– Uznali nas za podejrzanych?
– Nie, myślę, że już na samym początku usunęli nas z kręgu podejrzeń. Później dochodzenie stanęło w miejscu. Brak śladów. Żadnego przełomu. Utkwili w martwym punkcie.
– I?
– Po dwóch tygodniach pełnych frustracji wpadli na pomysł. Angela powiedziała im o naszym zespole, o wzajemnej lojalności i naszej starej dewizie. Dostrzegli w tym szansę. Mieli w odwodzie niezależną grupę dochodzeniową. Inteligentnych i doświadczonych ludzi, którzy chcieli odkryć prawdę. Namówili Angelę, aby do ciebie zadzwoniła. Powiedziała, co się stało, i nic więcej. Wiedzieli, że to tak, jakby uruchomić króliczka z baterią Energizer. Wiedzieli, że przyjedziemy w mgnieniu oka. Wiedzieli, że będziemy poszukiwali odpowiedzi. Wiedzieli, że wystarczy, jeśli będą nas obserwować i podążać naszym tropem.
– To śmieszne – żachnął się O’Donnell.
– Sądzę, że tak właśnie było – kontynuował Reacher. – Angela powiedziała, że udało się jej zadzwonić do Neagley, więc umieścili ją na liście obserwowanych. Przejęli ją, gdy tylko pojawiła się w mieście, i śledzili, kryjąc się w zaroślach i patrząc, jak przybywają następni. Od tamtej pory obserwowali wszystkie nasze poczynania. Właśnie tego nie powiedziała nam Angela. Zastępcy poprosili ją, aby nas wystawiła, a ona wyraziła zgodę. Właśnie dlatego nadal jestem z wami. Nie ma innego wyjaśnienia. Zaliczyli złamany nos do kosztów działalności.
– Czubki.
– Jest sposób, aby to ustalić. Obejdź hotel i pogadaj z zastępcą.
– Naprawdę tak sądzisz?
– Powinna pójść Dixon. Nie była z nami w Santa Ana. Jeśli się mylę, facet chyba jej nie zastrzeli.
31
Dixon wróciła trzydzieści minut później.
– Nie zastrzelił mnie – oznajmiła.
– To dobrze – powiedział Reacher.
– Przyznał się do czegoś?
– Nie potwierdził ani nie zaprzeczył.
– Jest zły z powodu swojej twarzy?
– Siny z wściekłości.
– Opowiedz mi wszystko.
– Zadzwonił do swojego szefa. Chcą się z nami spotkać. Tutaj. Za godzinę.
– Kim jest jego szef?
– Facet nazywa się Curtis Mauney. Pracuje w biurze szeryfa hrabstwa Los Angeles.
– W porządku – rzekł Reacher. – Tyle możemy zrobić. Zorientujemy się, co wie. Potraktujemy go jak dupowatego komendanta żandarmerii polowej. Będziemy brać i nie damy nic w zamian.
Godzinę dzielącą ich od spotkania przeczekali w holu na dole. Bez stresu, bez napięcia. Służba wojskowa uczy człowieka sztuki czekania. O’Donnell wyciągnął się na kanapie i zaczął czyścić paznokcie nożem sprężynowym. Dixon jeszcze raz przejrzała siedem arkuszy, a następnie odłożyła je i zamknęła oczy. Neagley siedziała samotnie w fotelu przy ścianie. Reacher przycupnął pod starą oprawioną w ramki fotografią Raquel Welch. Zdjęcie wykonano przed hotelem, późnym popołudniem, kiedy światło miało złocistą barwę jak jej skóra. Fotograficy nazywają tę porę magiczną godziną. Krótką, pełną blasku, uroczą. Podobnie jak sława, pomyślał Reacher.
Czekał także ciemnowłosy czterdziestolatek posługujący się nazwiskiem Mason. Niebawem miał odbyć potajemnie spotkanie w swoim pokoju w hotelu Brown Palace w centrum Denver. Był dziwnie podenerwowany i nieswój. Z trzech powodów. Po pierwsze, pokój okazał się ciemny i zaniedbany. Oczekiwał czegoś innego. Po drugie, przy ścianie stała walizka. Ciemnoszara plastikowa walizka Samsonite, starannie dobrana podobnie jak wszystkie przedmioty, które były jego własnością – wystarczająco droga, aby harmonizować z atmosferą zamożności, którą roztaczał wokół siebie, lecz nie dość ostentacyjna, aby przyciągnąć niechcianą uwagę. W środku były obligacje na okaziciela i cięte diamenty, a także hasła dostępu do konta w banku szwajcarskim, na którym ulokowano znaczną kwotę. Ściśle mówiąc, sześćdziesiąt pięć milionów dolarów amerykańskich. Miał też świadomość, że ludzie, z którymi zamierzał się spotkać, nie należeli do tych, którym rozsądny człowiek powierzyłby łatwe do przeniesienia i niepozostawiające śladu aktywa.
