Выбрать главу

– Oto z czego chuje są zrobieni – zauważył Bima.

Naku wsadził obie ręce do brzucha, pogmerał nożem, oderżnął jelita i cisnął je w dymiący popiół.

– Znać rękę mistrza – powiedział Saha. – Jelita podpieką się w żarze i dymek będzie aromatyczniejszy, mięsko się lepiej uwędzi.

– No, ja nie wiem z tym aromatem – stwierdził Bima. – Jelita przecież są pełne gówna.

– Właśnie o to chodzi. Podsmażone gówno daje specyficzny aromacik przy wędzeniu, ceniony przez prawdziwych koneserów.

– Tu nie będzie gówna – cmoknął Ardżu. – Nie u tych chudzielców. Ostatni raz pewnie coś jedli przed tygodniem.

– Tak. Gdybyśmy my nie zjedli taty, to pewnie niedługo tata zjadłby synka.

– Będzie gówno, będzie – uspokajał Saha. – Jak człowiek głoduje, to nie sra, bo nie wchodzą mu w trzewia nowe porcje pokarmu i gówna nie popychają. Gówno zostaje w człowieku, tyle że gnije. I z takiego zgniłego gówna jest najlepszy aromacik do wędzenia.

Naku rozebrał, powiesił i wypatroszył syna obok ojca. Bujając martwego chłopca, musiał coś uruchomić w jego organizmie, bo ze sztywnego, sterczącego siusiaka dziecka mocz trysnął w popiół. Buchnęła w górę gorąca para wodna.

– Fuj – powiedział Bima. – Nie chcę mięska uwędzonego w szczynach.

– Nie marudź – powiedział Saha. – To jak polewanie żaru piwem, gdy pieczesz coś na węglu. To też dodaje smaku.

– No dobrze. Widzisz tę dziewczynkę, synku córeczko?

– Taaaak!!!

– To córeczka naszego wspólnego przyjaciela, niejakiego Ziofilattu Vortici. Na jej przykładzie udało mi się udowodnić, że jednak wieczne męczarnie są lepsze od śmierci. Widzisz ten szpikulec przytknięty do jej… do jej pupci?

– Taaaak!!!

– Nie bój się tak… Nic z tych rzeczy, o których myślisz. Panienka pozostanie dziewicą. Można nawet powiedzieć, osobą z zasadami, bo będzie miała naprawdę twardy kręgosłup. Kiedy zwolniona zostanie sprężyna tego oto mechanizmu, ten cieniutki i bardzo długi szpikulec wbije się w sam szpic jej kości ogonowej. A następnie będzie powoli, ale nieustępliwie zagłębiać się w kręgosłupie, wbijając się w jego rdzeń, aż dojdzie do czaszki. Jeżeli ona to przeżyje, będzie można uznać, że zaczyna się całkiem porządnie uodporniać na śmierć. Chociaż oczywiście jest bardzo możliwe, że nie przeżyje. Jej tatuś-dziadziuś myśli, że ona już nie żyje, dałem mu takie cierpienie psychiczne w ramach uodporniania na wstrząsy, ale gdyby teraz umarła, powiedziałbym mu, że dopiero teraz to się stało. Tak, żeby przeżył ten wstrząs dwa razy… Jak myślisz, włączę mechanizm szpikulcowy czy nie włączę?

– Błagam…

– Nie włączę.

– Jesteś wielka!… Wielki!

– Ty go włączysz.

– Nieeee!!!

– Co proszę?

– Tak!!! To znaczy nie! Nie mogę powiedzieć „tak”!!! Nie mogę!!! Nie, nie, nie!!! Nie mogę…

– A jednak możesz. Możesz nie tylko powiedzieć, ale i zrobić. Bo sprężyna przymocowana jest do twojej stopy… Tak, to ten drut, który wbija ci się w podeszwę… Wystarczy, że zacznę nakłuwać palce twojej stopy za pomocą tych oto rozżarzonych igiełek, a w końcu nie wytrzymasz bólu. Cofniesz nogę i tym samym skażesz tę oto dziewczynkę na przerażającą torturę, z możliwością śmierci. I będziesz czuł się winny, że nie wytrzymałeś, że nie wytrzymałeś chociaż chwili dłużej, że nie dałeś jej choćby jeszcze jednej sekundy życia bez tortur.

– Dlaczego to robisz!!!?

– Przecież już ci tłumaczyłem. Uodporniamy ją na śmierć.

– Ale dlaczego mi to robisz, mamo?!!!

