– Przysięgam, że niczego nie ukrywam – oznajmiła. – Nie wiem, nad czym pracował Calvin. Nie wspominał mi o tym.
Reacher spojrzał głęboko w zdumione niebieskie oczy Angeli i uwierzył jej. Troszeczkę. Ukrywała coś, lecz ta sprawa nie musiała mieć związku z Calvinem Franzem.
– Okej, przepraszam – powiedział.
Wkrótce później, po wygłoszeniu kolejnych krótkich kondolencji i uściśnięciu chłodnej, kruchej dłoni, on i Neagley udali się do biura Franza w Culver City.
Thomas Brant obserwował, jak wychodzili. Znajdował się w odległości dwudziestu metrów od swojej crown victorii zaparkowanej czterdzieści metrów na zachód od domu Franza. Wychodził właśnie z małego baru na rogu, trzymając kubek kawy w dłoni. Zwolnił kroku, obserwując, jak Reacher i Neagley znikają w bocznej uliczce sto metrów przed nim. Pociągnął łyk kawy i jedną ręką wystukał numer swojego szefa, Curtisa Mauneya, aby pozostawić nagraną wiadomość.
W tej samej chwili mężczyzna w ciemnoniebieskim garniturze wracał do swojego ciemnoniebieskiego chryslera. Sedan stał zaparkowany w wewnętrznej uliczce hotelu Beverly Wilshire. Facet zubożał o pięćdziesiąt dolców, które recepcjonista przyjął jako łapówkę, ale jednocześnie wzbogacił się o nowe informacje. Zastanawiał się nad ich możliwymi konsekwencjami. Zadzwonił z komórki do swojego przełożonego i powiedział:
– Recepcjonista twierdzi, że olbrzym to Thomas Shannon. Na naszej liście nie ma takiego.
– Myślę, że możemy przyjąć, iż nasza lista jest pełna.
– Jestem podobnego zdania.
– A zatem można bezpiecznie założyć, że Thomas Shannon to fałszywe nazwisko. Ci faceci nie potrafią się wyzbyć starych nawyków. Nie pozostaje nam nic innego, jak się go trzymać.
Reacher poczekał, aż znikną za rogiem, skręcając z ulicy, przy której stał dom Franza, i zapytał:
– Zauważyłaś jasnobrązowego crown victorie?
– Parkowała po przeciwnej stronie, czterdzieści metrów od domu – odpowiedziała Neagley. – Wersja podstawowa z dwa tysiące drugiego roku.
– Mam wrażenie, że ten sam wóz stał przed restauracją Denny’ego.
– Jesteś pewien?
– Nie.
– Stary crown vic to popularny samochód. Jeżdżą nim taksówkarze, ludzie biorący pasażerów na lewo i ci, którzy korzystają z usług tanich wypożyczalni.
– Fakt.
– Tak czy siak, wóz był pusty – rzekła Neagley. – Nie musimy się przejmować pustymi samochodami.
– Przed restauracją nie był pusty. Siedział w nim facet.;
– Jeśli był to ten sam wóz. Reacher przystanął.
– Chcesz wrócić? – zapytała Neagley. Reacher pomyślał chwilę, a następnie potrząsnął głową i ruszył przed siebie.
– Nie – odparł. – Pewnie mi się tylko zdawało.
Dziesiątka w kierunku na wschód była kompletnie zakorkowana. Żadne z nich nie znało wystarczająco dobrze rejonu Los Angeles, aby zaryzykować skręt w boczną drogę, więc pokonali dziesięć kilometrów dzielących ich od Culver City wolniej, niż zrobiliby to pieszo. Dotarli do styku Venice Boulevard i Cienega Boulevard, a następnie, postępując zgodnie ze wskazówkami Angeli Franz, bez trudu dotarli do biura jej zmarłego męża. Biuro Calvina mieściło się w nijakim pasażu składającym się z ciągu niskich jasnobrązowych witryn sklepowych zakończonym małym budynkiem pocztowym, który trudno by uznać za sztandarowy gmach poczty Stanów Zjednoczonych. Jedna sala. Reacher nie pamiętał, jak nazywali takie placówki. Agencje? Punkty pocztowe? Miejsca doręczania przesyłek? Obok znajdowała się tania apteka, salon kosmetyczny i pralnia chemiczna. Następne było biuro Franza. Biuro Calvina miało szklane drzwi pomalowane od wewnątrz jasno-beżową farbą sięgającą do wysokości głowy, tak że pozostawał jedynie wąski przesmyk na promienie światła. U góry biegła złota linia z czarną obwódką. Na drzwiach tymi samymi złoto-czarnymi literami napisano: „Calvin Franz, dyskretne dochodzenia” oraz numer telefonu. Zwyczajne litery umieszczone na wysokości piersi, proste, zawierające konkretne przesłanie.
