Cathy zadrżała. Wróciła do poszukiwań. Wkrótce odnalazła wydaną przed trzema laty pracę na temat chorych z zatrzymaniem akcji serca napisaną w Szpitalu Henry’ego Forda w Detroit.
U jednej czwartej pacjentów ze stwierdzonym brakiem czynności serca w rzeczywistości występowała ona, co ujawniły wprowadzone do strumienia krwi cewniki. Ze sprawozdania wynikało, że uznano ich za zmarłych przedwcześnie.
Tymczasem Peter wyszukał kilka dotyczących tej samej kwestii artykułów w „London Times” z 1986 roku. Kardiolog David Wainwright Evans wraz z trzema innym starszymi lekarzami odmówił wykonywania przeszczepów uważając, że nie jest jasne, kiedy dawca jest naprawdę zmarły. Dali wyraz swemu zaniepokojeniu w pięciostronicowym liście do Brytyjskiej Konferencji Królewskich Kolegiów Medycznych.
Pokazał te artykuły Cathy.
— Ale konferencja odrzuciła ich obawy jako nieuzasadnione — stwierdziła dziewczyna.
Peter potrząsnął głową.
— Nie zgadzam się.
Spojrzał jej w oczy.
— W jutrzejszym nekrologu Enza Bandella napiszą, że zmarł wskutek obrażeń głowy odniesionych podczas wypadku motocyklowego. To nieprawda. Widziałem, jak umierał.
Byłem na miejscu, gdy to się stało. Zabito go, wyrywając mu serce z klatki piersiowej.
ROZDZIAŁ 2
Inspektor Sandra Philo kontynuowała przesiewanie wspomnień Petera Hobsona.
Po ukończeniu studiów w 1998 roku praco wal przez kilka lat w Szpitalu East York, po czym założył własną firmę produkującą sprzęt biomedyczny. W tym samym roku on i Cathy Churchill, nadal bardzo w sobie zakochani, wzięli ślub. Cathy porzuciła swe zainteresowania chemią. Peter nie rozumiał jeszcze dlaczego. Podjęta nie wymagającą twórczych uzdolnień pracę w agencji reklamowej Doowap Advertising.
W każdy piątek, po pracy, Cathy i jej koledzy Z pracy szli trochę się napić. W rzeczywistości, jak przekonała się Sandra, choć określali swe zamiary słowem „trochę”, znacznie trafniejsze byłoby określenie „dużo”. Pod koniec wieczoru kilku z nich zawsze udawało się dokonać stopniowania przymiotnika: pijany, bardziej pijany, najbardziej pijany — często w formie kończącej się puszczaniem pawia…
Było zimno i ciemno — typowy lutowy wieczór w Toronto. Peter pokonał na piechotę siedem przecznic dzielących trzypiętrowy budynek Hobson Monitoring od pubu Bent Bishop.
Nie lubił zbytnio kolegów Cathy, wiedział jednak, jak ważna jest dla niej jego obecność.
Mimo to zawsze starał się przychodzić na końcu. Ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, były towarzyskie rozmówki z głównym księgowym albo dyrektorem. W reklamie było coś płytkiego, co go odstręczało.
Otworzył ciężkie drewniane drzwi lokalu i stanął w wejściu, by przyzwyczaić oczy do panującego wewnątrz półmroku. Po lewej stronie widniała tablica, na której wypisano, co szef kuchni dzisiaj poleca. Po prawej zawieszono reklamujący Molson’s Canadian plakat z kształtną kobietą w czerwonym bikini. Obie sterczące ku górze piersi zakrywały klonowe liście. Seksizm w reklamie piwa, pomyślał Peter, dawniej, obecnie i pewnie zawsze.
Opuścił przejście i rozejrzał się po pubie w poszukiwaniu Cathy. Całe pomieszczenie pełne było gęsto ustawionych pod przypadkowymi kątami długich szarych stołów przywodzących na myśl lotniskowce w oceanicznym korku ulicznym. Z tyłu dwóch ludzi rzucało do tarczy strzałkami.
Byli tam. Zgromadzili się wokół stołu ustawionego z boku. Ci, którzy byli zwróceni plecami do ściany udekorowanej plakatem z kolejną ślicznotką Molsona, siedzieli na kanapie.
