Naburmuszona wyciągnęła swój notatnik i odczytała daty, jakie wyznaczały obecność Mathiasa w MIT.
– Chodzi mi zwłaszcza o Mathiasa. Nie wiem, jakich pseudonimów mógł jeszcze używać. Feeney to ustala.
– Och, też to mogę zrobić. Może zamówisz nam coś do jedzenia? Nie ma potrzeby się głodzić.
– Kokilki St Jacquesa? – spytała kwaśno.
– Stek Krwisty. – Wysunął klawiaturę i zabrał się do pracy.
Eve jadła na stojąco, patrząc Roarke”owi przez ramię. Gdy miał już tego dosyć, po prostu wyciągnął do tyłu rękę i uszczypnął ją.
Cofnij się.
– Próbuję tylko coś zobaczyć. – Ale posłusznie dała krok do tyłu.
– Siedzisz przy tym już pół godziny.
Pomyślał, że przy użyciu sprzętu z centrali policji nawet Feeneyowi dojście do tego samego punktu zabrałoby dwa razy tyle czasu.
– Kochana Eye – powiedział, wzdychając, kiedy spojrzała na niego gniewnie. – To jest ułożone w warstwy. Warstwy na warstwach – dlatego nazywają to podziemiem. Zlokalizowałem dwa z kodowanych imion, jakich używał nasz młody, nieszczęsny as autotroniki. Będzie ich więcej. Ale rozplątanie tego zabiera trochę czasu.
Przełączył maszynę na tryb auto i zabrał się do jedzenia.
– To wszystko zabawy, prawda? – Eye zmieniła pozycję, by widzieć migające na ekranie cyfry i dziwaczne symbole. – Dorosłe dzieciaki się bawią. Tajne stowarzyszenia. Cholera, to przecież tylko nowoczesne kluby dla hobbystów.
– Mniej więcej. Większość z nas lubi się bawić, Eye. Gry, fantazje, anonimowość maski komputerowej – dzięki temu przez jakiś czas możemy udawać kogoś innego.
Gry, pomyślała. Być może wszystko ograniczało się do gier, a ona nie przyjrzała się zbyt dokładnie zasadom i graczom.
– Co jest złego w tym, kim się jest naprawdę?
– Nie wszystkim to wystarcza. A taki rodzaj rozrywki przyciąga samotnych egocentryków.
– I fanatyków.
– Oczywiście… Połączenia elektroniczne, zwłaszcza podziemne, dają fanatykom otwarte forum. – Przez chwilę zastanawiał się, krojąc stek. – Poza tym spełniają ich potrzeby – edukacyjne, informacyjne, intelektualne. I dostarczają zupełnie nieszkodliwej rozrywki. Są legalne – przypomniał jej. – Nawet podziemnych linii nie kontroluje się zbyt dokładnie. A wynika to po prostu z faktu, że to prawie niemożliwe. I nieopłacalne.
– Departament Elektroniki je kontroluje.
– Do pewnego stopnia. Popatrz. – Nacisnął kilka klawiszy i wysłał obraz na jeden ze ściennych monitorów. – Widzisz? To tylko na swój sposób zabawny pastisz nowej wersji Camelota. Programu dla wielu użytkowników z opcją holograficzną – wyjaśnił. – Każdy chce być królem. A tu – wskazał na inny ekran – bardzo dosłowne ogłoszenie w sprawie poszukiwania partnera do programu Erotica – wirtualnej fantazji z obowiązkowym podwójnym zdalnym sterowaniem. – Uśmiechnął się, gdy zmarszczyła brew. – Jedna z moich spółek go produkuje. Jest dość popularny.
– Na pewno. – Nie pytała, czy sam go testował. Niektórych informacji nie potrzebowała. – Nie rozumiem. Można sobie wynająć partnera z licencją, prawdopodobnie tańszego niż cały ten program. Dostaje się żywy seks. Po co to komu?
– Fantazja, kochanie. Kontrola albo zrzeczenie się kontroli. Można odtwarzać ten program bez końca, w prawie nieskończonej liczbie wersji. To nastrój i psychika. Wszystkie fantazje są na tym oparte na sterowaniu nastrojem i psychiką.
– Nawet te szkodliwe – powiedziała powoli. – Czy nie na tym to wszystko polega? Maksymalna władza nad czyimś nastrojem i psychiką. Oni nawet tego nie wiedzą, że po prostu grają w grę. To im daje największego kopa. Trzeba mieć wybujałe ego i nie mieć sumienia. Mira mówi, że profil Jessa nie pasuje.
