Выбрать главу

– Nie gniewaj się, Walter, ale… – przecina me myśli głos Zuzanny.

– Nie gniewam się. Zapomnisz o tym facecie, on wkrótce umrze…

– Nie, czuję mym sercem, że jest na tym sterowcu… Jest wśród wybranych… Znajdzie się wśród nowego ludu! – mówi dziewczyna.

Cholerny sterowiec. Jest już coraz bliżej… A gdyby tak nie czekać? Skoczyć w dół…

Z ziemianki cały czas dobiega jazgotliwy zgiełk radia. I nagle muzyka się urywa. Wszyscy nieruchomiejemy… Cisza… Sekunda, dwie… Jest! Z głośnika zaczyna dobywać się dramatyczny głos spikera:

– Uwaga, uwaga! Nadajemy komunikat specjalny…

32. Zakończenie, autor

Drobne fale przypływu załamują się na skałach… Wiatr szemrze w koronach palm… Dwa ogromne żółwie zalecają się do siebie bezceremonialnie… Śpiewają ptaki… Wyspa jest maleńka, ale znakomicie zorganizowana. Wśród bujnej roślinności pasą się zwierzęta domowe. Jasnowłosy Olaf pochyla się nad kołem garncarskim, wyczarowując przepiękne dzbany, które następnie ozdabia wyciskając ornamenty palmową plecionką… Zosia, Maria i Fatima piorą w sadzawce. Parę kroków dalej Piętaszka zajmuje się dojeniem kozy.

W gromadzie kolorowych dzieci w „stary niedźwiedź mocno śpi” bawi się Bob. Daniel wyciska tłuszcz z orzechów kokosowych. Parę kroków dalej Tim i Zuzia przypatrują się pierwszym krokom małej Agaty… W jaskini Jeremiasz wykonuje kolejne doświadczenie mające na celu otrzymywanie alkoholu z patatów…

Minęło już pięć lat.

Wśród kwiecia krążą pracowite pszczoły niczym symbol mieszkańców Enklawy. Każdy dzień jest podobny do drugiego, a przecież piękny. Może tylko jeden mieszkaniec zaniedbanego cypla jest dysonansem w tym budującym obrazie – zgorzkniały, milczący, przedwcześnie postarzały Walter, jedyny, który nie zaakceptował reguł gry. Walter to również stały temat satyr rytych na glinianych tabliczkach.

Wysoko, środkiem rozgrzanego nieba przesuwa się biała nitka spalin i podążający za nią spóźniony łoskot jumbojeta…

Nikt nie zwraca na to uwagi.

33. Walter, zakończenie

Uważają mnie tu za dziwaka, niech uważają… Trudno… Piszę jak głupi tę moją bezsensowną relację. Co pewien czas dla urozmaicenia wcielam się w fikcyjną postać autora i dopisuję brakujące partie, tak jakby mógł je naszkicować ktoś patrzący z boku…Nie pogodziłem się z sytuacją, nie mogłem.

Ciągle wracam myślami do tamtego tragicznego dnia.

„Uwaga, uwaga. Nadajemy komunikat specjalny… W ostatnim ciągnieniu Wielkiej Depresyjnej Loterii Pieniężnej padły następujące liczby…”

Jeremiasz marszczy brwi:

– Co do cholery! Powinny już być wiadomości. Fala z pewnością dotarła przynajmniej do przylądka Horn!

Tymczasem ląduje sterowiec. Tim wylewnie wita się z Zuzanną. Odczuwam bolesny skurcz serca! Z gondoli dwójkami wychodzi dorodna, zdyscyplinowana młodzież płci obojga. Protoplaści nowej ery…

– Powinny już być komunikaty! – denerwuje się Jeremiasz, przerzucający kolejne kanały telewizji. – Co to znaczy, Daniel? Czy dostarczyliście pojemniki w odpowiednie miejsca?

– Oczywiście! – Ostatni z apokaliptyków pręży się służbiście.

– Może was rozszyfrowano?

– Skądże, przecież nawet żaden z nas nie wiedział, co zawierają i gdzie umieszczają swoje ładunki koledzy…

– Co to więc znaczy? Nakayama, do mnie… Zrobimy takie przesłuchanie…

– Nikogo nie przyciśniesz. Ręce do góry!

Wyznam, iż oniemiałem ze zdumienia. Są to słowa Piętaszki.

