Выбрать главу

Zadzwoniła komórka Reachera na kartę. Znowu Neagley.

– Nowe wiadomości z Chicago – powiedziała. – Weszliśmy do komputera policji w Los Angeles. Lennox i Parker są tacy jak Lamaison. Byli partnerami. Odeszli, aby uniknąć dwunastego dochodzenia wewnętrznego w ciągu dwunastu lat służby. Przez tydzień byli bez pracy, a później Lamaison zatrudnił ich w New Age.

– Cieszę się, że nie mam akcji tej firmy.

– Ja mam. To pieniądze Pentagonu. Jak myślisz, skąd biorą kasę?

– Nie ode mnie – odpowiedział Reacher.

Dwieście metrów dalej wyjechali na prostą i zobaczyli przyczynę ogromnego zatoru. W oddali, przez mgłę. Na lewym pasie stał zepsuty samochód. Trywialny powód, jednak cała autostrada zamarła w bezruchu. Reacher rozłączył się i zadzwonił do Dixon.

– Jesteście na miejscu? – zapytał.- Będziemy za dziesięć minut.

– Stoimy w korku. Zadzwoń, jeśli będziesz miała dobrą wiadomość. Zadzwoń, jeśli dostaniesz złe wieści.

***

Dotarcie do zepsutego samochodu wymagało kolejnych piętnastu minut i wykonania kilku śmiałych manewrów zmiany pasa. Później samochody drgnęły i wszyscy ruszyli z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę, jakby nic się nie stało. Reacher i Neagley dotarli do szpitala dziesięć minut później. Dwadzieścia kilometrów w czterdzieści minut. Przeciętna prędkość trzydzieści kilometrów na godzinę.

Minęli kostnicę i zatrzymali się na placu dla gości. Przeszli przez nasłoneczniony plac do głównego wejścia. Reacher zauważył hondę O’Donnella, a później hondę Dixon. W holu stało mnóstwo czerwonych plastikowych krzeseł. Wokół panowała cisza. Nie dostrzegli Dixon lub O’Donnella. Ani Curtisa Mauneya. Za to zobaczyli długi kontuar, za którym stali jacyś ludzie. Nie pielęgniarki, lecz zwyczajni pracownicy. Reacher zapytał jednego z nich o Mauneya, lecz niczego się nie dowiedział. Zapytał o Jorge Sancheza. Ponownie nic. Zapytał o zgony i został skierowany do innego kontuaru w rogu sali.

Kiedy tam dotarł, powiedzieli mu, że ostatnio nikogo nie przywieziono. Nie wiedzieli nic o Jorge Sanchezie lub szeryfie Curtisie Mauneyu. Reacher wyciągnął komórkę, lecz został poproszony, aby nie używał jej w środku budynku, ponieważ może zakłócić działanie delikatnych urządzeń medycznych. Wyszedł na zewnątrz i zadzwonił do Dixon.

Brak odpowiedzi.

Wybrał numer O’Donnella.

Podobnie.

– Może wyłączyli komórki – powiedziała Neagley. – Może sana Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej lub czymś w tym rodzaju.

– U kogo? Sancheza tu nie ma.

– Muszą gdzieś tu być. Dopiero co przyjechali.

– Mam złe przeczucie – powiedział Reacher.

Neagley wyciągnęła wizytówkę Mauneya. Podała. Reacher wybrał numer jego komórki. Brak odpowiedzi. Wybrał numer stacjonarny. Podobnie.

Wtedy zadzwonił telefon Neagley. Prywatna komórka, nie komórka na kartę. Odebrała. Wysłuchała. Z pobladłej twarzy odpłynęła krew. Stała się jak wosk.

– To z Chicago – powiedziała. – Curtis Mauney był partnerem Lamaisona. Służyli razem dwanaście lat w policji Los Angeles.

69

Coś im przeszkodziło. Coś nieoczekiwanego. Neagley miała rację, niestety tylko w połowie. Dean mógł odegrać ważną rolę w całej sprawie, lecz to nie od niego wszystko się zaczęło. Swan dotarł do niego znacznie później, w inny sposób, kiedy pozostali byli już w to zamieszani. W przeciwnym razie trudno byłoby pojąć rozmiary katastrofy. Wyobraził sobie rozmowę Swana z Deanem, ostatni element układanki. W domu na północ od gór, na pustyni w okolicy Palmdale. W raju tych, którzy uciekają przed wielkim miastem. W sanktuarium. Wyobraził sobie młodą dziewczynę przemykającą w milczeniu przez otwarte drzwi. Lęk na twarzy Deana i zatroskanie Swana. Wyobraził sobie, jak przyjaciel rekonstruuje przebieg wydarzeń – zachęcająco, szczerze, z pewnością siebie. Jak jedzie do jakiegoś zakurzonego biura szeryfa, rozmawia z Mauneyem, wyjaśnia, o co chodzi, prosi o pomoc, żąda jej. Wyobraził sobie, jak wychodzi, a Mauney podnosi słuchawkę. Jak przypieczętowuje los Swana. Los Franza, Orozca i Sancheza.

