Warto zauważyć, że są ludzie zupełnie odporni na charyzmę księdza Trzaski. Dotyczy to zatwardziałych ateistów, którzy, dodatkowo, posiadają głęboką niechęć do Kościoła. Przykładem jest drobczycka nauczycielka matematyki – spacja, slajd, kobieta pod pięćdziesiątkę, trwała ondulacja skręcająca włosy w baranie kędziory – pani magister Kownacka, która poinformowała o całej sprawie dziennikarzy prasy antyklerykalnej. Jednak do tej pory żaden reportaż w tych czasopismach się nie ukazał, niektórzy wręcz twierdzą, że jakiś dziennikarz lub dziennikarka była na miejscu, lecz przeżyła wstrząs i porzuciła swój odrażający fach.
Trzeciego dnia ludzie w końcu zaczęli wracać do swoich obowiązków, zawiązał się też swego rodzaju komitet, który zaczął organizować życie parafii wokół księdza Trzaski. Nieformalnym szefem tegoż komitetu został Gerhard Pikulik, najbogatszy mieszkaniec Drobczyc, właściciel znanego biura podróży Pikulik Reisen, człowiek szanowany, acz pokłócony z Kościołem, prawdopodobnie na tle osobistego konfliktu z proboszczem.
Wtedy też dochodzi do pierwszego uzdrowienia. Posiadamy dokumenty, w których szanowani i w żaden sposób niezwiązani z Kościołem lekarze stwierdzają jednoznacznie, że natychmiastowe wyleczenie Teofila Kocika – slajd, podpisane zdjęcie, Teofil Kocik – z końcowego stadium zakażenia krwi, popularnie nazywanego sepsą lub posocznicą, nie znajduje ani precedensu, ani wytłumaczenia w najlepszej sztuce medycznej. Jeden z doktorów wyraził się obrazowo, że pacjent znajdował się w takim stanie, iż jego wyzdrowienie można nazwać wskrzeszeniem.
Od tego zdarzenia, przed dwoma tygodniami, doszło do przynajmniej dziewięciu potwierdzonych uzdrowień, w tym jednego przywrócenia wzroku ociemniałemu. Według zeznania lekarza okulisty, rzecz nie tylko medycynie nieznana, lecz nawet z medycyną ewidentnie sprzeczna, gdyż był to, podobno, przypadek zupełnej ślepoty, związanej z głębokim uszkodzeniem nerwów wzrokowych.
Należy w tym miejscu stwierdzić jednoznacznie, że na podstawie relacji, które udało nam się zgromadzić, również w krótkim nagraniu fragmentu nauk księdza Trzaski nie mamy żadnych przesłanek do wysunięcia wniosku, że z ust księdza padły stwierdzenia o charakterze nieprawowiernym. Mało tego, w relacjach często przewija się określenie, że ksiądz Trzaska nawołuje do ortodoksji, do „wsłuchiwania się w naukę Kościoła".
W tej chwili sytuacja jest unormowana, ksiądz Trzaska mieszka na plebanii w Drobczycach, skąd wyprowadził się proboszcz, który, chociaż zatrzymał się w Gliwicach i oddał się do dyspozycji biskupa, nie chce rozmawiać o przypadku księdza wikarego. Wydaje się mu jakoś irracjonalnie niechętny, ale konsekwentnie odmawia odpowiedzi na pytania. Dziękuję, to wszystko.
Ksiądz Wielecki powiódł wzrokiem po zebranych. Zadowolony z wrażenia, jakie wywarł na audytorium, usiadł ze skromną miną, zamknął laptop i położył ręce na kolanach.
Projektor rozświetlił ekran niebieskim prostokątem z napisem „no signal", po czym zgasł.
Zapadło milczenie przerywane tylko szeptami, kiedy biskupi, arcybiskupi i kardynałowie konsultowali się ze swoimi sąsiadami i sekretarzami. Gdzieś zaszczebiotał cicho telefon komórkowy, donosząc swemu właścicielowi o nadejściu SMS-a. Arcybiskup Ziarkiewicz rozłożył laptop i po chwili, gdy system się załadował, wystukał szybko na klawiaturze kilkanaście słów. Za jego przykładem poszli biskupi Szydłowski i Kołodziej; dyskretny szum komputerowych wiatraczków i zgrzytnięcia twardych dysków rozległy się nad stołem.
Pierwszy zabrał głos biskup Rydz, ordynariusz diecezji pelplińskiej. Wstał, poczekał, aż ucichną szepty. Biskupi Szydłowski i Kołodziej natychmiast zamknęli laptopy. Arcybiskup Ziarkiewicz zignorował wymowne spojrzenie Rydza i dalej wodził palcem po touchpadzie komputera.
