Выбрать главу

– Mógł zastosować podwójny blef. Takie hasło może się wydać oczywiste, lecz jest ostatnią rzeczą, jaka przyjdzie ci do głowy. Właśnie dlatego jest bardzo skuteczne.

– To możliwe, lecz mało prawdopodobne.

– Nawiasem mówiąc, co może być w środku?

– Coś, co jest nam bardzo potrzebne.

– Spróbuj „Charlie”. Zrób to dla mnie. Neagley wzruszyła ramionami i napisała „Charlie”. Nacisnęła klawisz „enter”.

„Błędne hasło”.

Twardy dysk zawirował i zawartość pendrive’a została wykasowana.

– Dziewięć prób – oznajmiła Neagley. Wrzuciła trzecią pamięć do kosza i umieściła w gnieździe czwartą. Ostatnią.

– Zostały nam jeszcze trzy.

– Angela – powiedziała. – Nie, to zbyt oczywiste.

– Spróbuj.

– Jesteś pewien?

– Mam duszę hazardzisty.

– To trzy ostatnie możliwości.

– Zaryzykuj. Wpisała „Angela”. Wcisnęła „enter”. „Błędne hasło”.

– Dziesiąta próba – przypomniała. – Zostały nam jeszcze dwie.

– A może Angela Franz?

– To jest gorsze od poprzedniego.

– Może jej nazwisko panieńskie?

– Nie znam go.

– Zadzwoń i zapytaj.

– Mówisz poważnie?

– Przynajmniej będziesz je znała.

Neagley wyciągnęła notatnik, odnalazła numer Angeli i zadzwoniła. Przedstawiła się i przez chwilę rozmawiały o innych sprawach. Później Reacher usłyszał, jak zadaje Angeli to pytanie. Odpowiedzi nie usłyszał, dostrzegł jednak, że źrenice oczu Neagley rozszerzyły się na ułamek sekundy, co u niej odpowiadało zwaleniu się na ziemię wskutek doznanego szoku. Odłożyła słuchawkę.

– Pfeiffer – powiedziała.

– Interesujące.

– Nawet bardzo.

– Są ze sobą spokrewnione?

– Nie wspomniała o tym.

– Spróbuj „Pfeiffer”, to jak kupon pozwalający nabyć dwa przedmioty za cenę jednego. Franz mógł poczuć się podwójnie dobrze, nie mając żadnych wyrzutów sumienia.

Neagley napisała „Pfeiffer”. Wcisnęła „enter”. „Błędne hasło”.

16

W pokoju Neagley zapanowała gorąca, duszna atmosfera. Jakby ktoś wypompował zeń powietrze. Jakby nieoczekiwanie się skurczył.

– Jedenasta próba – rzekła Neagley. – Pozostała jeszcze jedna możliwość. Teraz albo nigdy. Nasza ostatnia szansa.

– Co się stanie, jeśli się nie uda? – zapytał Reacher.

– Nie dowiemy się, co jest w środku.

– Musimy robić to teraz? Może powinniśmy po prostu zatrzymać tę pamięć?

– To nam niczego nie da.

– W takim razie zróbmy sobie przerwę. Wrócimy do tego później. Pojedźmy do wschodniego Los Angeles i poszukajmy Swana. Jeśli go odnajdziemy, być może podsunie nam jakiś pomysł. Jeśli nie, wrócimy ze świeżym umysłem.

***

Neagley zadzwoniła do obsługi hotelowego parkingu i po dziesięciu minutach mknęli czerwonym mustangiem na wschód od Wilshire. Minęli Wilshire Center, przejechali Westlake i ruszyli boczną odnogą autostrady wprost do Macarthur Park. Skręcili na północny wschód i wjechali na autostradę wiodącą do Pasadeny. Minęli betonową bryłę stadionu Dodgersów, otoczoną całymi akrami pustego parkingu. Zapuścili się głęboko w szczurze gniazdo ulic, którego granicę wyznaczały Boyle Heights, Monterey Park, Alhambra i South Pasadena. W tym rejonie było wiele parków naukowych, centrów biznesu i pasażów handlowych, starej i nowej zabudowy. Przy krawężnikach trudno było wypatrzyć wolne miejsce. Wszędzie panował duży ruch, a rzeka pojazdów poruszała się w leniwym tempie. Nad nimi wisiało brązowe niebo. Neagley trzymała w schowku na rękawiczki mapę wydawnictwa Rand McNally. Mapa przypominała obraz ziemi z wysokości osiemdziesięciu kilometrów. Reacher zmrużył oczy, śledząc blade, szare linie dróg. Kojarzył nazwy ulic na tablicach z nazwami na mapie i lokalizował kolejne skrzyżowania w trzydzieści sekund po tym, jak przez nie przejechali. Trzymał kciuk w miejscu, gdzie miała siedzibę firma New Age Defense Systems, kierując ku niemu Neagley szeroką, krętą drogą.

