Niepowodzenie.
Cztery sprawdzone, pozostało jeszcze pięćdziesiąt. Od początku poszukiwań minęło dwanaście sekund, prawdopodobieństwo odnalezienia skrytki wzrosło z 1,85 do 2 procent. Włożył klucz do kolejnego zamka. Pudło. Przykucnął i spróbował otworzyć skrytkę umieszczoną najbliżej podłogi.
Niepowodzenie.
Przesunął się w prawo, nie wstając z przysiadu. Najniższa skrytka nie była tą, której szukał, podobnie jak dwie znajdujące się ponad nią. Minęło dwadzieścia pięć sekund, a on sprawdził dziewięć skrytek. Neagley w dalszym ciągu rozmawiała z pracownikiem. Po lewej stronie Reachera jakaś kobieta otworzyła swoją skrytkę w górnym rzędzie, wyciągając gruby plik korespondencji. Stała obok, sortując przesyłki. Przesuń się, poprosił milcząco. Stań obok śmietniczki. Odsunęła się. Zrobił krok w prawo, badając czwartą kolumnę. Neagley nadal gadała, a pracownik nadal słuchał. Klucz nie pasował do górnej skrytki, nie otworzył również środkowej ani dolnej.
Sprawdził dwanaście. Prawdopodobieństwo wzrosło i wynosiło teraz jeden do czterdziestu dwóch. Lepiej, lecz nadal kiepsko. Klucz nie pasował do żadnej ze skrzynek w piątej kolumnie. Ani w szóstej. Sprawdził osiemnaście. Jedną trzecią. Z każdą próbą szansa znalezienia skrytki rosła. Myśl pozytywnie. Wiedział, że klienci stojący za Neagley wkrótce zaczną się niecierpliwić. Będą przestępowali z nogi na nogę i rozglądali się dokoła, znudzeni i wścibscy.
Zaczął sprawdzać skrytki w piątej kolumnie, poczynając od góry. Poruszył kluczem. Zamek nie ustąpił. Nie pasował także do dwóch skrytek poniżej. Kolejny krok w prawo. Neagley przestała mówić. Urzędnik zaczął jej coś tłumaczyć. Udawała, że nie rozumie. Reacher przesunął się w prawo. Ósma kolumna. Klucz nie pasował do górnej skrytki. W holu zapanowała cisza. Reacher poczuł czyjeś spojrzenie na plecach. Opuścił dłoń, próbując otworzyć środkową skrytkę ósmej kolumny.
Poruszył kluczem. Charakterystyczny metaliczny dźwięk wydał się bardzo głośny.
Bez skutku. W pomieszczeniu panowała cisza.
Sięgnął do najniższej skrytki w ósmej kolumnie.
Przekręcił klucz.
Zasuwa się poruszyła.
Skrytka była otwarta.
Zrobił krok w tył, otworzył na oścież małe drzwiczki i przykucnął. Skrytka Franza była pełna korespondencji. Koperty wyściełane folią bąbelkową, duże brązowe i białe koperty, listy, katalogi, zafoliowane czasopisma, kartki z pozdrowieniami.
W holu ponownie rozległy się dźwięki.
Reacher usłyszał, jak Neagley mówi: „Bardzo dziękuję za pomoc”. Usłyszał stukot kroków na posadzce. Klienci stojący za Neagley przesunęli się do przodu. Wyczuł, że odzyskali nadzieję na załatwienie sprawy, zanim się zestarzeją i umrą. Wsunął rękę do środka i wyjął zawartość skrytki. Ułożył wszystko w schludny plik, ujął w obie dłonie i wstał. Wcisnął plik pod pachę, zamknął skrytkę, wsunął klucz do kieszeni i odszedł jakby nigdy nic.
Neagley czekała na niego w mustangu zaparkowanym obok trzeciego pawilonu, licząc od poczty. Reacher pochylił się, upchnął przesyłki w skrytce deski rozdzielczej, a następnie wsiadł do środka. Posortował plik, wyciągając z niego cztery małe, wyściełane folią bąbelkową koperty zaadresowane na biuro Franza jego własnym charakterem pisma.
– Zbyt małe jak na płyty CD – zauważył.
Uporządkował je chronologicznie według daty na stemplu.
Najnowsza została ostemplowana rano w dzień zniknięcia Franza.
– Wysłał ją poprzedniego wieczoru – wyjaśnił. Otworzył kopertę i wyjął z niej mały srebrny przedmiot.
Metalowy, płaski, długości pięciu i szerokości dwóch centymetrów, cienki, z plastikową nasadką. Widniał na nim napis „128 MB”.
