Выбрать главу

– Ach nie, mam nadzieję, że nie okryję się śmiesznością. Niech pani zrobi, jak pani uważa za właściwe.

Pan Woodhouse wszedł do pokoju i wkrótce sam poruszył aktualny temat, ponawiając często stawiane pytanie:

– No cóż, moje panny, co słychać z waszym zbiorkiem? Czy zdobyłyście coś nowego?

– Tak, papo, możemy ci przeczytać rzecz całkiem nową. Znalazłyśmy dziś rano arkusik papieru (zostawiła go chyba jakaś wróżka) zawierający bardzo ładną szaradę i właśnie ją wpisałyśmy.

Odczytała mu wiersz, tak jak pan Woodhouse to lubił, powoli i wyraźnie, parę razy z rzędu, tłumacząc w miarę czytania; bardzo mu się podobał, a zwłaszcza, tak jak przypuszczała, pochlebne zakończenie.

– O tak, to słusznie powiedziane, to bardzo na miejscu. I takie prawdziwe. „Główka twa urocza”. Jest to tak ładna szarada, moje dziecko, że domyślam się z łatwością, jaka wróżka ją tu przyniosła. Tylko ty jedna potrafiłabyś tak ślicznie napisać, Emmo.

Emma kiwnęła głową z uśmiechem, pan Woodhouse zaś po namyśle dodał z tkliwym westchnieniem:

– Nietrudno się domyślić, po kim odziedziczyłaś ten dar. Twoja droga matka miała szczególny talent do takich rzeczy. Gdybym posiadał chociaż jej pamięć! Aleja nic nie mogę zapamiętać; nawet tej zagadki, którą często wspominam, pamiętam tylko pierwszą zwrotkę, a jest ich kilka.

Kitty, ta zawsze chłodna, choć piękna dziewczyna, Rozpaliła w mym sercu pożar namiętności. Odtąd co dzień przyzywani w pomoc Kupidyna, Którego tak się bałem, gdym nie znał miłości…

I to wszystko, co mi pozostało, a cały wiersz jest równie zgrabny. Ale zdaje mi się, że ty go masz, moje dziecko.

– Tak, papo, figuruje na drugiej stronie. Przepisałyśmy go z „Wytwornych wypisów”. To utwór Garricka, wiesz.

– Prawda, prawda. Szkoda, że nie pamiętam, jak to idzie dalej:

Kitty, ta zawsze chłodna, choć piękna dziewczyna…

To imię przypomina mi Izabellę, mało brakowało, a bylibyśmy ją nazwali Katarzyną, po babce. Mam nadzieję, że przyjedzie do nas w przyszłym tygodniu. Czy pomyślałaś już, gdzie ją ulokujesz i który pokój przeznaczysz dla dzieci?

– Ależ tak, zajmie swój własny pokój, ten co zawsze, a dzieci będą mieszkały w dziecinnym pokoju, jak zwykle. Dlaczego miałoby się coś zmienić?

– Nie wiem, moje dziecko, ale tyle czasu upłynęło od jej poprzedniej wizyty, ostatni raz była tu na Wielkanoc i to tylko na kilka dni. Bardzo niefortunnie się złożyło, że Jan Knightley jest adwokatem. Biedna Izabella, żyje w takim oddaleniu od rodziny, a jak przykro jej będzie, gdy nie zastanie tu panny Taylor…

– To jej w każdym razie nie zaskoczy, papo.

– Nie wiem, moje dziecko. Co do mnie, to bardzo byłem zaskoczony, kiedy się dowiedziałem, że panna Taylor wychodzi za mąż.

– Musimy zaprosić państwa Weston na obiad w czasie pobytu Izabelli.

– Tak, moje dziecko, jeżeli czas pozwoli. Ale – dodał tonem zgnębionym – przyjeżdżają tylko na tydzień. Na nic nie będzie czasu.

– Wielka szkoda, że nie mogą zostać dłużej, ale to, zdaje się, rzecz konieczna. Jej mąż musi być w mieście dwudziestego ósmego, my zaś powinniśmy się cieszyć, że mogą u nas spędzić święta Bożego Narodzenia, że nie urwą nam paru dni, by odwiedzić Abbey. Pan Knightley obiecał, że zrzeknie się tym razem swoich praw, choć, jak dobrze wiesz, nie odwiedzali go znacznie dłużej niż nas.

– Byłoby istotnie bardzo przykro, gdyby Izabella miała gościć gdziekolwiek w pobliżu, a nie w Hartfleld.

Pan Woodhouse nie uznał nigdy roszczeń pana Knightleya, by podejmować brata, ani niczyich roszczeń do osoby Izabelli poza swoimi własnymi. Siedział chwilę w zamyśleniu, aż wreszcie powiedział:

– Nie rozumiem, czemu Izabella musi wyjechać stąd tak prędko dlatego tylko, że mąż wraca do miasta. Wiesz co, postaram się ją namówić, by zabawiła trochę dłużej. Mogłaby z powodzeniem zostać wraz z dziećmi.