Reszta rozpierała się w kapitańskich fotelach z drinkami w dłoniach. Niektórzy jedli nachos ze wspólnej miseczki. Stół był wystarczająco duży, by mogły się przy nim toczyć dwie albo trzy odrębne rozmowy. Ich uczestnicy krzyczeli, by przebić się przez ogłuszającą muzykę, starą melodię Mitsou, graną głośniej, niż mogły to wytrzymać głośniki.
Cathy była bardzo inteligentną kobietą. To pierwsza rzecz, która przyciągnęła do niej uwagę Petera. Dopiero później zmienił swe wyobrażenia na temat ideału kobiecej urody — zawsze dotąd skłaniające się ku blondynkom o bujnych kształtach, przypominającym te z reklam piwa — i zaczął uważać jej czarne jak noc włosy oraz wąskie wargi za piękne. Siedziała na długiej kanapie wraz z dwójką kolegów. Toby, zgadza się? I ten prymityw Hans Larsen.
Spoczywali po obu jej stronach, nie mogła więc wyjść, dopóki któryś z nich jej nie przepuści.
Gdy Peter się zbliżył, Cathy podniosła wzrok, uśmiechnęła się promiennie i pomachała ręką. Ciągle jeszcze odczuwał podniecenie na widok jej uśmiechu.
Chciał usiąść obok niej, lecz było to niemożliwe. Uśmiechnęła się raz jeszcze z miłością wyraźnie wypisaną na twarzy, po czym wzruszyła przepraszająco ramionami i wskazała gestem wolne krzesło stojące przy sąsiednim stole. Peter przyniósł je, a koledzy Cathy przesunęli się, by zrobić dla niego miejsce. Wylądował między jedną z wymalowanych damulek po lewej — typ sekretarek i koordynatorów produkcji, które stosowały zbyt silny makijaż — a pseudointelektualistą po prawej. Ten ostatni jak zwykle ustawił przed sobą czytnik książek. Przez okienko w obudowie można było dostrzec okładkę karty danych. Proust. Sukinsyn lubił ostentację.
— Dobry wieczór, doktorku — powiedział pseudointelektualistą.
Peter uśmiechnął się.
— Co u pana?
Pseudointelektualistą miał około pięćdziesięciu lat. Wyglądał tak mizernie, jak szansę Toronto Maple Leafs w pucharze Stanleya. Paznokcie miał długie, a włosy brudne.
Howard Hughes w okresie szkolenia.
Pozostali pozdrowili Petera, a Cathy obdarzyła go kolejnym specjalnym uśmiechem z przeciwnej strony stołu. Jego przybycie wystarczyło, by na chwilę zamilkły odrębne rozmowy. Hans, siedzący po prawej stronie Cathy, wykorzystał okazję, by ściągnąć na siebie uwagę wszystkich.
— Mojej starej nie będzie dzisiaj w domu — oznajmił obecnym. — Pojechała odwiedzić swoje siostrzenice. — Najwyraźniej nie przyszło mu do głowy, że są to również jego siostrzenice. — To znaczy, moje panie, że jestem dziś wolny.
Kobiety siedzące wokół stołu jęknęły bądź zachichotały. Wszystkie słyszały już od Hansa podobne propozycje. Trudno by go było nazwać przystojnym mężczyzną. Miał brudne jasne włosy i przypominał nieco knedel. Mimo to jego niewiarygodna śmiałość miała specyficzny powab. Nawet Peter, który uważał niewierność Hansa za odrażającą, musiał przyznać, że jest w nim coś wzbudzającego spontaniczną sympatię.
Jedna z wymalowanych damulek podniosła wzrok. Pokryła sobie karmazynową szminką obszar większy niż same wargi.
— Przykro mi, Hans. Muszę dzisiaj umyć włosy.
Ogólny śmiech. Peter spojrzał na pseudointelektualistę, by się przekonać, czy dotarła również do niego myśl, że mycie włosów może być czymś ważnym. Nie dotarła.
— Poza tym — dodała kobieta — dziewczyna musi mieć pewne wymagania. Obawiam się, że nie potrafisz im sprostać.
Toby, siedzący po lewej stronie Cathy, zachichotał.
— Aha — odezwał się. — Nie bez powodu nazywają go małym Hansem.
Hans uśmiechnął się od ucha do ucha.
— Jak zwykł mawiać mój stary, zawsze można poradzić sobie sposobem.
Popatrzył na kobietę z namalowanymi wargami.
— Poza tym nie pieprz głupot, dopóki… dopóki nie pieprzyłaś się ze mną!
Ryknął z zachwytu nad własnym dowcipem.