– So… Soniu – Jeremiasz z trudem wykrztusza słowa. – I ty przeciw mnie…

– Nie, Soniu, tylko kapitanie Super Secret Service Joanno Shell! Prawdziwa Sonia zmarła dzień przed swą fikcyjną ucieczką na skutek przedawkowania narkotyków. Jej ojciec, a nasz szef, wykorzystał tę okazję, aby wprowadzić mnie do grona apokaliptyków, ku któremu ciążyła jego córka. Już wówczas obawiał się twoich pomysłów. Swoją drogą byłeś znakomitym konspiratorem, przez lata nie mogłam przejrzeć twej tajemnicy, dlatego nie udaremniliśmy wcześniej całej akcji… Jedyne co mogłam zrobić, to zmieniłam częstotliwość fal w twoim nadajniku detonatorów… Reakcja nie została uruchomiona… Końca świata nie będzie!

Twarz proroka sinieje. Potem purpurowieje, na koniec pokrywa się wysypką. Zaiste kameleon. Z jego ust wypada jedno słowo:

– Nakayama, zabij!

– Spokojnie, żółtku, jesteś na mojej muszce – słychać spokojny głos Tima. – A swoją drogą, szef SuSeSu mógł mnie wcześniej wtajemniczyć w całą sprawę. Nie krążyłbym po omacku.

– Musieliśmy zachować pełną konspirację – tłumaczy Piętaszka. – Sami wiecie, jak wysoka była stawka.

– Co stoicie jak pniaki! – wrzeszczy Jeremiasz do ogłupiałych absolwentów Studium O’Briena – brońcie mnie!

Nikt się nie rusza. Enklawę otacza tymczasem sznur policyjnych helikopterów. Z jednego z nich zeskakuje na wydmę szef SuSeSu. Wypoczęty i opalony po wczasach na Karaibach.

– Gratuluję, Joanno, brawo, Tim, moje uznanie dla Boba… Świat wiele wam zawdzięcza.

Kolejno ściska nam ręce, nie pomijając skamieniałego z rozpaczy pustelnika i ogłupiałego Nakayamy, a potem nagle gubi urzędowy uśmiech i mówi twardo:

– To dobra część informacji. Jest i zła. Stwarza ją konieczność zachowania tajemnicy. Pojemniki z zabójczą substancją nadal spoczywają w lodach i są nie do odnalezienia. Zawsze można je uaktywnić, toteż musimy zachować największą ostrożność.

– Zachowamy – wyrywa się Piętaszce.

– O to jestem spokojny. A my wam pomożemy – mówi szef. – Wszyscy, którzy znają sprawę, zostaną przetransportowani na odległy atol na środkowym Pacyfiku. Tam spędzą resztę życia… W pewnym stopniu powinno to pana usatysfakcjonować profesorze. Na pańską cześć wysepkę ochrzciliśmy mianem: Enklawa!

Minęło już pięć lat. Starzeję się. Tu we wspólnocie uważają mnie za dziwaka. A niech uważają. Czasami zastanawiam się, co jest prawdą, a co iluzją? Może świat rzeczywiście przestał istnieć. Poza rzadkimi przelotami odrzutowców nie mamy na jego istnienie żadnych dowodów.

Zresztą może i mnie już nie ma.

Baśnie dla bezsennych

„Baśnie dla bezsennych „pojawiły się na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia jesienią 1989, jako kontynuacja moich słuchowisk z czasów „60 minut na godzinę”. Myślałem wówczas, że w Wolnej Polsce zrezygnuję z działalności satyrycznej, ergo one właśnie staną się główną formą mojej radiowej aktywności. Ale rychło Trzecia Najjaśniejsza okazała się Trzecią Najśmieszniejszą, słuchowiska zdominował magazyn ZSYP, po dziesięciu l atach zresztą je wchłonął, a ja przeżyłem paroletni epizod telewizyjny pod nazwą „Polskie Zoo”.

Baśni tych, najczęściej z tradycyjną baśnią ani nawet „Antybaśnią”, niemających nic wspólnego, powstało przez przeszło 10 lat ponad 300, niektóre seriale stały się powieściami – np. „Śmieciarz” przeistoczył się w „Video pana Boga”, „Willa Transcendencja” w „Według św. Malachiasza”, zaś „Alterland” czy „Pies w studni” zaczęły nowe życie książkowe, często dalekie od radiowych pierwocin.