– Moi bracia w apostolacie, drodzy kapłani! – zaczął, a całe audytorium wiedziało już, że biskup Rydz przygotował sobie mówkę. Arcybiskup Michalczewski, metropolita lubelski, uśmiechnął się złośliwie, splatając ręce na wydatnym brzuchu i spuszczając głowę, jak proboszcz zasypiający na nudnym kazaniu wizytującego księdza dziekana. Zabrzmiały stłumione śmiechy, które Rydz zignorował.
– Moi bracia w apostolacie, drodzy kapłani! – powtórzył. – Nikt z nas nie wie i nie może przewidzieć, przed jakimi wyzwaniami stawia nas Pan. Wiemy natomiast jedno – nigdy nie będą to wyzwania łatwe. I teraz my, episkopat polski, stoimy przed takim wyzwaniem. Pan Bóg, przez głosy swojego kolegium kardynalskiego, zechciał w 1978 roku na Stolicę Piotrowa wybrać Polaka. Po śmierci naszego papieża możemy bez przesady powiedzieć, że był to największy pontyfikat od pięciuset lat. Bóg jednak nie przestaje zsyłać nam znaków, które dowodzą, że szczególnie upodobał sobie naszą krainę, ostatni kraj w Europie, który może mienić się katolickim. To z Polski wyjdzie powtórne nawrócenie Europy – i teraz Bóg zsyła nam nową Fatimę, w czyste serce tego młodego księdza wkładając potężny dar. Dar, który może na nowo, przez swe cuda, rozpalić ogień wiary w Europie. Pan postawił nas przed wyzwaniem – możemy, jako episkopat, zachować się małostkowo i małodusznie, przeprowadzić długie, skomplikowane dochodzenie, które i tak skończy się w Watykanie, podczas gdy lud polski z utęsknieniem będzie spoglądał w naszą stronę i – zawiedziony milczeniem lub brakiem entuzjazmu odwróci się od nas -i to będzie porażka, nasza porażka jako pasterzy. Tym razem nie możemy cierpliwie czekać, aż objawienia się zakończą, jak to Kościół zwykł czynić. Nie ma na to czasu.
W związku z tym postuluję, drodzy bracia, abyśmy w trybie nadzwyczajnym zrobili wszystko, co możemy, aby okazać księdzu Janowi Trzasce nasze poparcie. Dla ludu ksiądz Trzaska już jest bohaterem – popatrzcie.
Biskup Rydz wyciągnął z teczki „Fakt". Zręcznie ukrył golusieńką Kasię na ostatniej stronie, która szuka kogoś, kto przytuli ją w te zimne jesienne dni, i rozłożył gazetę szeroko, na artykule zatytułowanym Ksiądz – cudotwórca z Górnego Śląska. Artykuł opatrzono wielkimi zdjęciami drobczyckiej fary, kościoła, księdza Jana i tłumów zgromadzonych na kościelnym placu.
– A teraz spójrzcie tutaj: „Co sądzi o tym Kościół?" – biskup Rydz wskazał palcem na towarzyszącą artykułowi notkę. – Na szczęście, naszym medialnym biskupom udało się powstrzymać tym razem od wypowiedzi w imieniu nas wszystkich…
Arcybiskup Ziarkiewicz uśmiechnął się drwiąco znad klawiatury laptopa, nie odrywając wzroku od ekranu. Towarzyszący mu ksiądz napisał parę słów na kartce, zasłaniając je dłonią, i pokazał kartkę Ziarkiewiczowi, który po przeczytaniu zmiął ją i schował do kieszeni.
– Jednak – kontynuował Rydz – znany krakowski intelektualista, nieco na wyrost określany katolickim, Jan Szepetyński, wypowiada się dla tegoż brukowca w tonie co najmniej sceptycznym, porównując przypadek księdza Trzaski do fałszywych wizerunków Matki Boskiej, ukazujących się co jakiś czas na szybach, szczególnie brudnych. Tak na marginesie, nie wdając się w dyskusję na temat prawdziwości tych rzekomych cudów z Matką Boską, redaktor Szepetyński nie znajduje ani jednego ciepłego słowa dla ludu, który klęka w błocie, modląc się do tych, powtarzam, rzekomych cudów. Zapewne bardziej odpowiadałaby mu postawa mieszkańców Europy Zachodniej, którzy nie klękają nie tylko przez brudnymi szybami, ale nie klękają w ogóle przed niczym. To tak na marginesie. Wracając do przypadku księdza Trzaski, nie muszę chyba dodawać, że uwagi redaktora Szepetyńskiego o „mistyfikacji", „kaczce dziennikarskiej", „autosugestii" i „guślarskiej i zabobonnej religijności ludowej" w świetle raportu, który odczytał nam ksiądz Wielecki, wydają się, mówiąc wprost, kłamliwe.