Otworzył bagażnik prelude. Rozbił pięścią wewnętrzne oświetlenie. Kciukiem rozerwał folię, w którą zapakowane były butelki z wodą mineralną Evian. Wyciągnął jedną. Pociągnął duży łyk, a następnie wylał resztę do rynsztoka. Postawił butelkę w bagażniku i powtórzył tę samą czynność z pozostałymi. W rezultacie otrzymał dwanaście jednolitrowych butelek ustawionych w schludnym rzędzie.
Wyjął kanister z benzyną.
Dwadzieścia litrów. Pięć galonów według amerykańskiej miary objętości. Ostrożnie napełnił butelki. Poczuł zapach benzyny bezołowiowej. Lubił go. Jego zdaniem był to jeden z najpiękniejszych zapachów na świecie. Po napełnieniu dwunastu butelek postawił kanister na ziemi. Pozostało w nim jakieś siedem litrów. Ze dwa galony.
Rozerwał torbę ze szmatami do polerowania.
Kwadratowe kawałki białego bawełnianego dżerseju. Zwinął je mocno jak cygaro i powtykał w szyjkę butelek. Połowa do środka, połowa na zewnątrz. Benzyna zaczęła nasączać szmaty, jasna i bezbarwna.
Koktajle Mołotowa. Prymitywna, lecz skuteczna broń wymyślona przez faszystów podczas wojny domowej w Hiszpanii. Nazwę stworzyli Finowie podczas walk z Armią Czerwoną w 1939 roku, szydząc z sowieckiego ministra spraw zagranicznych Wiaczesława Mołotowa. „Nie miałem pojęcia, że czołg może płonąć tak długo”, wspominał później jeden z fińskich weteranów.
Czołgi czy budynki, Reacherowi było wszystko jedno.
Zwinął trzynastą szmatę i położył na ziemi, a następnie polał benzyną z kanistra, aby dobrze nasiąknęła. Znalazł paczkę zapałek i wsunął do kieszeni. Ostrożnie, jedna po drugiej, wyjął z bagażnika dwanaście butelek z benzyną i ustawił na drodze dwa metry za tylnym zderzakiem prelude. Następnie podniósł trzynastą szmatę i zamknął wieko bagażnika, przytrzaskując nim tkaninę. W ciemności wyglądało to tak, jakby samochód miał mały biały ogon. Niczym srebrna owieczka.
Czas na przedstawienie, pomyślał.
Zapalił zapałkę i przyłożył ją do szmaty uwięzionej w szczękach bagażnika, dopóki nie zapłonęła jasnym światłem. Odrzucił zapałkę i uniósł pierwszy koktajl Mołotowa. Zapalił knot od płonącej szmaty, cofnął się i rzucił butelkę przez ogrodzenie. Butelka zatoczyła leniwy świetlisty łuk i wybuchła u podstawy tylnej ściany głównego budynku. Benzyna eksplodowała, strzelając w górę jasnym płomieniem, a następnie zamieniła się w małe ogniste bajoro.
Posłał w powietrze kolejną. Tak samo jak poprzednią. Odpalił knot od płonącej szmaty, cofnął się i rzucił z całej siły. Butelka poszybowała wysoko, uderzyła w to samo miejsce i eksplodowała. Krótki silny wybuch i poszerzający się krąg płomieni. Języki ognia zajęły płyty sidingu.
W płomienie poleciała trzecia bomba, a po niej czwarta. Piąta wylądowała lekko na lewo, stając się zarzewiem nowego pożaru. Po niej w powietrze poszybowała szósta i siódma. Potężne zamachy sprawiły, że zaczął odczuwać ból ramienia.
Trawa wokół tylnej ściany hali zaczęła płonąć. Działkę New Age ogarnęły kłęby dymu. Rzucił ósmą butelkę pomiędzy dwa ogniska płomieni. Upadła bliżej i podpaliła trawę w odległości około trzech metrów od hali. Teraz płonęły już trzy duże nieregularne ogniska o długości trzech i szerokości dwóch metrów. Płomienie sięgały na wysokość półtora metra. Czerwone, pomarańczowe i zielone od substancji chemicznych.
Dziewiątą butelkę rzucił mocniej, nieco dalej na lewo. Eksplodowała w pobliżu drzwi hali. Za nią poszła następna. Nie wybuchła. Potoczyła się, rozlewając benzynę. Płomienie podążyły za nią, zajmując wysuszoną trawę. Reacher zatrzymał się, zmienił miejsce i posłał w powietrze jedenastą butelkę tak, aby trafiła w lukę w rogu budynku. Po niej rzucił dwunastą i ostatnią. Zamachnął się silnie, trafiając w siding na dużej wysokości tak, że płomienie objęły całą tylną ścianę.
