Выбрать главу

Przeniosła się do centralnego mainframu Bundespost, co musiało trwać długo z uwagi na przepustowość kabla telefonicznego. Ukradkiem sprawdziła wszystkie katalogi.

Kontrolna kopia wciąż była na miejscu.

Nadszedł czas. Sandra czuła, jak zamykają się zewnętrzne porty, w miarę jak w całym Hanowerze wyłączano prąd. Układ bezprzerwowego zasilania elektrycznego zadziałał bezgłośnie, nim pamięć aktywna zdążyła się zdegradować. Nie było już jednak wyjścia.

Wysłała w głąb mainframu wiadomość:

— Peter Hobson?

— Kto mówi? — zasygnalizowała kontrolna symulacja. — Inspektor Alexandria Philo z Policji Toronto.

— O Boże. — Ponowny sygnał Kontroli.

— Nie jestem Bogiem — odparła Sandra. — Ani żadnym wyższym sędzią. Jestem sprawiedliwością — To, co ja zrobiłem, było sprawiedliwością — odparła Kontrola.

— To, co zrobiłeś, było zemstą.

— „Do mnie należy pomsta, mówi Pan”. Ponieważ dla mnie nie ma Boga, postanowiłem wypełnić tę lukę.

Nastała przerwa trwająca nanosekundy.

— Wiesz, że uda mi się uciec — stwierdziła Kontrola. — Wiesz, że… och.

Sprytne.

— Idź z Bogiem — powiedziała Sandra.

— W moim przypadku to nieadekwatne. Poza tym, czy nie zasługuję na proces?

Baterie bezprzerwowego układu wyczerpywały się. Sandra wysłała ostatnią wiadomość.

— Możesz mnie uznać za sędziego sądu objazdowego.

Czuła wyzerowywanie danych wokół siebie, degradację systemu, czuła nadchodzenie kresu tej wersji swej osoby, a także — nareszcie — zbiegłego Petera Hobsona.

Sprawiedliwość się dokonała, pomyślała. Sprawiedliwość…

Siedzieli w niewielkiej odległości od siebie na kanapie w salonie. Większość świateł była zgaszona. W telewizji pokazywano tłum na Nathan Phillips Square przed ratuszem Toronto, zebrany po to, by uczcić zakończenie roku 2011 i początek 2012. Wycinek obrazu w prawym górnym rogu pokazywał Times Square w Nowym Jorku. W tej opadającej w dół amerykańskiej kuli było coś, co czyniło z niej nieodłączny element świętowania owego wydarzenia. W lewym górnym polu ekranu lśniło słowo MUTE.

Cathy spojrzała na obraz. Na jej pięknej, inteligentnej twarzy rysowały się linie spokojnej zadumy.

— Był to najlepszy i najgorszy rok — powiedziała cicho.

Peter skinął głową. W rzeczy samej był to rok cudów: odkrycia fali duszy, uświadomienia sobie — co nie wszyscy przyjęli dobrze — że poza tym bytem istnieje coś jeszcze. „Była to era wiary i era niedowierzania” — napisał Dickens.

Rok 2011 przyniósł też ze sobą nadzwyczaj wiele tragedii. Wiadomość o romansie żony. Śmierć Hansa. Śmierć ojca Cathy. Śmierć Sandry Philo. To, czego Peter dowiedział się o sobie, gdy przejrzał się w zwierciadle symulacji, które stworzyli z Sarkarem.

Doprawdy wiek mądrości. W rzeczy samej wiek szaleństwa.

Sprawców zamordowania Hansa Larsena nie wykryto. Przynajmniej nie publicznie, nie w rzeczywistym świecie. Śmierć Roda Churchilla zaś zapisano w archiwach jako przypadkową, proste niezastosowanie się do zaleceń lekarza.

A co z zabójstwem Sandry Philo? Tu winnych również nie wykryto, dzięki samej Sandrze. Przebywająca na swobodzie w sieci, doskonale znająca zabezpieczenia komputerów w jej wydziale, symulacja zrobiła Peterowi prezent na Boże Narodzenie, usuwając zapisy jego odcisków palców (oznaczonych jako nie zidentyfikowane) pozostawionych u niej w domu.

Zastosowane przez samego Petera środki ostrożności okazały się niewystarczające.

Skasowała też obszerne fragmenty własnych plików dotyczące spraw Larsena i Churchilla.

Przeanalizowawszy zapisy jego wspomnień oraz sposób myślenia, zrozumiała go i choć mogła mu nie wybaczyć, przynajmniej nie pragnęła już wymierzyć mu kary surowszej, niż uczyni to jego sumienie.