Coś nieoczekiwanego.

Reacher otworzył oczy i powiedział:

– Nie stracimy dwóch kolejnych. Dopóki żyję i oddycham.

***

Zostawili civic Neagley na szpitalnym parkingu i pojechali prelude Reachera. Właściwie nie mieli dokąd. Poruszali się tylko po to, aby być w ruchu. I rozmawiali tylko po to, by rozmawiać. Byli całkowicie zaskoczeni. Tamci manipulowali wydarzeniami, tak jak im było wygodnie. Mauney skłonił Angele Franz, aby do nich zadzwoniła. Wymyślił historyjkę o przynęcie, aby uzyskać wsparcie Thomasa Branta. Kiwał ich przez cały czas, przekazując informacje, które już znali, aby powstrzymać postęp śledztwa. Pytał, jak im idzie, aby sprawdzić, czy się poddali i zostawili ich w spokoju. Kiedy wyszło na jaw, że nie zrezygnują, postanowili przejąć inicjatywę i ich sprzątnąć. Najpierw w Vegas, później w Los Angeles.

Wrócili na Dwieściedziesiątkę. Był mały ruch i samochody szybko się poruszały.

– Jaki mamy plan? – zapytała Neagley.

– Nie mamy – odpowiedział Reacher.

***

Kartki z telefonami zdobyte przez Dixon znajdowały się w motelu, w pokoju O’Donnella, nie zamierzali jednak wracać na Sunset Boulevard. Nie w tej chwili. Połączyli zapamiętane fragmenty adresu fabryki w Highland Park i ruszyli w jej kierunku.

Highland Park odnaleźli bez trudu. Ładne miejsce pełne ulic, domów i centrów biznesowych oraz małych czystych fabryczek wytwarzających nowoczesne urządzenia. Trudniej było odszukać budynki New Age. Nie oczekiwali tablicy informacyjnej i jej nie ujrzeli. Zamiast niej wypatrywali nieoznakowanych budynków, wysokiego ogrodzenia i lądowiska dla helikoptera. Znaleźli kilka, taka okolica.

– Dixon wspomniała, że na lądowisku stał beli dwieście dwadzieścia dwa – rzekł Reacher. – Rozpoznałabyś taką maszynę, gdybyś ją zobaczyła?

– W ciągu pięciu ostatnich minut widziałam trzy – odparła Neagley.

– Powiedziała, że helikopter był biały.

– Takie były dwa.

– Gdzie?

– Drugi stał w odległości jakichś dwóch kilometrów stąd.Dwie przecznice w lewo i jedna w prawo. Pierwszy, trzy budynki wcześniej.

– Oba miejsca były ogrodzone?

– Tak.

– A zabudowania zewnętrzne?

– I tu, i tu.

Reacher zahamował i w niedozwolonym miejscu zawrócił. Ruszyli tam, skąd przyjechali. Dwukrotnie skręcił w lewo i raz w prawo. Zwolnił, a Neagley pokazała mu szare pokryte metalowym sidingiem budynki przycupnięte za ogrodzeniem, które mogłoby otaczać nowoczesne więzienie o zaostrzonym rygorze. Ogrodzenie miało wysokość co najmniej trzech metrów i szerokość jednego. Pomiędzy siatkami ułożono ściśle splecione zwoje drutu kolczastego. Na szczycie ogrodzenia umieszczono drut tnący. Bariera trudna do przebycia. Za ogrodzeniem stały cztery budynki. Jeden był dużym hangarem, trzy pozostałe – mniejsze. W pobliżu Reacher dostrzegł ogromny betonowy plac i helikopter o długim nosie. Biały, nieruchomy i spokojny.

– To beli dwieście dwadzieścia dwa? – zapytał Reacher.

– Na sto procent – odpowiedziała Neagley.

– Czy to to miejsce?

– Trudno powiedzieć.

Obok lądowiska dla helikopterów ujrzał pomarańczowy rękaw lotniskowy na wysokim słupie, zwisający bezwładnie w ciepłym suchym powietrzu. Na małym parkingu stało trzynaście samochodów. Ani jeden nie był drogim wozem, ani jeden – ciemnoniebieskim chryslerem.