– Siedmiu ludzi.
– Siedmiu, o których wiemy. Może być ich więcej.
– Może.
– Będą stali po jednej stronie ogrodzenia, a my po drugiej.
– Ogrodzenie zostaw mnie.
– Nie ma sposobu, aby je pokonać.- To nie będzie konieczne. Przecież mają bramę. Kiedy zapadną całkowite ciemności?
– O dziewiątej.
– Wcześniej nie wystartują. Mamy siedem godzin. Siedem z dwudziestu czterech.
– Nigdy nie mieliśmy dwudziestu czterech godzin.
– Wybrałaś mnie na dowódcę. Jeśli mówię, że mamy, to tak jest.
– Mogli ich już zastrzelić.
– Nie zastrzelili Franza, Orozca ani Swana. Nie chcą zostawiać śladów balistycznych.
– To chore.
– Nie mam zamiaru stracić dwóch kolejnych ludzi – powiedział Reacher.
Ponownie objechali kwartał New Age, szybko i nie rzucając się w oczy. Zwracali uwagę na ukształtowanie terenu. Brama znajdowała się pośrodku frontowego ogrodzenia. Tuż za nią, na środku, stał główny budynek, do którego prowadził krótki podjazd. Z tyłu – trzy mniejsze zabudowania. Jedno blisko lądowiska, drugie nieco dalej. Trzecie sprawiało wrażenie oddzielonego od pozostałych, znajdowało się w odległości trzydziestu metrów od reszty. Wszystkie cztery budynki stały na betonowym fundamencie i miały szary siding z galwanizowanej blachy. Brakowało oznakowań i napisów. Surowe, praktycznie urządzone miejsce. Żadnych drzew i krzewów. Jedynie nierówno przystrzyżona brązowa trawa, żwirowe ścieżki i parking.
– Gdzie są chryslery? – zapytał Reacher.
– Na zewnątrz – odparła Neagley. – Szukają nas.
Wrócili do szpitala w Glendale. Neagley zabrała swój samochód z parkingu. Zatrzymali się w supermarkecie i kupili zapałki. Dwa opakowania wody mineralnej Evian. Dwanaście jednolitrowych opakowań, po sześć w plastikowej zgrzewce. Następnie weszli do sklepu z częściami samochodowymi. Kupili czerwony plastikowy kanister na dwadzieścia litrów benzyny i opakowanie szmat do polerowania samochodu.
Później zajechali na stację benzynową, aby napełnić zbiorniki samochodów i kanister.
Wyjechali z Glendale, ruszyli na południowy zachód i dotarli do Silver Lake. Reacher zadzwonił do Neagley.
– Powinniśmy wpaść do hotelu – powiedział.
– Mogą go nadal obserwować – zauważyła Neagley.
– Właśnie dlatego powinniśmy tam zajrzeć. Jeśli zlikwidujemy jednego z nich, nie trzeba będzie zaprzątać nim sobie głowy.
– Może być kilku.
– Słusznie. Im więcej, tym lepiej.
Sunset Boulevard biegł przez Silver Lake, na południe od jeziora. Długa droga. Reacher odnalazł ją i ruszył na zachód. Dziesięć kilometrów później przejechał obok motelu, nie zwalniając. Neagley jechała dwadzieścia metrów z tyłu, w swojej civic. Skręcili w boczną uliczkę i zajechali na tył motelu. Ruszyli alejką w odległości piętnastu metrów od siebie. Nie było sensu, aby stanowili jeden cel. Pierwszy szedł Reacher, trzymając glocka w kieszeni. Wolnym krokiem wkroczył na parking motelu, od tyłu, przez wąskie zaśmiecone przejście. Parking wyglądał niewinnie. Osiem samochodów. Pięć z tablicami rejestracyjnymi z innego stanu. Ani jednego ciemnoniebieskiego chryslera. Skręcił w prawo. Widział, że podążająca piętnaście metrów za nim Neagley pójdzie w lewo. Zawsze tak robili. R jak Reacher i L jak litera w środku jej nazwiska. Obszedł budynek od swojej strony. Na zewnątrz nie było nikogo. Nie zauważył nic podejrzanego. Nikogo w holu, nikogo w pralni. Idąc przez parking, dostrzegł pracownika siedzącego samotnie w biurze.