– Ach tak. To chyba spory problem.
Rzuciła mu przelotne spojrzenie.
– Nie jesteś zdziwiony.
– Kiedy mieszkałem jeszcze w Dublinie, nazywaliśmy takich ludzi borwielami – z połączenia boksera i skurwiela. Dużo gadania i zero jaj. Nigdy nie spotkałem borwiela, który by komuś puścił trochę krwi bez skamlenia.
Skończyła stek i odsunęła talerz.
– Wydaje mi się, że takie zabijanie jest bezkrwawe. Tchórzliwe. Borwielowate.
Uśmiechnął się.
– Dobrze powiedziane, ale borwiele nie zabijają, tylko gadają.
Musiała przyznać, że zaczyna się zgadzać z tą argumentacją. Wyglądało na to, że z Jessem Barrowem utknęła w martwym punkcie.
– Muszę mieć coś więcej. Jak długo to ci jeszcze zajmie?
– Aż skończę. Możesz obejrzeć dane o tej stacji wirtualnej.
– Potem do tego wrócę. Pójdę do biura Reeanny. Zostawię jej krótką wiadomość o Jessie, jeżeli jeszcze nie wróciła z obiadu.
– Doskonale. – Nie próbował jej tego odradzać. Wiedział, że Eye potrzebuje teraz ruchu, działania. – Wrócisz potem, czy zobaczymy się w domu?
– Nie wiem. – Świetnie wyglądał, pomyślała, w tym bombowym gabinecie, przy klawiaturze. Być może każdy chciałby zostać królem, ale Roarke był zadowolony będąc Roarke”em.
Popatrzył na nią i na chwilę zatrzymał wzrok.
– Tak, poruczniku?
– Jesteś dokładnie taki, jaki chcesz być. To sporo.
– Najczęściej. Ty też jesteś taka, jaką chcesz być.
– . Najczęściej – mruknęła. – Kiedy wyjdę od Reeanny, zobaczę, co słychać u Feeneya i Peabody. Może udało im się coś rozplątać. Dzięki za obiad i obsługę komputerową.
– Możesz mi się odwdzięczyć. – Wziął ją za rękę i wstał.
– Bardzo, bardzo chcę się z tobą kochać dziś wieczorem.
– Nie musisz prosić. – Zmieszana wzruszyła ramionami. – Jesteśmy małżeństwem i w ogóle.
– Powiedzmy, że ta prośba jest częścią fantazji. – Przysunął się, dotknął ustami jej ust i szepnął: – Pozwól mi się dziś zdobywać. kochana Eye. Pozwól mi sprawić ci niespodziankę, pozwól mi się… uwieść. – Położył dłoń na jej sercu i poczuł jego przyspieszone bicie.
– 0, proszę – rzekł cicho. – Już chyba zacząłem.
Drżały jej kolana.
– Dzięki. Tego właśnie potrzebuję, żeby skupić się na pracy.
– Dwie godziny. – Tym razem pocałunek trwał nieco dłużej.
– Nam też się coś później należy.
– Spróbuję. – Cofnęła się, póki jeszcze mogła i szybkim krokiem podeszła do drzwi. Już na progu odwróciła się i spojrzała na niego.
– Dwie godziny – powiedziała. – I będziesz mógł skończyć to, co zacząłeś.
Zamykając drzwi i idąc do windy, słyszała jego śmiech.
– Trzydzieste dziewiąte, zachód – poleciła i stwierdziła, że się
Tak, coś im się należało. Coś, co próbował im skraść Jess przy pomocy swojej paskudnej zabawki.
Nagle uśmiech zamarł jej na ustach. Czy na tym polegał cały problem? Czyżby była tak pochłonięta prywatną zemstą, że straciła z oczu coś ważnego? A może coś całkiem drobnego?
Gdyby Mira miała rację, a Roarke nie mylił się w swojej teorii o borwielu, to ona musiała się mylić. Musiała przyznać, że nadszedł czas, żeby się na chwilę zatrzymać i spojrzeć na wszystko jeszcze raz.
To była zbrodnia techniczna, pomyślała, ale nawet taka zbrodnia wymaga elementu ludzkiego: motywu, emocji, chciwości, nienawiści, zazdrości i władzy. Który z nich – albo które – był jądrem tej zbrodni? U Jessa widziała żądzę i głód władzy. Ale czy byłby zdolny zabić dla władzy?