– Też ci tłumaczyłem. Ludzie, śmiertelnicy, zaistnieli na prośbę elfów, a w każdym razie za ich sprawą. Jesteś elfem, musisz poczuć się współodpowiedzialny za śmierć ludzi. Ludzie nie powinni umierać. Ale żeby elf, tak jak powinien, poczuł się współodpowiedzialny za śmierć ludzi, niestety, musi paru zabić. Tylko wtedy zrozumie i poczuje dogłębnie i prawdziwie, czym jest taka odpowiedzialność. Dlatego to ja pociągnąłem kiedyś elfy, aby mordowały ludzi w tej dolinie, pamiętasz? W tej opustoszałej dolinie, gdzie ssałeś moją pierś… Dlatego mówiłem ci, żebyś zabijał ludzi i nie przejmował się. Musisz wziąć na siebie także i tę odpowiedzialność, synku córeczko.

– Przecież… Przecież to wszystko jest ze sobą sprzeczne…

– Tak. Dokładnie tak. Na tym to właśnie polega, że wszystko jest ze sobą sprzeczne, a każde działanie daje skutek odwrotny do zamierzonego!

– To po co w ogóle to robić? Nie lepiej całkiem przestać coś robić?

– Aha. Żeby uniknąć nieszczęść, zaprzestać wszelkiego działania?

– Tak!!!

– Niestety, tu każcie działanie daje skutek odwrotny do zamierzonego. Tu wszystko daje skutek odwrotny do zamierzonego. Jeżeli zaprzestaniesz wszelkiego działania, aby uniknąć nieszczęść, to spowodujesz jeszcze większe nieszczęścia. No, dobrze, ale przystąpmy do rzeczy, bo igiełki stygną…

– Ale to nie ma sensu! Proszę, jeszcze chwilę, jeszcze sekundę… Jeszcze odpowiedz mi na jedno pytanie!!! Przecież musi być jakiś malutki sens w tym wszystkim!

– Powtarzasz się, synku córeczko. Obawiam się, że robisz to z przerażająco bezczelnej chęci uniknięcia tortur.

– Nieee!!! Jeszcze chwileczkę! Jak to możliwe, że nie ma sensu… Przecież mówią, że na Świętym Obrazie jest sens wszystkiego!

– O Świętym Obrazie jeszcze porozmawiamy… Ale teraz już dość, przejdźmy do igiełkowania.

– Nie!!!

– Chcesz coś ekstra?

– Nie!!! Przepraszam, to znaczy tak!!!

– Tak lepiej.

– Taaaak!!!

– Ciekawe – powiedział Yudi z pełną gębą wędzonego chłopca. – Ciekawe, jakie to uczucie być wędzonym i jedzonym.

– Żadne – wybełkotał Ardżu, który żuł o wiele bardziej żylastego ojca i najwyraźniej miał kłopoty z przełykaniem. – Przecież wędzi się i zjada trupa. Trup nic nie czuje.

– Trup człowieka – powiedział Yudi – ale przecież krasnolud po śmierci zachowuje swoje uczucia, wrażliwość, myśli, całe jestestwo. Krasnolud to materia, z której jest zrobiony, dlatego czuje wszystko także jako trup.

– Dlatego krasnoludów się nie wędzi. I nie je, to przecież byłoby barbarzyństwo – zauważył Agni, dotychczas przysłuchujący się w milczeniu pogwarkom swojego oddziału.

– Ja myślę, że trupowi wszystko jedno – stwierdził nagle Bima.

– Co ty pierdolisz? – Ardżu spojrzał krzywo na czarnego krasnoluda.

– A nawet odwrotnie, nie wszystko jedno. – Bima był zaskakująco poważny. – Bo to przejebane jest. Bo i tak krasnoludowi jest po śmierci na pewno źle. Pomyślcie, gdy was zranią toporem, jaki to kurewski ból. Jak kawałek ciała odpada albo gnije, jaki to kurewski ból. To co dopiero, kiedy całe ciało się rozpada i rozkłada? Przecież nasze ciała po śmierci coraz bardziej się rozpadają, w nieskończoność.

– To znaczy… – podjął Agni, który już rozumiał.

– To znaczy – ciągnął Bima. – To znaczy, że po śmierci czekają nas tylko wieczne męczarnie. Wieczne, niekończące się, coraz większe i większe.

– Chcesz powiedzieć… – zaczął Ardżu. – Chcesz powiedzieć, że wszystkie te dzielne krasnoludy, co zginęły w bitwach… Że oni wszyscy męczą się w nieskończoność?

– Tak. Dlatego lepiej już nie ginąć w tych bitwach – stwierdził Naku. – Lepiej już trzymać się tego swojego nieśmiertelnego życia.

– Jak chcesz się go trzymać? – zapytał Agni. – Przecież tutaj, tak czy inaczej, kaźń ci pisana. Musimy walczyć, bo to jedyna szansa na uratowanie życia.

– Myślę, że lepiej zjeść poległego kolegę – zakończył Bima. – Wchłaniasz wtedy jego część. Przynajmniej znajdzie się w czymś, co nie jest rozpadnięte, w czymś, co jest żywe. Myślę, że wtedy mniej się męczy.