Kiedy dotarli na miejsce, ujrzeli niski znak wykonany z rzeźbionego granitu i okazałą, sześcienną bryłę budynku za wysokim ogrodzeniem chroniącym przed huraganem i zakończonym drutem kolczastym. W pierwszej chwili ogrodzenie robiło imponujące wrażenie, wystarczyło jednak spojrzeć ponownie, aby odkryć, że wystarczyłyby nożyce do cięcia drutu, aby pokonać je bez problemu w dziesięć sekund. Gmach biura otaczał duży parking, przy którym zasadzono okazałe drzewa. Ich odbicie w lustrzanych panelach w połączeniu z odbiciem nieba powodowało, że biurowiec miał niemal surrealistyczny wygląd.

Brama główna nie sprawiała wrażenia masywnej i była szeroko otwarta. Obok nie dostrzegli budki dla wartownika. Nikt nie pilnował wjazdu. Za bramą rozciągał się parking w połowie wypełniony samochodami. Neagley zatrzymała się na chwilę, aby przepuścić samochód z serwisu kserokopiarek, a następnie zaparkowała mustanga w miejscu przeznaczonym dla gości, tuż obok holu. Wyszli z samochodu i na chwilę zamarli w bezruchu. Był ranek, owiewało ich gorące, ciężkie powietrze. Wokół panowała cisza. Wyglądało na to, że w środku mnóstwo ludzi uporczywie próbuje się na czymś skoncentrować lub nic nie robi.

W wejściu do recepcji znajdowały się podwójne szklane drzwi, które otworzyły się automatycznie, gdy do nich podeszli. Wkroczyli do dużego kwadratowego holu o posadzce pokrytej łupkiem i ścianach wyłożonych aluminiowymi panelami. Zauważyli skórzane fotele i długi kontuar recepcji w głębi sali. Za kontuarem stała blondynka w wieku około trzydziestu lat. Była ubrana w firmową koszulkę polo z napisem „New Age Defense Systems” wyhaftowanym nad małą lewą piersią. Najwyraźniej usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, lecz poczekała z podniesieniem głowy, aż Reacher i Neagley znajdą się w pół drogi od niej.

– Czym mogę państwu służyć? – zapytała.

– Przyszliśmy do Tony’ego Swana – odparł Reacher. Kobieta uśmiechnęła się sztucznie i odpowiedziała:

– Mogę zapytać o państwa nazwiska?

– Jack Reacher i Frances Neagley. Jesteśmy jego bliskimi przyjaciółmi z armii.

– W takim razie proszę spocząć. – Recepcjonistka podniosła słuchawkę telefonu stojącego na kontuarze, a Reacher i Neagley ruszyli w kierunku skórzanych foteli. Neagley usiadła, a Reacher stanął obok. Przypatrywał się matowemu odbiciu recepcjonistki w aluminiowym panelu, słuchając, jak mówi:

– Jest tu dwoje przyjaciół Tony’ego Swana. Przyszli, aby się z nim zobaczyć. – Po tych słowach odłożyła słuchawkę i uśmiechnęła się w stronę Reachera, chociaż ten nie patrzył wprost na nią.

Przez cztery minuty siedzieli w milczeniu. Później Reacher usłyszał odgłos kroków. Ktoś szedł w ich stronę po wyłożonej łupkiem posadzce. Nadchodził z boku i zmierzał w stronę recepcji. Miarowy, niespieszny krok człowieka średniego wzrostu o średniej masie ciała. Podniósł głowę i na końcu korytarza ujrzał kolejną kobietę. Czterdziestoletnią, szczupłą, o starannie uczesanych brązowych włosach. Miała na sobie czarne spodnium i białą bluzkę. Sprawiała wrażenie szybkiej i skutecznej. Jej twarz miała otwarty, serdeczny wyraz. Uśmiechnęła się do recepcjonistki, a następnie podeszła wprost do Reachera i Neagley. Wyciągnęła rękę i oznajmiła:

– Jestem Margaret Berenson.

– Przyszliśmy do Tony’ego Swana – wyjaśnił Reacher.

– Wiem – odparła. – Powinniśmy znaleźć jakieś spokojne miejsce, aby pogadać.

Jeden z aluminiowych paneli okazał się drzwiami prowadzącymi do małej prostokątnej sali konferencyjnej tuż za holem. Miejsce przeznaczone na spotkania z gośćmi, którzy nie zasłużyli na prawo wpuszczenia do sanktuarium. Było to chłodne pomieszczenie ze stołem, czterema krzesłami oraz oknami sięgającymi od podłogi do sufitu, z których rozciągał się widok na parking. Przedni zderzak mustanga Neagley znajdował się w odległości około dwóch metrów od nich.