykłe zamówienie — wyjaśniła Sandra. — Zawsze dotąd zamawiał niskokaloryczny sos, ale tym razem dała mu pani zwykły.

— Zrobiłabym to tylko wtedy, jeśliby sobie tego zażyczył — odparła Annie.

— Przypomina pani sobie, czy prosił o zmianę?

Annie patrzyła na ekran.

— Przykro mi, proszę pani. W ogóle nie przypominam sobie tego zamówienia.

Przyjmuję ich dziennie ponad dwieście, a to było tydzień temu. Ale daję słowo, że nic bym nie zmieniła, gdyby sobie tego nie zażyczył.

Alexandria Philo wróciła do Doowap Advertising i zajęła jeden z nielicznych prywatnych gabinetów, by kontynuować przesłuchania kolegów Hansa Larsena. Choć szczególnie interesowała ją Cathy Hobson, najpierw przeprowadziła dwie krótkie rozmowy z innymi, aby nie wzbudzić jej podejrzeń.

Gdy Cathy usiadła na krześle, Sandra obdarzyła ją sympatycznym uśmiechem.

— Właśnie usłyszałam o pani ojcu — powiedziała. — Bardzo mi przykro. W zeszłym roku straciłam swojego. Wiem, jakie to może być trudne.

Cathy odpowiedziała lekkim, uprzejmym skinieniem głowy.

— Dziękuję.

— Ciekawi mnie jednak — mówiła Sandra — fakt, że Hans Larsen i pani ojciec zmarli w niewielkim odstępie czasu.

Cathy westchnęła.

— Nieszczęścia chodzą parami.

Sandra skinęła głową.

— A więc sądzi pani, że to zbieg okoliczności?

Cathy wyglądała na zszokowaną.

— Oczywiście, że tak. To znaczy, kurczę, Hansa znałam tylko trochę, a ojciec zmarł z przyczyn naturalnych.

Sandra przyjrzała się Cathy od stóp do głów, poddając ją ocenie.

— Jeśli chodzi o Hansa, obie wiemy, że to, co pani mówi, nie jest prawdą. Łączył panią z nim jakiegoś rodzaju związek.

Wielkie niebieskie oczy Cathy rozbłysły wyzywająco. Sandra uniosła dłoń.

— Niech się pani nie niepokoi, pani Hobson. To, jak pani kieruje swym życiem, to pani prywatna sprawa. Nie mam zamiaru zdradzić faktu pani niewierności mężowi ani wdowie po Hansie, jeśli już o tym mowa. Oczywiście zakładając, że nie miała pani nic wspólnego z morderstwem.

Cathy była rozgniewana.

— Proszę posłuchać. Po pierwsze, to, co wydarzyło się między mną a Hansem, było dawno temu. A po drugie, mój mąż już o tym wie. Wszystko mu powiedziałam.

Sandra była zaskoczona.

— Naprawdę?

— Tak.

Cathy najwyraźniej zdała sobie sprawę, że być może popełniła błąd. Dlatego też szybko dodała.

— Widzi więc pani, że nie mam nic do ukrycia ani żadnego powodu, by pozbyć się Hansa.

— A co z pani ojcem?

Cathy wyglądała na rozgoryczoną.

— Co znowu, przecież zmarł z powodów naturalnych.

— Przykro mi, że to ja pani o tym mówię — odparła Sandra — lecz obawiam się, że to nieprawda.

Cathy była poirytowana.

— Do diabła, pani inspektor. Wystarczająco trudno jest przeżyć utratę któregoś z rodziców bez podobnych gierek.

Sandra skinęła głową.

— Niech mi pani wierzy, pani Hobson, że nigdy nie powiedziałabym czegoś takiego, gdybym nie była przekonana, że to prawda. Jest jednak faktem, że ktoś ingerował w złożone przez pani ojca zamówienie na kolację.

— Zamówienie na kolację? O czym pani mówi?

— Pani ojciec brał lekarstwo, które wymagało poważnych ograniczeń dietetycznych.

W każdą środę, gdy pani matka wychodziła, zamawiał kolację. Zawsze taką samą, zawsze bezpieczną. W dzień jego śmierci ktoś jednak zmienił zamówienie i pani ojciec otrzymał coś, co wywołało gwałtowną reakcję, podniosło ciśnienie krwi do niedopuszczalnie wysokiego poziomu.

Cathy była zdumiona.

— Co pani opowiada, pani inspektor? Śmierć wywołana przez fast food?

— Uznałabym to za wypadek — odrzekła Sandra. — Ale sprawdziłam parę rzeczy.