– Ach, papo, tego nie zdołałeś jeszcze osiągnąć i chyba nigdy ci się to nie uda. Izabella za nic nie zgodzi się zostać sama, bez męża.

Była to prawda tak niezaprzeczalna, że pan Woodhouse westchnął tylko z rezygnacją, Emma zaś widząc, że myśl o przywiązaniu córki do męża pozbawiła go humoru, od razu zmieniła temat rozmowy, aby mu ów humor przywrócić.

– Trzeba, żeby Harriet jak najczęściej dotrzymywała nam towarzystwa podczas pobytu naszych gości. Na pewno będzie zachwycona dziećmi. Jesteśmy z nich bardzo dumni, prawda, papo? Ciekawa jestem, który wyda jej się ładniejszy, Henryczek czy Jaś?

– Racja, i ja jestem ciekaw. Kochane biedactwa cieczą się pewnie na przyjazd tutaj. Moje wnuki lubią przebywać w Hartfield, Harriet.

– Nie wątpię o tym, proszę pana, któż by nie lubił?

– Henryczek to śliczny chłopiec, ale Jaś jest bardziej podobny do matki. Henryczek jest starszy, dano mu to imię na moją cześć. Jaś, drugi z rzędu, nosi imię ojca. Zapewne niektórym wydaje się to dziwne, że nie nazwano tak starszego, ale Izabella chciała, żeby nazywał się Henryk; moim zdaniem bardzo to ładnie z jej strony. Jest niezwykle inteligentny, obaj są nadzwyczaj inteligentni i tacy przymilni. Staną na przykład przy moim krześle i mówią: „Dziaduniu, czy możesz nam dać kawałek sznurka?” A raz Henryczek poprosił mnie o nóż, ale mu powiedziałem, że noże są tylko dla dziadków. Zdaje mi się, że ojciec jest dla nich często za surowy.

– To tylko tobie się tak zdaje, papo – powiedziała Emma – bo ty sam jesteś taki łagodny, ale gdybyś go porównał z innymi ojcami, nie uważałbyś, że jest surowy. Jan chciałby, żeby jego chłopcy byli żwawi i dzielni, a jeżeli są niegrzeczni, skarci ich od czasu do czasu, ale jest najczulszym ojcem, to nie ulega wątpliwości. Dzieci go bardzo kochają.

– A potem przychodzi stryj i podrzuca ich do sufitu, aż strach patrzeć.

– Ale oni to bardzo lubią, po prostu za tym przepadają. To dla nich taka przyjemność, że gdyby stryj od samego początku nie wprowadził zasady, że podrzuca ich kolejno, jeden by nigdy drugiemu miejsca nie ustąpił.

– Przyznaję, że tego wcale nie rozumiem.

– Tak to jest z nami, papo. Jedna połowa ludzi na świecie nie potrafi zrozumieć, dlaczego coś drugiej połowie sprawia przyjemność.

Nieco później, właśnie kiedy panny miały się rozstać i codziennym zwyczajem przygotować do obiadu o czwartej po południu, do bawialni wkroczył raz jeszcze bohater niezrównanej szarady. Harriet odwróciła się, Emma zaś przyjęła go jak zwykle z uśmiechem, a jej bystre oko dostrzegło od razu, że jest nieco zmieszany tym, co uczynił, świadom, że kości zostały rzucone. Uznała, że przyszedł się przekonać, jaki obrót wzięły sprawy. Upozorował jednak swoją wizytę zapytując, czy pan Woodhouse ma na dziś zapewnioną partię kart, czy też jego obecność w Hartfield jest choćby w najmniejszym stopniu potrzebna. Jeżeli tak, wszelkie inne projekty upadają; w przeciwnym razie jego przyjaciel Cole prosił, by pan Elton przyszedł dziś do niego na obiad, i tak usilnie nalegał, że w końcu obiecał mu warunkowo.

Emma podziękowała uprzejmie, nie chciała wszakże, aby pan Elton przez wzgląd na nich sprawił zawód przyjacielowi; ojciec ma zapewnionego robra. Pan Elton raz jeszcze zaproponował swoje usługi. Emma ponownie odmówiła z podziękowaniem; już miał złożyć ukłon pożegnalny, kiedy, sięgnąwszy na stół, zwróciła mu pozostawiony arkusik.

– Oto szarada, którą pan tak uprzejmie nam przyniósł, dziękuję, że pan dał nam możność zaznajomienia się z nią. Tak nas zachwyciła, że pozwoliłam sobie wpisać ją do zbiorku panny Smith. Mam nadzieję, że pański przyjaciel nie weźmie nam tego za złe. Oczywiście ograniczyłam się do przepisania pierwszych ośmiu wierszy.