Po trzecie, kiepsko spał ostatniej nocy. Po zmroku powietrze wypełniała nieprzyjemna woń. Po chwili namysłu uznał, że był to zapach karmy dla psów. Najwyraźniej w pobliżu była fabryka, która ją wytwarzała, a wiatr kierował woń w niewłaściwym kierunku. Oczywiście, był to zapach mięsa. Wiedział, że zapach to fizyczne doznanie wywołane działaniem cząsteczek na wyściółkę nosa. Z technicznego punktu widzenia, cząstki mięsa dostawały się do jego nozdrzy. Mięsa, którego Azhari Mahmoud nie tknąłby za żadne skarby, w żadnych okolicznościach.
Wszedł do łazienki i obmył twarz po raz piąty tego dnia.Spojrzał na odbicie swojej twarzy w lustrze. Zacisnął szczęki. Nie był Azharim Mahmoudem. Nie dziś. Nazywał się Alan Mason i był obywatelem Zachodu, który miał tu coś do zrobienia.
W drzwiach holu Chateau Marmont stanął zastępca szeryfa Thomas Brant we własnej osobie. Miał dużego siniaka na czole i wygiętą metalową szynę przyklejoną plastrem do kości policzkowych tak ściśle, że skóra wokół oczu była napięta. Gdy szedł, krzywił się z bólu. Wyglądał na człowieka, który w jednej trzeciej odczuwa niepohamowaną wściekłość, że został załatwiony, w jednej trzeciej jest zażenowany, że do tego doszło, a w jednej trzeciej jest wkurzony, że dla dobra sprawy będzie musiał zapomnieć o swoich uczuciach. Za nim podążał starszy facet, który musiał być jego szefem, Curtisem Mauneyem. Mauney dobiegał pięćdziesiątki. Był niski, krępy i miał znużone spojrzenie gościa, który zbyt długo wykonuje tę samą robotę. Włosy pofarbowane nijaką czarną farbą nie pasowały do koloru brwi. Mauney niósł podniszczoną skórzaną teczkę.
– Który dupek uderzył mojego człowieka? – zapytał.
– Ubolewamy nad tym, co się stało.
– Nie czuję się źle z tego powodu. Mój człowiek nie miał szans. Trzech na jednego. Nawet jeśli jedną z trojga była dziewczyna.
Neagley spojrzała na niego takim wzrokiem, że facet oślepłby, gdyby spojrzenia przypominały sztylety. Mauney potrząsnął głową i powiedział:
– Nie ganię mojego chłopaka za nieznajomość sztuki samoobrony. Nie powinniście tu przyjeżdżać i bić gliniarzy.
– Znajdował się poza obszarem swojej jurysdykcji, nie powiedział, że jest gliną, i zachowywał się w podejrzany sposób. Sam się o to prosił – odparł Reacher.
– Po co tu przyjechaliście?
– Na pogrzeb przyjaciela.
– Jeszcze nie wydaliśmy ciała.
– Poczekamy.
– Czy to ty uderzyłeś mojego człowieka? Reacher skinął głową.
– Przepraszam. Powinniście nas poprosić.
– O co?
– O pomoc.
Mauney spojrzał na niego obojętnym wzrokiem.
– Pomyśleliście, że ściągnęliśmy was, abyście nam mogli?
– A było inaczej? Szeryf pokręcił głową.
– Nie. Mieliście posłużyć za przynętę.
32
Thomas Brant nie usiadł, powstrzymując się od wykonania gestu, który oznaczałby stanie się częścią grupy, w przeciwieństwie do szeryfa, który przysunął sobie fotel. Usiadł, umieścił teczkę między butami i oparł ręce na kolanach.
– Wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy – zaczął. – Jesteśmy szeryfami hrabstwa Los Angeles. Nie jesteśmy wsiowymi kmiotami, idiotami czy ubogimi krewnymi. Jesteśmy szybcy i zwinni, inteligentni i kreatywni. W ciągu dwunastu godzin od znalezienia ciała wiedzieliśmy o każdym szczególe z życia Calvina Franza. Na przykład o tym, że był jednym z ośmiu żyjących członków elitarnej jednostki wojskowej. W ciągu dwudziestu czterech godzin ustaliliśmy, że zaginęli także trzej inni. Jeden mieszkający w Los Angeles, dwaj w Vegas. Rodzi to pytanie, co z was za elitarna grupa, prawda? W mgnieniu oka połowa waszych zaginęła.