Poza nim w przestronnym pokoju była tylko jedna para. Mężczyzna stanowił kontrast ciemnego Roarke”a. Długie, jasne włosy spływały mu na ramiona dopasowanej, niebieskiej marynarki. Miał kanciastą, przystojną twarz i trochę za wąskie usta, jednak dzięki ciemnym, brązowym oczom ów drobny szczegół był prawie niewidoczny.
Kobieta wyglądała oszałamiająco. Miała rude włosy, w głębokim odcieniu dojrzałego wina, które były wysoko upięte, a pojedyncze loki opadały zalotnie na jej szyję. Zielone, kocie oczy spoglądały spod czarnych jak atrament, kształtnych brwi. Miała alabastrową skórę, wystające kości policzkowe i zmysłowe, pełne usta.
Jej doskonale ciało spowijał obcisły, szmaragdowy strój, który odsłaniał ramiona, a głęboki dekolt wcinał się między jej olśniewające piersi, sięgając talii.
– Roarke. – Znów wydała z siebie ten szczególny śmiech, wsuwając szczupłą białą dłoń we włosy Roarke”a i całując go miękko.
– Tak okropnie się za tobą stęskniłam.
Eye pomyślała przez chwilę o broni, którą wciąż miała przypiętą do boku i dzięki której mogłaby wprawić tę rudowłosą seksbombę w bardzo nerwowy taniec. To tylko taka ulotna myśl, przywołała się do porządku, stawiając kota Galahada, zanim zdążyła złamać mu żebra przez grube warstwy tłuszczu,
– Na szczęście każda tęsknota ma swój koniec – rzuciła Eve od niechcenia, wchodząc do pokoju. Cholerny Roarke rozpromienił się na jej widok.
Trzeba ci będzie zetrzeć z gęby ten zadowolony uśmieszek, stary, pomyślała. I to jak najprędzej.
– . Nie słyszeliśmy, jak wchodzisz.
– To widać. – Chwyciła kanapkę z tacy i całą wepchnęła sobie do ust.
– Chyba nie znasz naszych gości. Reeanna Ott, William Shaffer, moja żona, Eve Dallas.
– Uważaj, Ree, jest uzbrojona. – William ze śmiechem podszedł do niej i wyciągnął rękę. Poruszał się długimi krokami, jak koń na pastwisku. – Miło mi cię poznać, Eve. Naprawdę się cieszę. Ree i ja bardzo żałujemy, że nie mogliśmy przyjechać na wasz ślub.
– Byliśmy niepocieszeni. – Reeanna uśmiechnęła się do Eve. Jej zielone oczy rozbłysły. – Bardzo chcieliśmy stanąć twarzą w twarz z kobietą, która rzuciła Roarke”a na kolana.
– On wciąż stoi – zauważyła Eye, rzucając okiem na męża, gdy podawał jej kieliszek. – Na razie.
– Ree i William byli w laboratorium na Taurusie Trzy, pracowali nad pewnym projektem dla mnie. Właśnie wrócili na ziemię na zasłużony odpoczynek.
– Ach tak. – Jakby to w ogóle mogło ją obchodzić.
– Ten projekt sprawia mi szczególną przyjemność – powiedział William. – Za rok, góra dwa, firma Roarke”a wprowadzi nową technologię, która zrewolucjonizuje świat rozrywki.
– Świat rozrywki. – Eye uśmiechnęła się blado. – To może wstrząsnąć naszą małą planetą.
– Całkiem możliwe. – Reeanna upiła łyk wina i obrzuciła Eye taksującym spojrzeniem: atrakcyjna, zirytowana – wspaniała. – Być może szykuje się też kilka przełomów w medycynie.
– To już działka Ree. – William uniósł w jej stronę kieliszek z czułością w oczach. – Ona jest ekspertem medycznym. Ja tylko facetem od zabawy.
Jestem pewna, że po długim dniu Eve nie ma ochoty wysłuchiwać ględzenia fachowców. Naukowcy… – odezwała się Reeanna, uśmiechając się przepraszająco. – Jesteśmy tacy nudni. Wróciłaś z Olimpu. – Z szelestem jedwabiu Reeanna zmieniła pozycję swego zapierającego dech w piersiach ciała. – William i ja byliśmy w zespole, który pracował nad centrum rozrywkowym i medycznym. Zdążyłaś je obejrzeć?