Otworzył bagażnik, wyciągnął płonącą szmatę i zdusił ogień butami. Podszedł do ogrodzenia, aby sprawdzić, co się dzieje. Trawa od podstawy tylnej ściany hali aż do drzwi wejściowych płonęła gwałtownie. Płomienie sięgały wysoko, w niebo wzbijał się dym. Metalowa konstrukcja stawiała opór, lecz w środku z pewnością zaczynało się robić gorąco.
Wkrótce będzie jeszcze cieplej, pomyślał Reacher.
Podniósł kanister, zamachnął się i rzucił go niczym dyskobol. Kanister zatoczył łuk nad ogrodzeniem, odwracając się w powietrzu i lądując w samym środku płomieni. Cienki łatwopalny plastikowy pojemnik z ośmioma litrami benzyny. Ułamek sekundy później eksplodował białą ognistą kulą. Wydawało się, że pożar obejmie wszystkie zabudowania. Po chwili ognista kula zmalała, chociaż płomienie były dwukrotnie wyższe niż wcześniej. Zaczęła płonąć farba, którą pomalowano siding.
Reacher wsiadł do prelude, włączył silnik, niezdarnie zawrócił i wrócił tą samą drogą, którą przybył. Zepsuty tłumik wydał donośny ryk. Reacher miał nadzieję, że Dixon i O’Donnell go usłyszą, gdziekolwiek są. Odjechał trzy przecznice i zaparkował tam, gdzie poprzednio. Stanął za civic Neagley, wyłączył silnik i zaczął obserwować rozwój wydarzeń. W oddali, po lewej stronie widział łunę pożaru. Obłoki skłębionego dymu, falujące, podsycane językami ognia. Porządny pożar, który z każdą minutą stawał się coraz gorszy. Imponujący widok.
Uniósł w dłoni wyobrażoną butelkę z koktajlem Mołotowa. Później rozparł się na siedzeniu, czekając na straż pożarną.
73
Straż przyjechała po czterech minutach. Widać system alarmowy New Age był połączony z posterunkiem policji. Reacher pomyślał, że wymagał tego Pentagon, podobnie jak budki wartownika przy bramie. Po prawej stronie z oddali dobiegło go słabe basowe wycie syren, a po chwili na horyzoncie ujrzał migające niebieskie światła. Zauważył, że Neagley uruchomiła samochód i włączyła bieg. Zrobił to samo. Czekali. Dźwięk syren narastał. Na ruchliwych skrzyżowaniach zamieniał się w obłędny nieprzerwany ryk, by po chwili powrócić do przerywanego ujadania. Niebieskie światła stały się bardziej wyraźne. Neagley ruszyła z pobocza. Reacher za nią. Zatrzymała się na linii stopu i czekała. Wozy straży pożarnej były w odległości jednej przecznicy od nich, zbliżały się szybko, trąbiąc i migając światłami. Neagley wystartowała, skręcając w lewo tuż przed kolumną. Reacher za nią. Z piskiem opon, o kilka metrów przed pierwszym wozem. Syreny ryknęły gniewnie. Neagley jechała tak kilkaset metrów. Jedna przecznica. Druga. Przecznica New Age. Pędziła wzdłuż przedniego ogrodzenia. Reacher cały czas za nią. Syreny ryczały jak oszalałe. Nagle Neagley zjechała na pobocze jak praworządny obywatel. A Reacher za nią. Wozy strażackie skręciły w lewo, mijając ich z rykiem. Później raptownie zahamowały i naszyły przez bramę New Age. Wszystkie trzy. Pełna obsada remizy. Priorytetowy klient.
Brama New Age zaczęła się odsuwać. Alarm przeciwpożarowy jest lepszy od każdej przepustki czy dokumentu. Neagley skręciła w boczną uliczkę, wyskoczyła z samochodu i ruszyła pędem w ciemności. Reacher cały czas za nią. Przebiegli drogę i dopadli bramy w chwili, gdy ostatni wóz zwalniał, aby wykonać skręt. Trzymali się lewej strony, niewidocznej od strony budki wartownika. Z daleka od ognia. Z daleka od centrum uwagi. Biegli pędem, aby nadążyć za kolumną, kryjąc się w cieniu wozu strażackiego mijającego bramę. Syreny w dalszym ciągu wyły. Silnik pracował na pełnych obrotach. Ogłuszający efekt. Ponad płomieniami buchał dym, ostry i gryzący w nocnym powietrzu. Neagley wykonała raptowny skręt w lewo i ruszyła wzdłuż ogrodzenia. Reacher pobiegł przez trawę. Gnał z całych sił przez dziesięć długich sekund, a następnie padł na ziemię, przywierając twarzą do ziemi.