Выбрать главу

Janek zerwał się na równe nogi. Zegar ścienny wskazywał dwa kwadranse po północy, więc nie przespał nawet trzech godzin. Od kiedy usłyszał głos Chrystusa, jego mózg pracował na najwyższych obrotach, analizując sytuację: upewnił się, że nie śni, i nie brał narkotyków (no, przecież!). Pozostawił sobie dwie możliwości: albo oszalał i ma omamy wzrokowe (chociaż to podobno nie zdarza się prawie nigdy, w przeciwieństwie do omamów słuchowych), albo ktoś robi sobie z niego jaja. Stwierdził, że choroby psychicznej nie będzie w stanie sam u siebie stwierdzić, nawet gdyby rzeczywiście był chory, należy więc na razie przyjąć, że jest właśnie ofiarą żartu. Tylko kto? Na pewno nie żaden z jego starych znajomych, tych ledwie było stać na e-mail raz na trzy tygodnie. Wykluczył też parafian, to zdecydowanie nie jest śląskie poczucie humoru. Może jacyś antyklerykalni dziennikarze?

– Nie, nie jesteśmy z „Fikcji i Mitów", księże. Jesteśmy z nieba – powiedział Jezus.

Zbieg okoliczności. Wiedzą, że jest inteligentny i może się domyślać istoty żartu. Wyobraził sobie tytuł: Ksiądz przekonany, że został odwiedzony przez Chrystusa. Mogą być z „Nie", z „Fikcji i Mitów" albo z jakiegoś, nie wiem, serwisu internetowego.

– Niech ksiądz da spokój. Mówię, że nie jesteśmy żadnymi dziennikarzami, jesteśmy z nieba. Mówiąc w intelektualnym skrócie, przylecieliśmy statkiem kosmicznym, jak UFO. Rozumie ksiądz, anioł o spiżowych nogach i białej szacie, ogień i dym, głos z wysokości. Niech ksiądz nie mówi, że zgłębiając Objawienie świętego Jana, nigdy ksiądz nie miał danikenowskich skojarzeń.

Zbieg okoliczności, oczywiście, przecież nikt nie może czytać w myślach.

– No, jasne, że nie. O tym, że w siódmej klasie ksiądz ukradł samochodzik ze sklepu z zabawkami, a potem, targany wyrzutami sumienia, nie odważył się jednak na zwrócenie go właścicielowi, zaniósł go więc ksiądz potajemnie do domu dziecka.

Skąd, przecież o tym nie wiedział nikt, poza… Nie, niemożliwe. Jego ojciec duchowy z seminarium nie mógłby przecież…

– Oczywiście, że nie. Ojciec Stanisław, drogi księże, zbyt wiele znał tajemnic, aby zdradzić chociaż jedną. Ale ten dialog nie ma sensu, podsłuchiwanie głowy mnie męczy – kontynuował Jezus. – Jak mam księdzu udowodnić, że jestem tym, za kogo się podaję? Jakiś cud mam zrobić, niewierny Janie?

Wikary nie odpowiedział, bo nic nie przyszło mu do głowy. Jezus uniósł się dwadzieścia centymetrów nad ziemię, ściągnął z szafy kryształowy wazonik i cisnął nim o ścianę. Wazon roztrzaskał się z hukiem, a na ziemię spadł deszcz mieniących się odłamków. Okruchy jednak nie spoczęły spokojnie na deskach podłogi, lecz odbiły się od nich, jak gdyby wykonano je z gumy, poszybowały na środek pokoju, zawirowały, połączyły się znowu w dzbanek i wróciły do dłoni Jezusa, który odstawił naczynie na szafę.

Zwariowałem. Albo – może prestidigitator? David Copperfield? Ukryta kamera?

– Czy ja jestem w ukrytej kamerze? – wydusił z siebie w końcu.

– Ja wiem, że to wygląda jak tani chwyt czy kuglarska sztuczka, ale akurat – sam ksiądz rozumie – nie mam pod ręką morza, które mogłoby się rozstąpić. Zresztą, uczyli przecież księdza w tym seminarium o paruzji, nie? No to ma ksiądz paruzję, przyszedłem ponownie na ziemię. I co? Chociaż nie, w zasadzie, na razie to zwykła prywatna epifania, paruzja będzie, jak się objawię wszystkim.

– Ale znaki miały być, pieczęcie, bestia, kurwa babilońska… – zaoponował bez sensu ksiądz.

– Tak, i miecz obosieczny ma mi wychodzić z ust, nie? -Chrystus rozchylił wargi i spomiędzy zębów wystrzeliło długie, błyszczące ostrze.

