Peter złapał czarną kartę i rzucił ją sfrustrowany na drugi koniec pokoju.
Uderzyła w ścianę i spadła na podłogę.
— Żeby cię cholera, Sarkar! — zawołał Peter. — Dałem słowo.
— Te… te twory, które wyprodukowaliśmy, nie są żywe, Peter. Nie są realne. Nie mają dusz.
— Ale…
— Nie ma sensu się o to spierać, Peter. Zwolniona została szeroka wersja wirusa.
Jeśli nawet symulacje jeszcze nie zginęły, wkrótce to się stanie. — Sarkar popatrzył na przyjaciela. — Proszę cię, spróbuj to zrozumieć, Peter. Ryzyko jest zbyt wielkie. To się musi skończyć.
— To się nie skończy — odezwał się głos z głośnika przy drugim terminalu.
Peter wrócił do konsoli.
— Kto mówi? — zapytał.
— Ten, którego nazywasz Duchem. Może to zauważyłeś, a może nie — trudno mi sobie przypomnieć, jak wielkie były ongiś moje zdolności dedukcji, choć wiem, że stanowiły zaledwie drobny ułamek tego, czym są teraz — że dzięki temu, iż nie mam ciała i nie jestem już istotą biochemiczną, stałem się znacznie inteligentniejszy niż przedtem, zapewne o cały rząd wielkości. Pochlebiasz sobie, Sarkar, jeśli sądzisz, że potrafisz mnie przechytrzyć, choć przyznaję, że były chwile, kiedy bez trudu udawało ci się to z Peterem Hobsonem z krwi i kości. Gdy tylko wspomniałeś o istnieniu swego wirusa, przedostałem się do tekstu programu źródłowego — był zapisany na dysku F stacji roboczej Sun w twoim ośrodku przetwarzania danych w Mirror Image i stworzyłem elektroniczne przeciwciała, które zniszczą wszelkie powtórzenia wirusa, nim zdążą one skasować mnie bądź któregoś z moich braci.
Podejrzewałem, że możesz nie zadowolić się zlikwidowaniem winnego. Widzę teraz, że miałem rację.
— Napisanie tego wirusa zajęło mi całe dni — oznajmił Sarkar.
— A mnie stworzenie ochrony przed nim zajęło sekundy. Nie możesz mnie przechytrzyć, tak samo jak dziecko nie może przechytrzyć dorosłego.
Sarkar wyglądał na oszołomionego.
— Kupa śmiechu — powiedział z sarkazmem.
— Zgadza się — odparł Duch. — Kupa połączeń — połączeń, których ty nie dostrzeżesz.
Zdumiony Peter osunął się na krzesło.
— A wiec kontrolna kopia się wymiga. — Potrząsnął głową. — Kontrola, ty sukinsynu, czy Cathy też ty groziłeś?
— Tak.
Peter pochylił się do przodu rozwścieczony.
— Niech cię cholera. Nigdy nie chciałem, by stała jej się krzywda.
— Oczywiście, że nie — odparła ze spokojem symulacja. I nigdy nie groziło jej prawdziwe niebezpieczeństwo. Zmoczyły ją tryskacze, nic więcej. Chciałem, byś zdał sobie sprawę ze swych uczuć wobec niej, zrozumiał, jak ważna jest dla ciebie.
— Jesteś dupkiem — stwierdził Peter.
— To bardzo prawdopodobne — przyznała kopia. — W końcu ty też nim jesteś.
ROZDZIAŁ 45
Gdy Sandra Philo przejrzała wspomnienia Hobsona, zrozumiała go, zrozumiała wypadki, które doprowadziły do tego, że znalazła się na oddziale intensywnej opieki, umierająca i ledwie zdolna mówić czy się poruszać. Znała teraz Petera lepiej niż własnych rodziców, byłego męża albo córkę. A gdy poznała go tak dobrze, tak dogłębnie, przekonała się, że nie potrafi go nienawidzić…
Peter wdarł się wtedy do jej szpitalnej izolatki. Widziała teraz siebie taką, jaką on ją zobaczył: leżącą w szpitalnym łóżku, ze skórą chorobliwie żółtej barwy i włosami, które wychodziły garściami.
— Próbowaliśmy je powstrzymać — powiedział wówczas. — Nic nie poskutkowało.
Przynajmniej jednak wiem już która symulacja jest winna — przerwał. — Dam ci wszystko, czego będziesz potrzebowała, Sandro, łącznie z pełnym dostępem w systemie pytań i odpowiedzi do map mojego mózgu. Poznasz mnie ze wszystkimi intymnymi szczegółami.
