Выбрать главу

Zrobił głęboki wydech.- W porządku – powiedział. – Do rana mamy wolne.

Otrzepali się, uformowali szyk i wolnym krokiem ruszyli w kierunku Stripu, ramię przy ramieniu, gotowi odpocząć, okazało się jednak, że w hotelowym holu czekał na nich Wright. Szef ochrony kasyna. Jak na gościa z Vegas nie miał szczególnie pokerowej twarzy. Było jasne, że coś go gryzie.

47

Gdy tylko weszli do holu, Wright mszył w ich stronę energicznym krokiem, a następnie zaprowadził w to samo ustronne miejsce co poprzednio.

– Azhari Mahmoud nie zameldował się w żadnym hotelu w Vegas – powiedział. – To pewne. Podobnie jak Andrew MacBride i Anthony Matthews.

Reacher skinął głową.

– Dzięki, że sprawdziłeś – rzekł.

– Wykonałem również kilka pilnych telefonów do kolegów. To lepsze, niż nie spać całą noc ze zmartwienia. Wiecie, czego się dowiedziałem? Gadacie brednie. W ciągu ostatnich czterech miesięcy nie mogło tu dojść do przekrętu na sześćdziesiąt pięć milionów dolarów. Do niczego takiego nie doszło.

– Jesteś pewny? Wright skinął głową.

– Wykonaliśmy wszystkie alarmowe audyty przepływu gotówki. Nie wydarzyło się nic podejrzanego. Zwyczajne transakcje. To wszystko. Nic więcej. Prześlę wam rachunek za prozac. Ostatniej nocy przedawkowałem.

***

Znaleźli bar w pobliżu holu, kupili piwo i usiedli w rzędzie przed czterema wolnymi automatami. Reacher udawał, że raz za razem zgarnia całą pulę, jakby grał w kuszącej klientów reklamie. Koła stanęły na czterech wisienkach, światełka migotały, ścigając się po tablicy. Cztery koła z ośmioma symbolami. Znikoma szansa wygranej, nawet bez ingerencji ukrytego mikroprocesora. Reacher próbował obliczyć, ile ton ćwierćdolarówek trzeba by wrzucić do środka. Nie wiedział, ile dokładnie waży jedna moneta. Pewnie niewielki ułamek kilograma, jednak ciężar monet szybko uległby zwielokrotnieniu. Pomyślał o ogromnym obciążeniu ścięgien, zmęczeniu mięśni, kontuzji wywołanej wielokrotnie ponawianym obciążeniem. Ciekawe, czy właściciele kasyn mają akcje klinik ortopedycznych. Bardzo możliwe.

– Wright wykombinował, że byłby to przekręt na skalę całej branży – powiedziała Dixon. – Powiedział to prosto z mostu. Musieliby przekupić krupierów, kierowników sal i kasjerów, zabezpieczyć kamery i taśmy. Równie dobrze mogliby sfingować sztuczny przepływ gotówki. Zainstalować program, który informowałby, że wszystko jest w porządku, dopóki byłoby im to potrzebne. Na ich miejscu postąpiłabym podobnie.

– Kiedy odkryliby przekręt? – zapytał Reacher.

– Podczas zamykania ksiąg pod koniec roku finansowego. Wówczas pieniądze są albo ich nie ma.

– W jaki sposób Sanchez i Orozco mogliby się o tym dowiedzieć?

– Może dotarli do kogoś na końcu łańcucha pokarmowego i cofnęli się do początku.

– Kto musiałby w tym uczestniczyć?

– Najważniejsi ludzie.

– Tacy jak Wright?

– Niewykluczone – odparła Dixon.

– Rozmawialiśmy z nim, a pół godziny później ktoś próbował strzelić nam w plecy.

– Musimy odnaleźć przyjaciółkę Sancheza – powiedziała Neagley. – Zanim zrobi to ktoś inny.

– Nie możemy – rzekł Reacher. – Żaden bar nie poda adresu dziewczyny bandzie nieznajomych.

– Moglibyśmy powiedzieć, że jest w niebezpieczeństwie.

– Myślisz, że nie słyszeli tego wcześniej?

– Dowiedzmy się adresu w inny sposób – powiedziała Dixon. – Za pośrednictwem UPS.

– Nie znamy nawet jej nazwiska.

– W takim razie co robimy?

– Weźmy na wstrzymanie i poczekajmy do rana.

– Może powinniśmy zmienić hotel? Jeśli Wright jest jednym z nich…

– To bez sensu. Facet ma kumpli w całym mieście. Po prostu zamknijcie drzwi.