Wyszedł na chodnik i sprawdził ulicę. Była czysta. Niewielki ruch, nic rzucającego się w oczy. Trochę samochodów, żadnego powodu do niepokoju. Wrócił na parking i poczekał, aż Neagley zakończy obchód. Popatrzyła na chodnik, sprawdziła ulicę, wycofała się i zajrzała do biura. Nic. Potrząsnęła głową i oboje ruszyli do pokoju O’Donnella różnymi drogami. Nadal w odległości piętnastu metrów od siebie. Na wszelki wypadek.Zamek w drzwiach pokoju O’Donnella był wyłamany.
Ściśle mówiąc, zamek był w porządku, łecz ktoś wyłamał ościeżnicę. Drewno rozleciało się w drzazgi. Napastnik użył łomu lub metalowej łyżki do opon, aby wyważyć drzwi. Reacher wyciągnął glocka i stanął na zewnątrz, po stronie zawiasów, a Neagley z drugiej strony, obok klamki. Kiedy skinęła głową, otworzył drzwi nogą. Przykucnęła i wskoczyła do środka z bronią wyciągniętą przed siebie. Kolejny nawyk z dawnych czasów. Ten, który stał po stronie zawiasów otwierał drzwi, a ten przy klamce przykucał, aby stanowić mniejszy cel. Ogólnie, facet ukrywający się wewnątrz celował wysoko, tam gdzie spodziewał się środka tułowia napastnika.
W pokoju O’Donnella nie było nikogo.
Był zupełnie pusty i splądrowany. Przetrząśnięty i wywrócony do góry nogami. Zniknęły wszystkie dokumenty New Age. Zniknęły odrzucone glocki 17, zniknęła zapasowa amunicja, zniknęły hardballery, daewoo DP 51 Saropiana i latarki Megalite. Ubrania O’Donnella rozrzucono po całym pokoju. Ktoś zerwał z wieszaka w szafie wart tysiąc dolarów garnitur i podeptał. Kosmetyki walały się po podłodze.
W pokoju Dixon było podobnie. Pusty i przetrząśnięty.
Tak samo w pokoju Neagley.
I Reachera. Na podłodze znalazł rozgniecioną składaną szczoteczkę do zębów.
– Dranie – warknął.
Ponownie obeszli pokoje, rozejrzeli się po motelu i sąsiedztwie. Nie zauważyli nikogo.
– Czekają na nas w Highland Park – powiedziała Neagley. Reacher skinął głową. Razem mieli dwa glocki i sześćdziesiąt osiem sztuk amunicji. I ostatni nabytek spoczywający w bagażniku prelude.
Dwoje na siedmiu lub więcej.
Brakowało im czasu, elementu zaskoczenia i umocnionej pozycji.
Beznadziejna sytuacja.
– Możemy jechać – rzucił Reacher.
71
Oczekiwanie na zapadnięcie zmroku bywa długie i uciążliwe. Czasami ziemia wydaje się szybko wirować, innym razem kręci się powoli. Właśnie tak było teraz. Zaparkowali w spokojnej uliczce trzy przecznice od fabryki New Age Defense Systems. Po przeciwnych stronach ulicy. Civic Neagley stała zwrócona na zachód, prelude Reachera – na wschód. Oboje mieli widok na fabrykę. Sytuacja za ogrodzeniem uległa zmianie. Z parkingu zniknęły samochody robotników. Ich miejsce zajęło sześć ciemnoniebieskich chryslerów 300C. Najwyraźniej tego dnia zrezygnowali z kontynuowania poszukiwań. Oczyścili pole przed zbliżającą się bitwą. Oprócz samochodów widzieli biały helikopter stojący pół kilometra od nich. Chociaż w oddali rysował się jedynie mały biały kształt, można było dostrzec, czy wystartował. Gdyby tak się stało, życie ich przyjaciół zawisłoby na włosku.
Reacher wyłączył sygnał i ustawił wibrację w obu telefonach. Neagley zadzwoniła dwukrotnie, dla zabicia czasu. Właściwie była na tyle blisko, że mogłaby opuścić okno i zawołać, lecz pomyślał, że nie chce zwracać na siebie uwagi.
– Spałeś z Karlą? – zapytała po raz pierwszy.
– Kiedy? – odpowiedział, grając na czas.
– Ostatnio.
– Dwa razy – powiedział. – To wszystko.
– Cieszę się.- Dzięki.
– Zawsze tego chcieliście.
Odezwała się ponownie po piętnastu minutach.
– Sporządziłeś testament? – zapytała.
– Nie ma takiej potrzeby – odpowiedział. – Połamali moją szczoteczkę do zębów. Nie mam niczego.