– To smutne, nie sądzisz? – zapytał Reacher. – Przeszedł z wielkiej wojskowej machiny do czegoś takiego.
– Był ojcem – odpowiedziała Neagley. – Zarabiał łatwe pieniądze. Jego wybór. Nie pragnął niczego innego.
– Domyślam się, że twoje biuro w Chicago wygląda nieco inaczej.
– Tak, to prawda – przyznała Neagley.
Wyjęła kółko z kluczami, z którymi Angela tak niechętnie się rozstała. Wybrała większy klucz, przekręciła w zamku i otworzyła drzwi, jednak nie weszła do środka.
Nie zrobiła tego, bo całe wnętrze zostało przewrócone do góry nogami.
Biuro Franza okazało się zwykłym kwadratowym pomieszczeniem zbyt małym na sklep i za dużym na biuro. Jeśli kiedyś były w nim komputery, telefony i inny sprzęt, zabrano je dawno temu. Biurko i segregatory zostały przeszukane, a następnie rozbite młotkami. Zniszczono wszystkie złącza i elementy składowe w poszukiwaniu ukrytej skrytki. Ktoś wypatroszył poduszkę fotela. Oderwano panele ścienne i zdarto izolację cieplną. Rozwalono sufit, wyrwano podłogę. Sprzęty łazienkowe zostały rozbite w kawałki. Wszędzie walał się gruz i kawałki papieru, w niektórych miejscach szczątki sięgały do kolan.
Ktoś przetrząsnął to miejsce od góry do dołu. Można by odnieść wrażenie, że uderzyła w nie bomba.
– Zastępcy szeryfa hrabstwa Los Angeles nie zrobiliby czegoś takiego – zauważył Reacher.- Masz rację. – Neagley skinęła głową. – Daleko im do tego. To źli faceci próbowali się czegoś dowiedzieć. Chcieli ustalić, co miał na nich Franz. Zrobili to przed przybyciem ludzi szeryfa. Przypuszczalnie kilka dni wcześniej.
– Zastępcy szeryfa widzieli to wszystko i nie poinformowali Angeli? Ona o tym nie wiedziała. Powiedziała, że przyjdzie po rzeczy Calvina.
– Nie powiadomili jej. Po co mieliby ją dodatkowo denerwować?
Reacher zrobił krok w rył, przeszedł na lewą stronę i ponownie spojrzał na staranne złote litery widniejące na drzwiach: „Calvin Franz, dyskretne dochodzenia”, próbując w miejsce nazwiska przyjaciela wstawić David O’Donnell, Sanchez i Orozco, a następnie Karla Dixon.
– Chciałbym, aby odpowiedzieli na nasz telefon – westchnął.
– Tu nie chodzi o nas jako grupę – odparła Neagley. – To niemożliwe. Minęło ponad siedemnaście dni, a nie zauważyłam, żeby ktoś się kręcił wokół mnie.
– Ani ja – dodał Reacher. – Ale przecież Franz też? niczego nie zauważył.
– Do czego zmierzasz?
– Gdyby znajdował się w tarapatach, do kogo by zadzwonił? Do pozostałych. Nie do ciebie, ponieważ należysz do znacznie wyższej ligi i jesteś przypuszczalnie zbyt zajęta. I nie do mnie, ponieważ nikt oprócz ciebie nie potrafiłby mnie odnaleźć. Przypuśćmy, że Franz wpakował się w niezłe gówno i zadzwonił do pozostałych, ponieważ łatwiej było mu ich złapać. Przypuśćmy, że wszyscy przybyli mu na pomoc i znaleźli się w podobnych tarapatach.
– Także Swan?
– Swan był najbliżej. Zjawiłby się tu pierwszy.
– To możliwe.
– Bardzo prawdopodobne – powiedział Reacher. – Gdyby Franz naprawdę potrzebował pomocy, komu innemu mógłby zaufać?
– Powinien zadzwonić do mnie – rzekła Neagley. – Przyjechałabym natychmiast.
Może byłaś następna na liście. Może początkowo uznał, że sześciu wystarczy.
– Jaka sprawa mogłaby doprowadzić do zniknięcia sześciu ludzi? Sześciu naszych ludzi?
– Wolę nie myśleć – odparł Reacher, a następnie zamilkł. Kiedyś wystawiłby swoich przeciwko każdemu. Robił to wielokrotnie. Zawsze dawali sobie radę, nawet w obliczu najgorszych przeciwników, jakich można było znaleźć w świecie cywilów. W świecie cywilów, bo przeszkolenie wojskowe zwiększało możliwości przestępców.