Выбрать главу

– Pół miliona mil kwadratowych. Dokładnie czterysta dziewięćdziesiąt siedem tysięcy dwadzieścia pięć – dodał odruchowo Reacher. – Jeśli zaokrąglimy liczbę n do trzech miejsc po przecinku. Musieliśmy dokonać wyboru: zatrzymać ich, gdy obszar poszukiwań był mały, lub ruszyć wam na pomoc.

– Dzięki – powiedziała Dixon.

– Nie dziękuj. Byłem za zatrzymaniem ciężarówki. Neagley mnie przegłosowała.

– Jak to zrobimy?

– Czy widziałaś, jak postępuje naprawdę wielki zawodnik baseballu grający w środku pola? Nigdy nie biegnie za piłką. Zasuwa tam, gdzie ma w końcu trafić. Jak Mickey Mantle.

– Nigdy nie widziałam, jak gra.

– Oglądałem go na filmie.

– Stany Zjednoczone mają powierzchnię ponad dziewięciu milionów kilometrów kwadratowych. To trochę więcej od środkowego pola stadionu Jankesów.

– Tylko trochę.

– Dokąd pojedziemy?

– Mahmoud nie jest głupcem. Uważam go za bardzo inteligentnego i ostrożnego faceta. Wydał sześćdziesiąt pięć milionów dolarów na coś, co jest jedynie elementem składowym broni. Jestem pewien, że ktoś pokaże mu, jak ją złożyć.

– Kto?

– Co powiedziała nam znajoma Neagley? Sekretarka tego polityka? Diana Bond?

– Dużo rzeczy.

– Powiedziała, że kontrolą jakości zajmuje się inżynier z New Age, ponieważ tylko on zna zasadę działania Little Wing.

– Lamaison musiał go szantażować.

– Myślę, że groził jego córce.

– Zamierzał go wykorzystać – powiedział O’Donnell. – Chciał go dokądś zabrać. Wyrzuciłeś faceta z tego pieprzonego helikoptera, zamiast zadać mu wcześniej kilka pytań.

Reacher pokręcił głową.

– Lamaison mówił tak, jakby sprawa była zamknięta.

– Jeśli nie Dean, to kto?

– Nie kto – zauważył Reacher. – Nie kto, lecz gdzie.

– Jeśli tylko Dean się na tym znał, a Lamaison nie zamierzał go nigdzie zabrać, musieliby przywieźć pociski do niego.

– To śmieszne – zauważył O’Donnell. – Jak sobie wyobrażasz przywiezienie elementów pocisku do domku w Century City lub gdziekolwiek indziej?

– Facet nie mieszka w Century City. Ma dom na pustyni. Na jakimś zadupiu. Poza granicami cywilizacji. Znasz lepsze miejsce?

– Mamy zasięg – powiedział pilot.

Reacher wyciągnął aparat na kartę, który kupił w Radio Shack. Odnalazł numer Neagley i wcisnął zielony przycisk. Odebrała.

– U Deana? – zapytał.

– Tak – odpowiedziała. – Jestem tego pewna. Będę tam za dwadzieścia minut.

83

Bell miał GPS, lecz urządzenie nie pokazywało mapy na ekranie. Było inne niż to w samochodzie wypożyczonym przez O’Donnella. GPS helikoptera pokazywał nieustannie zmieniające się współrzędne szerokości i długości geograficznej. Blade, zielone, zwyczajne cyfry. Reacher kazał pilotowi lecieć na południe od Palmdale. Pilot martwił się o paliwo. Reacher kazał mu zmniejszyć pułap. Bywało, że helikopter wytrzymywał upadek z wysokości trzydziestu metrów. Bardzo rzadko z kilkuset.

Ponownie zadzwonił do Neagley. Uzyskała adres Deana od Margaret Berenson przebywającej w hotelu w Pasadenie. Ona też nie miała GPS. Jechała w ciemności, dysponując przestarzałymi reflektorami na dodatek zamalowanymi niebieską farbą. Zasięg co jakiś czas się urywał. Dwukrotnie stracili łączność. Zanim rozmowa została przerwana po raz trzeci, powiedział, aby odnalazła ranczo Deana i zataczała małe kręgi z włączonymi przednimi światłami.

Usiadł w fotelu Lamaisona i przytknął czoło do szyby tak jak on. Dixon i O’Donnell wyglądali przez boczne szyby z tyłu. Przed nimi rozciągała się szeroka panorama. Reacher kazał pilotowi co jakiś czas zataczać szerokie koło, na wypadek gdyby ominęli to, czego szukali.

