– Nie wiedziałem.
– Czasami bywa kiepsko.
– Jak cholera – przytaknął Reacher. – Lubiłem Stana.
– Ja też.
– Gdzie jest reszta?
– Tony Swan jest zastępcą dyrektora ochrony w fabryce broni gdzieś w południowej Kalifornii.
– Której?
– Nie jestem pewna. Dopiero zaczynają. To nowe przedsięwzięcie. Pracuje tam zaledwie od roku.
Reacher skinął głową. Lubił Tony’ego Swana. Swan był niskim, korpulentnym mężczyzną. Niemal kwadratowym. Życzliwym, wesołym i inteligentnym.- Orozco i Sanchez sąw Vegas. Wspólnie prowadzą firmę ochroniarską. Mają kontrakty z kasynami i hotelami.
Reacher ponownie przytaknął. Słyszał, że Jorge Sanchez opuścił armię w tym samym czasie co on, lekko sfrustrowany i rozgoryczony. Wiedział, że Manuel Orozco nie miał takiego zamiaru, w sumie jednak nie był zaskoczony, iż zmienił zdanie. Obaj byli indywidualistami. Szybkimi, szorstkimi, szczupłymi facetami, którzy nie tolerowali bzdur.
– David O’Donnell mieszka w dystrykcie Kolumbii. Jest prywatnym detektywem. Ma pełne ręce roboty – kontynuowała Neagley.
– Nie dziwię się – odparł Reacher. O’Donnell był bardzo skrupulatny. Bez najmniejszego problemu odwalał papierkową robotę za nich wszystkich. Wyglądał jak typowy absolwent uczelni z Ivy League. W jednej kieszeni trzymał nóż sprężynowy, a w drugiej kastet. Facet zawsze powinien mieć coś i takiego przy sobie.
– Karla Dixon jest w Nowym Jorku – dodała Neagley. – Pracuje jako specjalista od przekrętów księgowych. Najwidoczniej zna się na finansach.
– Zawsze miała nosa do liczb – skwitował Reacher. – Zapamiętałem to. – Reacher i Dixon spędzili razem trochę czasu, próbując dowieść różnych znanych twierdzeń matematycznych lub je obalić. Beznadziejne zadanie, zważywszy na fakt, że oboje byli amatorami. Dixon miała czarne włosy, była bardzo ładna i stosunkowo niska. Szczęśliwa kobieta mająca jak najgorsze zdanie o innych. Niestety, w dziewięciu przypadkach na dziesięć okazywało się, że ma rację.
– Skąd tyle o nich wiesz? – zapytał Reacher.
– Śledziłam ich losy – odparła Neagley. – Interesowało mnie to.
– Dlaczego nie udało ci się z nimi skontaktować?
– Nie mam pojęcia. Dzwonię, lecz nikt nie odpowiada.
– Czy ten atak był wymierzony w nas wszystkich?
– Niemożliwe – odpowiedziała Neagley. – Jestem rów – i nie łatwym celem jak Dixon lub O’Donnell, a nikt mnie nie ścigał.
– Przynajmniej do tej pory.
– Być może.
– Zadzwoniłaś do pozostałych tego samego dnia, w którym przelałaś pieniądze na moje konto?
Neagley skinęła głową.
– Od tego czasu minęły zaledwie trzy dni – zauważył Reacher. – Może wszyscy byli zajęci.
– Co masz zamiar zrobić? Czekać, aż się odezwą?
– Wolałbym o nich zapomnieć. Wspólnymi siłami rozwiążemy sprawę śmierci Franza. Wystarczy nas dwoje.
– Byłoby lepiej, gdyby udało się zebrać starą grupę. Stanowiliśmy zgrany zespół. Byłeś najlepszym dowódcą, jakiego miała armia.
Reacher nie odpowiedział ani słowa.
– O co ci chodzi? – zapytała Neagley. – O czym myślisz?
– Pomyślałem, że gdybym chciał napisać historię od nowa, zacząłbym o wiele wcześniej.
Neagley złożyła dłonie, opierając je na czarnym segregatorze. Smukłe palce, brązowa skóra, lakierowane paznokcie, wyraźnie zarysowane ścięgna.
– Mam jedno pytanie – powiedziała. – Przypuśćmy, że skontaktowałabym się z innymi. Przypuśćmy, że dałabym sobie spokój z twoim bankiem. Przypuśćmy, że po latach dowiedziałbyś się, że Franz został zamordowany, a nasza szóstka załatwiła sprawę bez ciebie. Jak byś się czuł?
Reacher wzruszył ramionami. Przez chwilę milczał.
– Podle. Może czułbym się oszukany, pominięty. Neagley nie zareagowała na to wyznanie.
