Niepotrzebny i żałosny koniec tak młodego życia przepełnił ją głębokim smutkiem.
– Proszę zabrać go ze sobą, Wang. I przygotować informacje. Dokumentację Mathiasa może pan przesłać do wideokomu w moim pokoju. Muszę ustalić, kto jest jego najbliższym krewnym.
– Naturalnie. – Doktor uśmiechnął się. – Pani porucznik Roarke. Odwzajemniła uśmiech, uznając, że nie ma ochoty bawić się dłużej w nazwiska. Położyła ręce na biodrach, gdy Wang instruował swoich dwóch asystentów, jak wynieść ciało.
– Wydaje ci się, że to zabawne? – mruknęła do Roarke”a.
Zamrugał zdumiony oczami, z niewinną miną.
– Co takiego?
– Porucznik Roarke.
Dotknął jej twarzy.
– Czemu nie? Obojgu nam potrzeba jakiegoś odprężenia.
– Tak, wesołek z tego twojego Wanga. – Przyglądała się doktorowi, który sunął do wyjścia, idąc przed spoczywającym na wózku ciałem Mathiasa. – Wkurzyło mnie to. Cholernie wkurzyło.
– To wcale nie takie złe nazwisko.
– Nie. – Prawie się roześmiała, ocierając ręką twarz. – Nie to. Mówię o chłopaku. Dzieciak ot tak sobie pozbawia się ze stu lat życia. To mnie wkurza.
– Wiem. – Objął ją. – Jesteś pewna, że to samobójstwo?
– Nie ma żadnych śladów walki. Żadnych innych znaków na ciele. – Wzruszyła ramionami. – Przesłucham Cartera i porozmawiam z innymi, ale moim zdaniem wszystko odbyło się tak, że Drew Mathias wrócił do siebie, zapalił światła i włączył muzykę. Wypił kilka piw, może odbył małą wycieczkę w cyberprzestrzeni, zjadł kilka precli. Potem poszedł do sypialni, zdjął z łóżka prześcieradła, związał je razem i zrobił bardzo fachowy stryczek.
Odwróciła się w stronę pokoju, wyobrażając sobie scenę, jaka mogła się tu rozegrać.
– Zdjął ubranie, rzucił je na kanapę. Wszedł na stół – są tu ślady jego stóp. Przywiązał sznur do lampy, być może szarpnął ze dwa razy, żeby się upewnić, że wytrzyma. Później włożył głowę w pętlę, pilotem nastawił światło na pełną moc i zacisnął pętlę na szyi.
Wzięła do ręki pilota, który spoczywał już w woreczku jako dowód rzeczowy.
– Wcale nie musiało się to odbyć szybko. Nie śpieszył się i śmierć me nastąpiła od razu, ale nie szamotał się, nie zmienił decyzji. Gdyby tak było, miałby ślady paznokci na szyi i gardle.
Roarke zmarszczył brew.
– Przecież zrobiłby tak instynktownie, bezwiednie, nie sądzisz?
– Nie wiem. To zależy od tego, jak bardzo chciał umrzeć.
I dlaczego. Może był pod wpływem narkotyków, niedługo się dowiemy. Jakaś mieszanka środków chemicznych mogła sprawić, że w ogóle nie czuł bólu, a nawet mogło mu się to podobać.
– Przyznaję, że pewnie krążą tu jakieś nielegalne specyfiki. Nie sposób przecież kontrolować zwyczajów i upodobań całej ekipy.
– Roarke wzruszył ramionami, spoglądając na ogromny żyrandol.
– Mathias me sprawiał wrażenia, że nałogowo lub nawet od czasu do czasu może ulegać takim pokusom.
– Ludzie dostarczają nam wciąż nowych niespodzianek. Zdziwiłbyś się, co sobie pakują do żył. – Eve w odpowiedzi także wzruszyła ramionami. – Moim zdaniem tutaj jest tyle samo narkotyków co w każdym innym miejscu. Zobaczę, co uda mi się wyciągnąć od Cartera. – Odgarnęła z czoła włosy. – Może wrócisz na górę i trochę się prześpisz.
– Nie, zostanę – powiedział, zanim zdążyła zaoponować. – Jestem przecież członkiem ekipy śledczej.
Uśmiechnęła się z przymusem.
– Każdy przyzwoity adiutant już dawno by się zorientował, że chętnie napiłabym się kawy.
– W takim razie zaraz będziesz miała kawę. – Ujął w dłonie jej twarz. – Chciałem, żebyś na chwilę przestała o tym myśleć. – Puścił ją i poszedł do przylegającej do pokoju kuchni.