***

Reacher posłuchał własnej rady, gdy tylko wrócił do pokoju. Przekręcił zamek i założył łańcuch. Oczywiście nie powstrzymałoby to zdeterminowanego napastnika, lecz dałoby Reacherowi dodatkową sekundę lub dwie, a dokładnie tyle potrzebował.

Włożył pistolet do szuflady nocnego stolika. Wsunął ubranie pod materac, aby się odprasowało, i wziął długi gorący prysznic. Później zaczął rozmyślać o Karli Dixon.

Była sama.

Może tego nie lubiła.

Może czułaby się bezpieczniej, gdyby przebywała w czyimś towarzystwie.

Owinął się ręcznikiem i podreptał do telefonu. Zanim dotarł do aparatu, usłyszał pukanie. Zmienił kierunek. Zignorował judasza. Nie lubił przykładać oka do nieosłoniętej szyby. Wystarczyło, by napastnik stojący na korytarzu poczekał aż otwór ściemnieje i wpakował w niego kulę dużego kalibru. W ten sposób mógłby spowodować wielkie spustoszenie. Pocisk wraz z odłamkami szkła i metalu dostałyby się do oka i mózgu i wyleciał z drugiej strony czaszki. Zdaniem Reachera judasz był bardzo kiepskim wynalazkiem.

Zdjął łańcuch i przekręcił zamek. Otworzył drzwi.

Przed nim stała Karla Dixon.

Ubrana. Pomyślał, że musiała być ubrana, aby przejść korytarzem i wjechać windą. Czarny kostium bez bluzki.

– Mogę wejść? – zapytała.- Właśnie miałem do ciebie zadzwonić – odparł Reacher.

– Słusznie.

– Szedłem do telefonu.

– Dlaczego?

– Poczułem się samotny.

– Ty?

– Ja. Mam nadzieję, że ty również.

– Wpuścisz mnie do środka?

Szeroko otworzył drzwi. Weszła. W ciągu minuty odkrył, że nie tylko bluzki nie miała pod spodem.

***

Neagley zadzwoniła o dziewiątej trzydzieści z aparatu przy łóżku.

– Dixon nie ma w pokoju – oznajmiła.

– Może ćwiczy – odpowiedział Reacher. – Biega lub coś w tym rodzaju.

Dixon uśmiechnęła się i poruszyła u jego boku, ciepła i leniwa.

– Dixon nie ćwiczy – rzekła Neagley.

– W takim razie może bierze prysznic?

– Dzwoniłam dwukrotnie.

– Uspokój się. Zadzwonię do niej. Śniadanie za pół godziny. Do zobaczenia na dole.

Rozłączył się, a następnie podał słuchawkę Dixon, wyjaśniając, aby policzyła do sześćdziesięciu zadzwoniła do pokoju Neagley i powiedziała, że dopiero co wyszła z wanny. Pół godziny później wszyscy jedli śniadanie w hotelowej restauracji przy dźwięku automatów do gry. Po godzinie byli na Stripie, ponownie kierowali się do baru z otchłanią ognia.

48

Rano Vegas wydawało się płaskie i małe, obnażone w ostrych promieniach pustynnego słońca. Światło było bezlitosne. To, co nocą przypominało impresjonistyczne obrazy, w dzień raziło sztucznością i tandetą. Tym razem szli w kwadracie, jedna dwójka za drugą. W ten sposób stanowili mniejszy cel. Czujnie obserwowali okolicę z przodu i z tyłu.

Z przodu i z tyłu nie było nikogo. Na ulicy panował niewielki ruch, a chodnik był pusty. Rano w Vegas panował największy spokój.

Cisza panowała także na placu budowy w połowie Stripu. Miejsce sprawiało wrażenie opustoszałego. Zupełny bezruch.

– Mamy niedzielę? – zapytał Reacher.

– Nie – odpowiedział O’Donnell.

– Może jest święto?

– Nie.

– W takim razie dlaczego nikt nie pracuje.

Nie zauważyli również żadnych gliniarzy ani taśmy odgradzającej miejsce popełnienia przestępstwa. Nie prowadzono dochodzenia. Cisza, spokój. Reacher dostrzegł sztachetę, którą wyjął poprzedniej nocy. Ziemia i piasek spłukany przez Neagley zamieniły się w błoto. Na chodniku widniała ogromna sucha plama. Do kraty kanalizacyjnej wpływała ostatnia cienka i wilgotna strużka. Oczywiście wokół panował bałagan, lecz czy na placu budowy kiedykolwiek był porządek? Nie idealnie, lecz całkiem znośnie. Nie dostrzegli niczego, co mogłoby zwrócić czyjąś uwagę.