– Bardzo pobieżnie. – Zdała sobie sprawę, że jest niegrzeczna. Będzie się musiała przyzwyczaić do tego, że wracając do domu może często zastawać w nim wytworne towarzystwo oraz piękne kobiety śliniące się na widok jej męża. – Wywierają wrażenie, nawet w tym stadium budowy. Centrum medyczne będzie jeszcze bardziej okazałe, kiedy zostanie w pełni obsadzone. Pokój hologramowy w hotelu to twoje dzieło? – spytała Williama.
– Zgadza się, to ja go popełniłem – odparł żywo. – Uwielbiam grać. A ty?
– Eve uważa to za część swojej pracy. Tak się składa, że podczas naszego pobytu zdarzył się przykry wypadek – wtrącił Roarke.
– Samobójstwo, jeden z autotroników, Mathias. Brwi Williama zmarszczyły się.
– Mathias… taki „młody, rudy i piegowaty?
– Tak.
– Dobry Boże. – Wzdrygnął się i jednym haustem dopił wino.
– Samobójstwo? Jesteście pewni, że to nie był wypadek? Pamiętam go jako pełnego entuzjazmu młodego człowieka, kipiał od pomysłów. Nie wyglądał na kogoś, kto może odebrać sobie życie.
– A jednak to zrobił – ucięła krótko Eve. – Powiesił się.
– To straszne. – Pobladła Reeanna przysiadła na oparciu kanapy.
– Znałam go, William?
– Nie sądzę. Może widziałaś go w jednym z klubów, kiedy tam byliśmy, chociaż nie pamiętam, żeby lubił towarzystwo innych ludzi.
– W każdym razie bardzo mi przykro – rzekła Reeanna. – To okropne, że musieliście przeżyć taką tragedię w czasie miesiąca miodowego. Lepiej o tym nie mówmy. – Galahad wskoczył na kanapę i wsunął łeb pod białą dłoń Reeanny. – Wolałabym posłuchać, jak wyglądał ślub, którego nie mogliśmy zobaczyć.
– Zostańcie na kolacji. – powiedział Roarke, przepraszająco ściskając ramię Eve. – Będziemy was mogli zanudzić na śmierć opowiadaniami o weselu.
– Bardzo byśmy chcieli. – William pogładził ramię Reeanny tak samo delikatnie, jak ona głaskała kota. – Jesteśmy umówieni w teatrze. Właściwie już jesteśmy spóźnieni.
– Jak zwykle masz rację. – Reeanna wstała z widocznym żalem. Mam nadzieję, że możemy odłożyć to na później. Będziemy na planecie jeszcze miesiąc albo dwa, a ja chciałabym cię bliżej poznać, Eve. Kiedyś Roarke i ja…
– Zawsze jesteście mile widziani. A jutro zobaczymy się u mnie w biurze i złożycie mi szczegółowy raport.
– Bladym świtem. – Reeanna odstawiła kieliszek. – Może niebawem zjemy razem lunch, dobrze Ehe? We dwie. – Jej oczy błysnęły tak szczerą wesołością, że Eve poczuła się głupio. – Wymienimy spostrzeżenia na temat Roarke”a.
Zaproszenie było zbyt sympatyczne, by mogła się obrażać. Eve uśmiechnęła się.
– Zapowiada się ciekawie. – Razem odprowadzili gości do drzwi pomachali im na pożegnanie.
– Powiedz, czy dużo doświadczeń będzie do porównania? – spytała, wracając do domu.
– To stara historia. – Złapał ją w pasie i złożył na jej ustach spóźniony pocałunek na powitanie. – Całe lata temu – eony.
– Pewnie kupiła sobie to ciało.
– W takim razie trzeba przyznać, że to wspaniała inwestycja.
Eve uniosła brodę i popatrzyła na niego kwaśno.
– Jest na świecie jakaś piękna kobieta, która nie zaliczyła twojego łóżka?
Roarke przekrzywił głowę, patrząc w zamyśleniu przed siebie.
– Nie.
Wybuchnął śmiechem, kiedy zamierzyła się, jakby chciała mu zadać cios.
– Przecież tego nie zrobisz. Gdybyś serio chciała to zrobić, już dawno… – Po chwili zagulgotał, gdy jej pięść wylądowała na jego brzuchu. Złapał się za żołądek wdzięczny, że nie walnęła go z całej siły. – Powinienem był skończyć, zanim w ogóle zacząłem.
– Niech to będzie dla ciebie lekcja, Casanovo. – Mimo to Eve pozwoliła, by uniósł ją w górę i wziął na ręce.