Eye weszła do sypialni. W przytłumionym świetle, z twarzą ukrytą w dłoniach, na brzegu łóżka siedział Carter. Kiedy usłyszał ją, jak wchodzi, natychmiast się wyprostował.
– Spokojnie, Carter, jeszcze cię nie aresztowałam. – Chłopak zbladł, gdy przy nim usiadła. – Przepraszam, policjanci mają specyficzne poczucie humoru. Będę nagrywać naszą rozmowę, dobrze?
– Tak. – Przełknął ślinę. – W porządku.
– Porucznik Eve Dallas, przesłuchanie Cartera… jak ci na imię?
– Jack, Jack Carter.
– Przesłuchanie Jacka Cartera w sprawie samobójczej śmierci Drew Mathiasa. Carter, mieszkałeś w apartamencie tysiąc trzydzieści sześć razem ze zmarłym.
– Tak, przez ostatnie pięć miesięcy. Byliśmy przyjaciółmi.
– Opowiedz mi o wczorajszym wieczorze. O której wróciłeś do siebie?
– Nie wiem. Chyba o wpół do pierwszej. Miałem randkę. Spotkałem się z Lisą Cardeaux – projektantką krajobrazów. Chcieliśmy sprawdzić kompleks rozrywkowy. Właśnie pokazywali nowe wideo. Potem poszliśmy do Klubu Atena. Jest czynny dla członków ekipy. Wypiliśmy parę drinków, słuchaliśmy muzyki. Lisa musiała wcześnie wstać, więc nie siedzieliśmy tam długo. Odprowadziłem ją do domu.
– Uśmiechnął się słabo. – Próbowałem u niej zostać, ale się nie zgodziła.
– W porządku, nie udało ci się z Lisą. Potem wróciłeś od razu do domu?
– Tak. Ona mieszka w bungalowie dla inżynierów. Podoba jej się tam. Mówi, że nie chce zamykać się w pokoju hotelowym. To tylko kilka minut drogi stąd. Wróciłem tu. – Nabrał w płuca powietrza i przyłożył dłoń do serca, jakby chciał je uspokoić. – Drew zamknął drzwi. Miał bzika na tym punkcie. Niektórzy zostawiali drzwi otwarte, ale Drew bał się o swój sprzęt i nie chciał, żeby ktokolwiek go dotykał.
– Czytnik linii papilarnych był zaprogramowany tylko na was dwóch?
– Tak.
– Dobrze. Co było potem?
– Zobaczyłem go. I poszedłem od razu do pani.
– Rozumiem. Kiedy ostatni raz widziałeś go przy życiu?
– Dzisiaj rano. – Carter potarł oczy, próbując przywołać tamten obraz – światła, normalnej rozmowy, jedzenia. Jedliśmy razem śniadanie.
I jak wyglądał? Na przybitego, zdenerwowanego?
– Nie. – Oczy Cartera ożywiły się po raz pierwszy tego wieczoru.
– Tego właśnie nie potrafię zrozumieć. Zachowywał się całkiem normalnie. Żartował i podśmiewał się ze mnie, że nie zaliczyłem Lisy. Przekomarzaliśmy się, jak zwykle. Mówiłem, że sam dawno nie zaliczył nikogo i że sam powinien poderwać jakąś panienkę i iść ze mną, żeby zobaczyć, jak to się robi.
– Spotykał się z kimś?
– Nie. Ciągle mówił o swojej dziewczynie. Nie było jej w bazie. Chciał ją odwiedzić, gdy będzie miał wolne. Mówił, że jest inteligentna, ładna i seksowna. Po co się miał zadawać z jakimiś przypadkowymi dziewczynami, kiedy miał ideał?
– Nie wiesz, jak miała na imię?
– Nie, mówił o niej „moja dziewczyna”. Szczerze mówiąc, sądzę, że ją sobie wymyślił. Drew nie był kimś, kto by się zadawał z dziewczynami. Był nieśmiały, ciągle pogrążony w tej swojej autotronice i grach fantasy. Ciągle nad czymś pracował.
– Miał innych przyjaciół?
– Niewielu. Raczej trzymał się z dala od ludzi.
– Używał jakichś środków chemicznych?
– Kiedy zamierzał siedzieć całą noc, brał środki pobudzające.
– Ale czy używał nielegalnych środków?
– Drew? – Jego oczy zaokrągliły się. – Niemożliwe. Absolutnie niemożliwe. Był czysty jak łza. Nie miał nic wspólnego z narkotykami, pani porucznik. Miał niezwykły umysł i chciał go zachować w dobrym stanie. Chciał utrzymać tę pracę, awansować. Może pani zapomnieć o tym gównie, oszczędzi sobie pani czasu.