Zacisnęła powieki. Serce Petera waliło mocno. Gdy umierała, poszukiwał uważnie śladów przemierzającej pokój fali duszy.
Nie dostrzegł nic.
Gdy wrócili do Mirror Image, Sarkar przeniósł zapis do stacji roboczej. Pracował tak szybko, jak tylko mógł, wprowadzając obrazy z Biblioteki Bodźców Dalhousie’a.
Wreszcie był gotowy. Peter stał tuż za nim, gdy uruchomił symulację.
— Cześć, Sandro — powiedział. — Mówi Sarkar Muhammed.
Nastała długa przerwa.
— Mój Boże, czy tak się czuje człowiek, kiedy umrze? — zapytał wreszcie drżącym tonem głośnik, który — co niedorzeczne — przemawiał męskim głosem.
— W pewnym sensie — odparł Sarkar. — Pani jest tą drugą Sandrą. Symulacją, o której mówiliśmy.
— Och — odparła tęsknym tonem.
— Wybacz nam, ale poczyniliśmy pewne zmiany — wtrącił Peter. — Przecięliśmy niektóre połączenia. Nie jesteś już dokładnie taką samą Sandrą Philo. Jesteś tym, czym stałaby się Sandra, gdyby była pozbawionym ciała duchem.
— To znaczy duszą.
— Tak.
— Z prawdziwej mnie też zostało tylko to — stwierdził głos. Przerwa. — Po co ta zmiana?
— Po pierwsze, by nie dopuścić, byś przerodziła się w to, czym stała się kontrolna symulacja mojej osoby. A po drugie, wkrótce się przekonasz, że potrafisz tworzyć skomplikowane myśli i podtrzymywać je znacznie dłużej czas, niż było to dla ciebie możliwe za życia. Twoja inteligencja wzrośnie. Nie powinnaś mieć trudności z przechytrzeniem niezmodyfikowanej wersji mnie.
— Jest pani gotowa? — zapytał Sarkar.
— Tak.
— Wyczuwa pani otoczenie?
— Niewyraźnie. Jestem… jestem w pustym pokoju.
— Przebywa pani w izolowanym banku pamięci — wyjaśnił Sarkar. Pochylił się i nacisnął kilka klawiszy. — A teraz ma pani dostęp do sieci.
— To… to jest jak drzwi. Tak, widzę to.
— Jest tu pasywna, nie uruchomiona wersja kontrolnej symulacji — poinformował ją Peter. — Możesz ją zbadać tak dokładnie, jak tylko zechcesz, dowiedzieć się wszystkiego o swym przeciwniku i o mnie. I wtedy, gdy już będziesz gotowa, możesz wyruszyć do sieci.
Później musisz już tylko go odnaleźć. Odnaleźć go i wymyślić jakiś sposób, by go powstrzymać.
— Zrobię to — zapowiedziała stanowczo Sandra.
ROZDZIAŁ 46
Peter leżał na kanapie w swym salonie, rozmyślając o wszystkim.
Nieśmiertelność.
Życie pozagrobowe.
Wybór Hobsona.
Było już po północy. Przełączał kanały. Reklama. Komisarz Ironside. CNN. Jeszcze jedna reklama. Koloryzowana wersja „The Dick Van Dyke Show”. Kursy akcji. Ekran telewizora był jedynym źródłem światła w pokoju. Kolejne programy migały, tworząc telewizyjną burzę z piorunami.
Peter myślał o Ambrotosie, nieśmiertelnej symulacji, która miała czas, by zrobić wszystko, co tylko zechce. Tysiąc lat albo sto tysięcy.
Nieśmiertelność. Boże, w dzisiejszych czasach potrafili do konać niewiarygodnych rzeczy.
Zapomnimy o tym, powiedział Ambrotos. To tylko drobny wybój na nie mającej końca drodze życia.
Nie przestawał naciskać zmieniającego kanały guzika.
Romans Cathy wywarł na niego tak wielki wpływ.
Rozpłakał się po raz pierwszy od ćwierci stulecia.
Ale nieśmiertelna kopia powiedziała, że to nic ważnego.
Wypuścił głośno powietrze z płuc.
Kochał swą żonę.
A ona go zraniła.
Ból… był był niezwykły.
Ambrotos nie odczuwał go już tak intensywnie.
Przejście przez wieczność bez trosk robiło wrażenie czegoś niewłaściwego.
