– Dziś Abraham nie znalazłby nawet ćwierć sprawiedliwego we współczesnej Sodomie – zaśmiał się Loser. Nie wybuchła panika ani nie nastąpiły masowe nawrócenia. – A na wyznaczony termin końca świata czekacie tylko wy dwoje.
Martinez uśmiechnął się głupio.
– I dlatego zlikwidowano ten eksperyment naszymi rękami – ciągnął Loser. – A potem imperium zaczęło się kruszyć. Czy ktoś dalej prowadzi program „futorofoto”, czy próbuje go udoskonalić? Nie wiem. Może w USA, może w Chinach? W Rosji i w Europie brak pieniędzy. A swoja drogą, wszystko jest możliwe. Ten wulkan – wskazał głową – jest nieczynny blisko wiek. Ale widziałem zdjęcia z jego świeżym, wybuchem…
Anna i Raul popatrzyli w kierunku stożka… Przez moment zastanawiali się, czy siwy dymek to zapowiedź erupcji, czy praca komina jednej z nielegalnych destylarni rumu usytuowanych na zboczu.
Loser wyciągnął drugą kanapkę. Z tuńczykiem.
Największe zdarzenie od czasów Adama
Można zapytać: kiedy zwariowałem? Kiedy naukowa ciekawość przemieniła się w szaleństwo? Kiedy puściły wszelkie hamulce, znikło poczucie przyzwoitości, normy moralne, czy wreszcie głęboko zakodowany w każdym człowieku lęk przed przekroczeniem bariery ryzyka? Czy mogę złożyć wszystko jedynie na karb emocji, chwilowej desperacji lub też ekshibicjonistycznie wyznać: zawsze o tym marzyłem?
Instytut Nowej Technologii mieścił się wbrew nazwie w bardzo starym gmachu. Niska, wkopana w ziemię budowla musiała pamiętać czasy profesora Freuda lub Alzheimera, choć w jej wieku o pamięć raczej trudno. Inna sprawa, że dla takiego zapaleńca jak ja, warunki nie odgrywały większej roli. Liczył się program, koncepcja, przyszła sława. Nie można tego powiedzieć o personelu pomocniczym, laborantach, sprzątaczkach. Ci młodzi ludzie, pracujący tu tymczasowo lub odbębniający zastępczą służbę wojskową, leserowali za dnia, nocami zaś oddawali występnym orgiom, których ślady były aż nazbyt widoczne nazajutrz. A to chomik zadusił się nałożoną na głowę prezerwatywą albo kompletnie pijane białe myszy pogryzły doświadczalnego kota. Fatalnego piątku, naszym młodym przyjaciołom zabrakło snadź laboratoryjnego szkła (trzymałem je pod kluczem) i użyli probówek umieszczonych na noc w dojrzewarce. Zrobili to po swojemu, tak przynajmniej zeznali. Najpierw przelali roztwór G-6b-23 i C-8-11 do wspólnej zlewki, następnie raczyli się wysokoprocentowym spirytusem z dodatkiem seven-up, wreszcie – nie umywszy probówek – rozlali na powrót zmieszany preparat, a ponieważ mikstura wyglądała zbyt blado i nieco jej się wylało, szef ochrony dosikał do pełna. Rano, nie podejrzewająca niczego Evvi podała płyn naszym chomikom.
– Al, chodź tu szybko – zawołała mniej więcej w godzinę później. – To po prostu niesamowite…
– Co jest niesamowite?
– Reakcja na odczynnik. Trzy samczyki padły, natomiast samiczka, Ketty… Zresztą, sam zobacz.
Wszedłem do wiwarium i wziąwszy chomika do ręki, zgłupiałem. Ketty, wczoraj dorodna samica, zamieniła się w jeszcze dorodniejszego samca.
Pięciokrotne przesłuchanie personelu pozwoliło mi z grubsza ustalić przebieg wydarzeń. Nawiasem mówiąc, wypłaciłem im premie za pracę w nadgodzinach, ale na wszelki wypadek zwolniłem. Cóż, przypadkiem dokonali odkrycia, nad którym głowiłem się od lat, a doktor Schilling chyba nawet nie wierzył w możliwość powodzenia.
Od pewnego czasu pracowaliśmy nad sposobami regulacji płci u ludzkiego embriona. Oczywiście, metody profilaktyczne są już znane od dłuższego czasu. Nas pasjonowała możliwość terapii hormonalnej, która mogłaby zmieniać płeć płodu (na wymarzoną przez rodziców) jeszcze przed urodzeniem oseska. Naturalnie badania prowadziliśmy w tajemnicy. Organizacje religijne, kościoły, mogłyby nazwać nasze prace niegodziwymi, wbrew naturze, a władze cofnąć fundusze… Władze! Od dłuższego czasu uważałem, że każda władza w całości jest przeważnie głupsza od najgłupszego obywatela, a przynajmniej sprawia takie wrażenie. Na dobitkę, ostatnio, śmiertelne zagrożenie dla naukowych eksperymentów pojawiło się ze strony rozmaitych Towarzystw Opieki nad Zwierzętami, Ligi Ochrony Królików Doświadczalnych czy Anonimowej Asocjacji Ochrony Białych Myszek. Organizacje te żądały coraz głośniej poprawek w konstytucji, które zabroniłyby doświadczeń nawet na szczurach laboratoryjnych. Demokracja, cholera!
Oczywiście to, czego przypadkiem dokonał nasz personel pomocniczy, zostało przeze mnie wkrótce powtórzone, na szczęście analiza spektralna pozwoliła ustalić właściwe proporcje użytych komponentów.
Nie zanudzając czytelnika szczegółami, powiem, że powstał w ten sposób transformantor z izotopowym przyspieszaczem. Reakcja, która według moich najśmielszych planów miała zachodzić tygodniami, teraz dokonywała się prawie natychmiast.
Wypróbowaliśmy działanie odczynnika na chomikach, na myszkach, szczurach, królikach, kaczkach. Za każdym razem w oka mgnieniu samiec stawał się samicą, a przy odwróconych proporcjach – samica samcem.
– Możesz sobie pogratulować, władco seksu! – powiedziała do mnie Evvi.
Evvi była szatynką, drobną, smukłą, o nieprawdopodobnie sterczących piersiach i pupce, która wręcz prosiła się o klapsa. Evvi była moją wielką skrywaną miłością, i asystentką doktora Schillinga.
Niestety, traktowała mnie jak kolegę. Jak bardzo dobrego kolegę, nic więcej. Mimo że spędzaliśmy ze sobą godziny, nie potrafiłem wytworzyć między nami owego szczególnego klimatu porozumienia, stanowiącego wstęp do czegoś więcej. Każdy komplement obracała w żart. Wymykała się pieszczocie. Rękę podawała jak kumpel z wojska. Do pocałunku ustawiała się policzkiem. A gdy parę razy próbowałem napomknąć jej o swych uczuciach, śmiała się, mówiąc, bym się nie wygłupiał.