– Co to takiego? – zapytał.
– Pendrive – wyjaśniła Neagley. – Nowa wersja dyskietki. Pozbawiona ruchomych części, o stukrotnie większej pojemności.
– Co z tym zrobimy?
– Podłączymy do jedynego z moich komputerów i zobaczymy, co zawiera.
– Tylko tyle?
– Chyba że zawartość jest chroniona hasłem. Pewnie tak będzie.
– Czy są programy, które pozwolą nam je złamać?
– Kiedyś były. Teraz nie. Rzeczy z każdym dniem stają się coraz doskonalsze lub coraz gorsze, w zależności od punktu widzenia.
– Co wówczas zrobimy?
– Podczas jazdy sporządzimy listę potencjalnych haseł. Po staremu. Sądzę, że po trzech próbach wszystkie pliki zostaną usunięte.
Włączyła silnik i odjechała od krawężnika. Wykonała zgrabny zwrot na pasie przeciwpożarowym i skierowała się na północ w stronę bulwaru La Cienega.
Mężczyzna w ciemnoniebieskim garniturze obserwował ich cały czas. Siedział nisko, ukryty za kierownicą ciemnoniebieskiego sedana chryslera, stojącego w odległości czterdziestu metrów od poczty, na miejscu parkingowym należącym do apteki. Otworzył klapkę komórki i wybrał numer swojego szefa.
– Tym razem w ogóle nie zajrzeli do biura Franza – oznajmił. – Rozmawiali z właścicielem pawilonów. Byli długo na poczcie. Sądzę, że Franz musiał wysyłać korespondencję na własny adres. Dlatego nic nie znaleźliśmy. Pewnie już to mają.
15
Neagley wsunęła pendrive’a do gniazda swojego laptopa Reacher wpatrywał się w monitor. Przez chwilę nic się ni działo, a następnie na ekranie ukazała się ikona przypominająca stylizowany przedmiot, który znaleźli w skrytce Franza. Pod ikoną widniał napis: „Brak nazwy”. Neagley przesunęła palcem po panelu dotykowym zastępującym mysz, a następnie dwukrotnie trąciła go palcem.
Na monitorze ukazała się ikona z żądaniem hasła.
– Cholera – powiedziała.
– To było to przewidzenia – stwierdził Reacher. Kiedyś Reacher wielokrotnie łamał hasła komputerowe. Jak zawsze metoda polegała na tym, aby wczuć się w drugiego i myśleć jak on. Stać się nim. Goście cierpiący na poważną paranoję wymyślają długie, skomplikowane hasła pełne dużych i małych liter oraz liczb, pozbawione znaczenia dla wszystkich, włączając ich samych. Takie zabezpieczenie było nie do złamania. Franz nigdy nie był jednak paranoikiem. Reacher uważał go za wyluzowanego gościa, poważnego, a jednocześnie lekko rozbawionego środkami bezpieczeństwa. Oprócz tego był człowiekiem słów, a nie liczb. Człowiekiem o wielu zainteresowaniach i pasjach. Doświadczającym różnorodnych uczuć, oddanym wielu sprawom. Osobą o niewyszukanym guście i pamięci jak słoń.
– Angela, Charlie, Miles Davies, Dodgersi, Koufax, Panarna, Pfeiffer, Ronin, Brooklyn, Heidi lub Jennifer – powiedział.
Neagley zapisała wszystkie słowa na oddzielnej stronie kołonotatnika.
– Dlaczego właśnie te? – zapytała.
– W przypadku Angeli i Charliego odpowiedź jest oczywista. To jego rodzina.
– Zbyt oczywiste.
– Może tak, a może nie. Miles Davies był jego ulubionym kompozytorem i wykonawcą. Dodgersi ulubioną drużyną baseballu. Sandy Koufax to zawodnik, którego najwyżej cenił.
– To jakieś możliwości. A Panama?
– Wysłano go tam pod koniec tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego roku. Myślę, że wyjazd do Panamy przyniósł mu najwięcej zawodowej satysfakcji. Z pewnością zapamiętał to miejsce.
– Czy Pfeiffer to Michelle Pfeiffer?
– Jego ulubiona aktorka.
– Angela trochę ją przypomina, nie sądzisz?
– Właśnie.
– Ronin?
– To jego ulubiony film – wyjaśnił Reacher.
– Dziesięć lat temu, kiedy go znałeś – zauważyła Neagley. – Od tego czasu nakręcono wiele dobrych filmów.