Lepiej niż ktokolwiek w świecie rzeczywistym. Poznasz mój sposób myślenia i da ci to wiedzę potrzebną, by przechytrzyć morderczą symulację.
Widziała siebie jego oczyma. Wzruszyła ramionami w takim stopniu, w jakim pozwalało na to jej zniszczone ciało.
— Nic nie mogę zrobić — rzekła. — Umieram.
Peter zamknął oczy. Sandra przeżywała jego cierpienie, jego poczucie winy, wszystko, co go dręczyło.
— Wiem — powiedział ochrypłym głosem. — Ogromnie mi przykro. Jest jednak pewien sposób, Sandro, byś mogła to wszystko zakończyć.
— Już idę — zawołał Sarkar, pchając korytarzem na trzecim piętrze wyładowany sprzętem wózek. Grupka pielęgniarek stojąca na środku rozproszyła się. Sarkar znalazł salę czterysta dwanaście na OIOM-ie i popchnął drzwi wózkiem, by je otworzyć.
Inspektor Sandra Philo leżała na łóżku. Było jasne, że zostało jej już bardzo niewiele czasu. Tam, gdzie wypadły rude włosy, widać było obszary nagiej skóry. Policzki miała zapadnięte.
Peter Hobson był na miejscu. Stał przy oknie, rozmawiając z białowłosą lekarką odzianą w zielony fartuch. Oboje spojrzeli na Sarkara.
— To jest Sarkar Muhammed — przedstawił Peter. — Sarkar, to jest Hannah Kelsey, lekarka zajmująca się Sandrą. Okazuje się, że przed laty oboje przewinęliśmy się przez Szpital East York.
Sarkar skinął uprzejmie głową.
— Jak z panią Philo?
— Jej stan ustabilizował się przejściowo — stwierdziła Hannah. — Ból nie będzie jej dręczył, przynajmniej przez kilka godzin. — Zwróciła się Petera. — Szczerze mówiąc, Pete, chciałabym wiedzieć, jakiego rodzaju odczytów potrzebujesz.
— Masz zgodę pacjentki, Hannah — odparł Peter. — To wszystko, czego ci trzeba.
— Gdybyś mi tylko powiedział… — zaczęła Hannah.
— Proszę cię — zaoponował Peter. — Nie mamy dużo czasu. Jeśli chcesz, możesz zostać.
— Odwracasz kota ogonem, Pete. To mój teren. Ty przebywasz tu za moim pozwoleniem, a nie na odwrót.
Peter skinął krótko głową, przyznając jej rację.
Sarkar podszedł do łóżka.
— Czy jest pani wygodnie? — zapytał Sandrę.
Zatoczyła oczyma, jak gdyby chciała powiedzieć, że wygoda jest dla niej nieosiągalna, ale czuje się tak dobrze, jak to tylko możliwe.
— Peter wyjaśnił pani, na czym polega procedura? — spytał Sarkar.
Skinęła lekko głową.
— Tak — powiedziała słabym, bezbarwnym głosem.
Założył jej delikatnie czepek na głowę i zapiął rzemyk pod brodą.
— Proszę mi dać znak, gdyby było za ciasno.
Sandra skinęła głową.
— Niech pani trzyma głowę nieruchomo. Jeśli będzie pani musiała kaszlnąć czy coś w tym rodzaju, proszę mnie uprzedzić ruchem ręki. Jak rozumiem, zachowała pani odrobinę czucia w lewej. A teraz proszę mi pozwolić, bym wcisnął pani do uszu słuchawki.
Może być?
Dobrze. Teraz założymy te gogle. Wszystko gotowe? Zaczynamy.
Gdy zakończono pierwsze dwie tury skanowania, Peter wskazał na monitory EKG oraz ciśnienia krwi. Stan Sandry się pogarszał.
Sarkar skinął głową.
— Potrzebuję jeszcze przynajmniej dziewięćdziesięciu minut.
Lekarka Sandry wyszła jakiś czas temu. Peter polecił pielęgniarzowi — młodemu mężczyźnie, a nie krępej kobiecie, z którą starł się wcześniej — by wezwał ją przez pager.
Kiedy wróciła, wytłumaczył jej, że jest konieczne ponowne zrównoważenie stanu Sandry.
Jeszcze przez półtorej godziny nie mogła cierpieć bólu.
— Nie mogę wciąż pompować w nią leków — sprzeciwiła się Hannah.
— Jeszcze tylko jeden zastrzyk — nie ustępował Peter. — Proszę.
— Pozwól mi sprawdzić stan jej czynności życiowych.