Nie dostrzegł niczego.

Absolutnie niczego z wyjątkiem bezkształtnej ciemności i pojawiających się sporadycznie słabych pomarańczowych świateł. Pomyślał, że to stacje benzynowe lub małe parkingi przed wiejskimi sklepami spożywczymi. Czasami mijali samochody na opustoszałych drogach, lecz żaden z nich nie był hondą civic Neagley. Wszystkie miały żółte światła zamiast niebieskich. Wybrał jej numer. Brak zasięgu.

– Paliwo się kończy – poinformował pilot.

– Autostrada z lewej strony – zawołała Dixon. Reacher spojrzał w dół. Też mi autostrada. Pięć samochodów w linii prostej na odcinku dwóch kilometrów. Dwa jechały na południe, trzy na północ. Zamknął oczy i wyobraził sobie mapy, które oglądał.

– Nie powinniśmy szukać na autostradzie północ-południe – powiedział. – Dolecieliśmy za daleko na zachód.

Bell przechylił się i szerokim łukiem skręcił na wschód, aby po chwili wyrównać.

– Niebawem będę musiał lądować – oświadczył pilot.

– Wylądujesz, kiedy ci powiem – odparł Reacher.

Na północ od gór powietrze było lepsze. Niewiele kurzu i cienka warstwa nagrzanego powietrza. Horyzont był wyraźnie widoczny. Daleko przed sobą spostrzegli migoczące światła. Pewnie Palmdale. Reacher słyszał, że to ładne miejsce. Podobno bardzo dynamicznie się rozwijało. Uważano je za atrakcyjne, a zatem było drogie. Facet szukający otwartej przestrzeni i spokoju oraz najlepszego sposobu zainwestowania forsy trzymałby się od niego z daleka.

– Zawróć na południe – powiedział. – Zwiększ pułap.

– Spalimy więcej paliwa – zauważył pilot.

– Musimy mieć lepszy widok.

Bell wznosił się powoli przez kilkadziesiąt metrów. Pilot opuścił nos maszyny i zatoczył szerokie koło, jakby przeszukiwał horyzont reflektorem.

Nie zauważyli niczego.

Żadnego zasięgu.

– Wyżej – polecił Reacher.

– Nie mogę – zaprotestował pilot. – Spójrz na zegary. Reacher odszukał wskaźnik paliwa. Wskazówka zbliżała się do zera. Oficjalnie zbiorniki były puste. Zamknął oczy i ponownie wyobraził sobie mapę. Berenson powiedziała, że Dean narzekał na dojazdy. Do Highland Park prowadziły jedynie dwie drogi. Droga Sto Trzydzieści Osiem biegnąca na wschód od Mount San Antonio i Dwójka na zachodzie, przebiegająca obok obserwatorium Mount Wilson. Dwójka była przypuszczalnie węższa i bardziej kręta. Łączyła się z Dwieściedziesiątką w Glendale. Była pewnie gorsza od drogi na wschodzie. Mógłby ją wybrać jedynie jakiś półgłówek. Oznaczało to, że Dean wyruszał z miejsca położonego na południe, a nie na południowy wschód od Palmdale. Reacher patrzył przed siebie, czekając aż w oddali pojawią się światła.

– Teraz wykonaj zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i leć prosto – powiedział.

– Nie mamy paliwa.

– Rób, co mówię.

Maszyna zawróciła, zanurkowała i ruszyła przed siebie. Sześćdziesiąt sekund później dostrzegli Neagley.

***

W odległości dwóch kilometrów zauważyli stożek niebieskiego światła obracający się i pulsujący jak latarnia morska. Wyglądało na to, że Neagley zatacza koła o promieniu dziesięciu metrów, błyskając reflektorami na wybojach. Efekt był niesamowity. Promienie reflektorów przesuwały się wokół, rzucając ruchome cienie i sięgając kilkudziesięciu metrów tam, gdzie nie natrafiły na żadne przeszkody. Jak latarnia na skalistym brzegu. Małe pagórki i wgłębienia układały się w dramatyczny relief. Na północ od Neagley znajdowały się niskie zabudowania, na wschód – linia wysokiego napięcia. Na zachód od niej przebiegał płytki parów o szerokości dwunastu i głębokości sześciu metrów.

– Ląduj – polecił Reacher. – W wąwozie. Nie opuszczaj podwozia.

– Dlaczego?