– Nofi ak, fdba se? Tfu – ostrze zniknęło – nie da się tak gadać. I jak się księdzu miecz podobał? Może być? Ogólnie, proszę księdza, materia jest posłuszna mojej woli. Tak, że czego ksiądz zapragnie – mogę mieć miecz w ustach, skrzydła, rogi, kopyta i wyrostki, czego sobie ksiądz zażyczy.

– Pan… jest Jezusem? – wykrztusił wreszcie z siebie wikary.

– No, tutaj w zasadzie odpowiedź nie jest taka prosta. Zasadniczo: tak, jestem Jeszua, urodziłem się w Betlejem w czwartym roku przed narodzeniem Chrystusa – uśmiechnął się pobłażliwie – za panowania Augusta. Urodziła mnie Miriam, która rzeczywiście była dziewicą, a Józef nie był moim ojcem. Nie jestem natomiast Synem Bożym, co oczywiste. Byłem przybity do krzyża, ale nie umarłem na tym krzyżu. No i oczywiście nie mógłbym od niczego nikogo zbawić, więc nie jestem żadnym Chrystusem, Mesjaszem czy Odkupicielem. Niepokalane poczęcie akurat jest faktem, ale jak ksiądz się zapewne orientuje, zapłodnienie dziewicy bez odbywania stosunku i bez rozrywania błony dziewiczej nie jest jakimś szczególnym wyzwaniem technicznym.

Najświętsza Panienko, wybacz mi, że słucham tych bluźnierstw, i nie karz tych ludzi, kimkolwiek są – pomyślał wikary. Jezus przerwał. Podrapał się w brodę.

– OK, masz rację, bądź co bądź to moja biologiczna matka…

– Do rzeczy, Panie – przerwał Jezusowi archanioł Michał.

– Dobra. Niech ksiądz słucha, bo sprawa nie jest skomplikowana. Dzień Pański właśnie nadszedł. Niech ksiądz wybaczy, że nie wszystko wygląda tak, jak się księdzu wydawało. Sprawa jest dość prosta, zasadniczo. Otóż, jestem rzeczywiście bogiem, ale nie w rozumieniu współczesnej teologii. Dla Rzymianina z czasów panowania Augusta, kiedy się urodziłem, byłbym bogiem bez wątpienia – moja wola odnosi się wprost do materii, czego przykłady, nieco, powiedzmy, żartobliwe, dałem ci przed chwilą. Jeżeli zapytasz, czy to są cuda, czy jest to zgodne z jakąś fizyką, której wy jeszcze nie znacie – odpowiem – ani tak, ani tak. Po prostu, nie ma żadnej fizyki. Natura świata nie jest fizyczna, jest duchowa – dlatego mogliśmy pojawić się na strychu obok twojej sypialni. Mogę usiąść? O kształcie świata nie decydują żadne prawa, tylko wola świadomych bytów – wy jesteście duchowo słabi, więc możecie kształtować rzeczywistość tylko pośrednio, im byt potężniejszy, tym więcej może.

Jezus odsunął krzesło od komputera i rozsiadł się wygodnie.

– Nie jesteśmy kosmitami, jesteśmy po prostu istotami wyższymi. Duchowymi. Wszystko – demony, anioły, te sprawy, w które mocniej lub słabiej wierzysz, to wszystko prawda. Tylko ta prawda wygląda nieco inaczej. Bóg, oczywiście, istnieje, ale nie nazwałbym go bytem osobowym. Z przykrością stwierdzam, że momentami bliżej prawdy byli różni pogańscy panteiści czy ten zwariowany niemiecki benedyktyn-buddysta. Mimo więc, że Tata nie jest osobą, ma jednak wolę i moc, osobą nie nazwiemy go, gdyż nie jest jednostką… Psiakrew, do dupy ten wasz język. Nijak nie da się tego powiedzieć – jak by to było, Michale, w języku boskim? – zwrócił się do archanioła.

Ten spojrzał na Jezusa, stojąc cały czas obok.

– Aha. Dobrze. Może po francusku spróbuję, to bardziej precyzyjny język… albo, to nieważne w zasadzie. No, księże, nie gap się na mnie tak!

Ksiądz Janeczek siedział na łóżku, gapiąc się rzeczywiście, z twarzą, która sugerowała zupełnie płaską linię encefalogramu.

– Niechże się ksiądz weźmie w garść. Przeżywa ksiądz właśnie, powiedzmy, doświadczenie mistyczne! W księgach o tym będą pisać, o Drugim Objawieniu – aha, bo czy ja już mówiłem, że to jeszcze nie koniec świata, tylko dopełnienie objawienia?

– Dopełnienie? Przecież – tutaj długo szukał właściwej formy grzecznościowej i w końcu zadowolił się najprostszą – pan wszystkiemu zaprzecza, wszystkiemu, co wyznaję w Credo… -wikary wreszcie zareagował na rewelacje, które właśnie usłyszał.