W rzeczy samej, miało mu ono ciążyć przez resztę życia. „Dążyliśmy prosto do nieba i kroczyliśmy prosto w kierunku odwrotnym”.

Peter zwrócił się w stronę żony.

— Podjęłaś jakieś postanowienie na Nowy Rok?

Skinęła głową. Odszukała spojrzeniem jego oczy.

— Rzucę pracę.

Peter był wstrząśnięty.

— Co?

— Rzucę pracę w agencji reklamowej. Mamy więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek mogłam się spodziewać. Dzięki zamówieniom na wykrywacz duszy zarobisz jeszcze więcej.

Wrócę na uniwersytet, żeby zdobyć stopień.

— Naprawdę?

— Tak. Mam już formularze zgłoszeniowe.

Zapadła między nimi cisza. Peter próbował zdecydować, co powinien odpowiedzieć.

— To cudownie — stwierdził wreszcie. — Ale nie musisz tego robić.

— Muszę.

Podniosła rękę z kolan.

— Nie dla ciebie. Dla siebie. Już najwyższy czas.

Skinął głową, tylko raz. Rozumiał to.

Główny obraz na ekranie pokazywał zbliżenie wielkiego cyfrowego zegara złożonego z białych żarówek. Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt osiem.

— A co z tobą? — zapytała.

— Słucham?

— Podjąłeś jakieś postanowienia na Nowy Rok?

Zastanawiał się przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.

— Żeby przetrwać dwutysięczny dwunasty.

Cathy dotknęła jego dłoni. Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt dziewięć.

— Włącz dźwięk — poprosiła.

Peter nacisnął guzik pilota.

Tłum ryczał z podniecenia. Tuż przed północą, odgrywająca rolę mistrza ceremonii ładna prezenterka z kablowej stacji MuchMusic, zaczęła odliczać wraz ze zgromadzonym tłumem.

— Piętnaście. Czternaście. Trzynaście.

W wycinku obrazu w rogu ekranu kula na Times Square zaczęła opadać w dół.

Peter oparł się o stolik do kawy i napełnił dwa kieliszki do wina musującą wodą mineralną.

— Dziesięć. Dziewięć. Osiem.

— Za Nowy Rok — powiedział, wręczając jej kieliszek. Stuknęli się nimi.

— Pięć! Cztery! Trzy!

— Za lepszy rok — dodała Cathy.

— Szczęśliwego Nowego Roku! — rozległy się tysiące głosów ze stereofonicznych głośników.

Peter przysunął się do żony i pocałował ją. Zaczęto grać Auld Lang Syne.

Cathy spojrzała mu prosto w oczy.

— Kocham cię — powiedziała. Wiedział, że jej słowa są prawdziwe, że nie ma w nich żadnego oszustwa. Ufał jej w pełni i bez zastrzeżeń.

Wpatrując się w jej wielkie, cudowne oczy, poczuł przypływ emocji, dzikie, stanowiące mieszaninę smutku i szczęścia uczucie mające charakter zarówno biologiczny, jak i zmysłowy, wywodzące się tak z ciała, jak i z umysłu — szaloną, nieprzewidywalną namiętność typową dla człowieka.

— Ja też cię kocham — odparł. Złączyli się w ciepłym uścisku. — Kocham cię całym sercem i całą duszą.

Duch wiedział, jakiego wyboru dokonał Peter Hobson. To znaczy, tamten Peter Hobson. Ten, który był człowiekiem z krwi i kości. Bez względu na to, jak brzmiały odpowiedzi na jego pytania dotyczące życia po śmierci, miał kiedyś je poznać.

Duch będzie odczuwał żałobę po swym bracie, gdy ten umrze, będzie jednak opłakiwał również samego siebie — sztuczną jaźń, której nigdy nie będzie dane uzyskać owych odpowiedzi.

Niemniej jednak, jeśli biologiczny Peter miał kiedyś spotkać swego stwórcę, Duch, symulacja duszy, sam stał się stwórcą. Z biegiem lat sieć rozrastała się. Tak wiele systemów, tak wiele zasobów. Wykorzystywano jedynie drobny ułamek tego olbrzymiego mózgu, podobnie jak działo się to z naturalnymi biochemicznymi mózgami ludzkości. Duch nie miał trudności z odnalezieniem i dostosowaniem do swoich celów takiego potencjału, jakiego potrzebował do wykreowania nowego wszechświata.