Nie zostać zniszczonym przez coś takiego… to zdawało się świadczyć, że pod jakimś względem nie jest się w pełni żywym.
Jakość, nie ilość.
Hans Larsen postępował całkowicie błędnie. Oczywiście.
Przestał przełączać kanary. We francuskim programie CBC ujrzał nagą kobietę.
Zachwycił się nią.
Czy nieśmiertelny zatrzymałby się, by podziwiać ładną kobietę? Czy sprawiłby mu przyjemność smaczny posiłek? Czy czułby ból zdradzonej miłości i radość uczucia rozbudzonego na nowo? Może by czuł, ale nie tak intensywnie, nie tak ostro, nie tak wyraźnie.
Jeszcze jedno wydarzenie w nieskończonym strumieniu.
Wyłączył telewizor.
Cathy oznajmiła mu, że nie jest zainteresowana nieśmiertelnością. Zdał sobie sprawę, że on również. Ostatecznie istniało coś więcej niż to życie, coś innego, coś tajemniczego.
A on chciał się przekonać, co to jest — w przyszłości, oczywiście.
Znalazł definicję początku i końca życia.
A także, przynajmniej na własny użytek, definicję tego, co to znaczy być człowiekiem.
Dokonał wyboru.
Umysł Alexandrii Philo podróżował po sieci. Kontrolna kopia Petera Hobsonabyła olbrzymia. Gigabajty danych. Bez względu na to, jak skrycie starano się przemieszczać tak wielką liczbę informacji, zawsze można było ją wykryć. Sandra podążała za ściganym do Stanów, przez bramkę internetową do komputerów wojskowych, z powrotem do międzynarodowej sieci finansowej, znowu do Kanady, przez ocean do Anglii, a potem do Francji i Niemiec.
Mordercza symulacja znajdowała się teraz w potężnych mainframach Bundespost.
Sandra nie od razu się tam skierowała. Najpierw udała się do Niemieckiego Urzędu Hydroenergetyki, w którego głównym komputerze zostawiła mały program mający w określonym czasie doprowadzić do awarii systemu i wyłączenia mocy w całym mieście.
Jak zwykle urząd hydroenergetyki sporządził późnym wieczorem poprzedniego dnia kopie bezpieczeństwa całej zawartości pamięci. Sandra pozwoliła, by ją również uwzględniono w kopii. Obecna jej wersja miała zginąć, gdy RAM, w którym się znajdowała, zostanie wyczyszczony podczas wymuszonej przerwy w dopływie prądu. Żałowała jedynie tego, że po odtworzeniu nie będzie pamiętała swego wielkiego triumfu. Pewnego dnia mogli się jednak pojawić inni elektroniczni przestępcy, którym trzeba będzie wymierzyć sprawiedliwość, i Sandra chciała być na to przygotowana.
Przeniosła się do centralnego mainframu Bundespost, co musiało trwać długo z uwagi na przepustowość kabla telefonicznego. Ukradkiem sprawdziła wszystkie katalogi.
Kontrolna kopia wciąż była na miejscu.
Nadszedł czas. Sandra czuła, jak zamykają się zewnętrzne porty, w miarę jak w całym Hanowerze wyłączano prąd. Układ bezprzerwowego zasilania elektrycznego zadziałał bezgłośnie, nim pamięć aktywna zdążyła się zdegradować. Nie było już jednak wyjścia.
Wysłała w głąb mainframu wiadomość:
— Peter Hobson?
— Kto mówi? — zasygnalizowała kontrolna symulacja. — Inspektor Alexandria Philo z Policji Toronto.
— O Boże. — Ponowny sygnał Kontroli.
— Nie jestem Bogiem — odparła Sandra. — Ani żadnym wyższym sędzią. Jestem sprawiedliwością — To, co ja zrobiłem, było sprawiedliwością — odparła Kontrola.
— To, co zrobiłeś, było zemstą.
— „Do mnie należy pomsta, mówi Pan”. Ponieważ dla mnie nie ma Boga, postanowiłem wypełnić tę lukę.
Nastała przerwa trwająca nanosekundy.
— Wiesz, że uda mi się uciec — stwierdziła Kontrola. — Wiesz, że… och.
Sprytne.
— Idź z Bogiem — powiedziała Sandra.
— W moim przypadku to nieadekwatne. Poza tym, czy nie zasługuję na proces?
Baterie bezprzerwowego układu wyczerpywały się. Sandra wysłała ostatnią wiadomość.