– Okej, spróbujemy ich odnaleźć – postanowił. – Nie będziemy jednak czekać w nieskończoność.
Neagley zostawiła na parkingu wypożyczony samochód. Zapłaciła rachunek i wyprowadziła Reachera na zewnątrz. Wybrała mustanga, czerwony kabriolet. Kiedy wsiedli do środka, Neagley wcisnęła dźwignię i opuściła dach. Wyjęła ze schowka okulary przeciwsłoneczne i założyła. Wycofała z parkingu i na najbliższych światłach skręciła na południe, opuszczając Sunset. Ruszyli w kierunku Beverly Hills. Reacher siedział w milczeniu obok niej, mrużąc oczy w promieniach popołudniowego słońca.
Z brązowego forda crown victoria zaparkowanego trzydzieści metrów na zachód od restauracji Thomas Brant obserwował, jak wychodzą. Wyciągnął komórkę i zadzwonił do swojego szefa, Curtisa Mauneya. Ten nie odpowiedział, więc Brant zostawił nagraną wiadomość.
– Właśnie dotarła do pierwszego z nich – powiedział.
Pięć samochodów za crown victoria Branta stał ciemnoniebieski sedan chrysler, w środku siedział facet w ciemnoniebieskim garniturze. On również obserwował, jak czerwony mustang znika we mgle. I on również sięgnął po komórkę.
– Właśnie podjęła pierwszego. Nie mam pojęcia który to. Olbrzymi facet, wygląda jak menel.
Po tych słowach wysłuchał odpowiedzi szefa, wyobrażając sobie, że jedną ręką wygładza krawat, w drugiej trzymając telefon
9
Jak sugerowała jego nazwa, hotel Wilshire znajdował się przy bulwarze Wilshire, w samym sercu Beverly Hills, naprzeciwko wylotu Rodeo Drive. W skład kompleksu wchodziły dwa duże gmachy o fasadzie z wapnia stojące jeden za drugim. Pierwszy był stary i bogato zdobiony, drugi – nowy i prosty. Budynki oddzielała droga wewnętrzna biegnąca równolegle do bulwaru. Neagley zaparkowała w niej mustanga obok czarnego lincolna.
– Nie byłoby mnie stać na taki lokal – zauważył Reacher.
– Już zarezerwowałam ci pokój.
– Zarezerwowałaś czy zapłaciłaś?
– Obciążą mój rachunek.
– Nie będę mógł ci oddać.
– Zapomnij o tym.
– Muszą brać kilkaset dolców za noc.
– Pokryję koszty. Może weźmiemy jakieś łupy.
– Pod warunkiem że źli faceci są bogaci.
– Zapewniam cię, że są – odparła. – Muszą być. W przeciwnym razie nie byłoby ich stać na helikopter.
Zostawiła samochód na chodzie, otworzyła ciężkie czerwone drzwiczki i wysiadła na zewnątrz. Reacher uczynił podobnie. Po chwili podbiegł ktoś z obsługi, podając Neagley kwit parkingowy. Odebrała go, obeszła wóz z przodu i mszyła w kierunku głównego holu hotelu. Reacher poszedł za nią. Obserwował, jak się porusza. Płynęła, jakby nic nie ważyła. Przemknęła przez zatłoczony, kręty korytarz i wyłoniła się przed okazałą recepcją. Reacher dostrzegł biurko, przy którym obsługiwano gości, biurko z dzwonkiem oraz biurko konsjerża. Trzy oddzielne biurka. Oprócz nich w pomieszczeniu znajdowały się obite jasnym aksamitem fotele, w których siedzieli elegancko ubrani ludzie.
– Wyglądam jak jakiś menel – zauważył Reacher.
– Albo miliarder. Dzisiaj nie sposób tego stwierdzić na podstawie ubrania.
Zaprowadziła go do kontuaru i zameldowała. Pokój Reachera został zarezerwowany na nazwisko Thomasa Shannona potężnego kontrabasisty grającego w zespole Stevie Raya Vaughana, który był ulubieńcem Reachera. Uśmiechnął się. Jeśli było to możliwe, wolał nie pozostawiać śladów w dokumentach. Zawsze tak postępował. Zwyczajny odruch. Odwrócił się do Neagley i skinął głową, wyrażając podziękowanie.
– Jakim nazwiskiem się posługujesz? – zapytał.
– Prawdziwym – odpowiedziała. – Nie bawię się już w takie gierki. To zbyt skomplikowane.
Recepcjonistka wręczyła Reacherowi elektroniczną kartę do drzwi, a ten wsunął ją do kieszeni koszulki. Odwrócił się od kontuaru i spojrzał na salę. Marmury, rzucające przyćmione światło kandelabry, gruby dywan, kwiaty w ogromnych szklanych wazonach. Woń perfum unosząca się w powietrzu.