— Dobra robota! — zawołał.
— Co?
— Doskonałą!
Astfgl zerknął w dół, na Rincewinda.
— aha — powiedział. — No tak. — Odchrząknął. — To drobiazg — zapewnił i wyprostował się. — Widziałem, ze nie dajecie rady, więc sam…
— Nie ci — rzucił pogardliwie Vassenego. — To sprawy trywialne. Nie, sir. Mówiłem o twoim wyniesieniu…
— Wyniesieniu? — nie zrozumiał Astfgl.
— Awansie, sire!
Głośne okrzyki zerwały siew grupie młodych demonów, które wznosiłyby okrzyki z każdego powodu.
— Awansie? Ale przecież…Przecież jestem królem — protestował słabo Astfgl. Czuł, że z wolna przestaje się orientować w sytuacji.
— Phi — parsknął głośno Vassenego.
— Phi?
— Istotnie, sire. Król? Król? Sire, chyba mogę w imieniu nas wszystkich powiedzieć, że to żaden tytuł dla takiego demona jak ty. Demona, sire, którego opanowanie spraw organizacyjnych i zrozumienie priorytetów, którego głęboka wiedza o właściwych funkcjach naszego istnienia, którego… jeśli wolno, sire…niezwykłe możliwości intelektualne przeniosły nas w nowe, większe głębie!
Astfgl mimowolnie się napuszył.
— No wiesz… — zaczął.
— A jednak przekonujemy się, że nawet na swym stanowisku nie zapominasz, sire, o najdrobniejszych szczegółach naszej pracy — dodał Vassenego, spoglądając z góry na Rincewinda. — Co za poświęcenie! Co za oddanie!
Astfgl wyprężył się z godnością.
— Naturalnie, zawsze uważałem…
Rincewind podparł się na łokciach i pomyślał: uważaj, za tobą…
— I dlatego — rzekł Vassenego, promieniejąc jak brzeg zastawiony latarniami morskimi — na swym posiedzeniu Rada postanowiła… i to, niech będzie mi wolno dodać, sire, postanowiła jednomyślnie… ustanowić całkiem nowe wyróżnienie, by uhonorować twe niedoścignione sukcesy.
— Ważność właściwie prowadzonej dokumentacji jest… jakie wyróżnienie? — zapytał Astfgl. Pierwsze piskorze podejrzeń przemknęły oceanami samozadowolenia.
— Stanowisko, sire, Najwyższego Dożywotniego Prezydenta Piekła.
Orkiestra zagrała znowu.
— Z własnym gabinetem. O wiele większym niż ta komórka, którą przez tyle lat musiałeś znosić, sire. A raczej: panie prezydencie.
Orkiestra wtrąciła kolejną nutę.
Demony czekały.
— Czy będą tam… palmy w doniczkach? — zapytał z wolna Astfgl.
— Sady. Plantacje. Dżungle!
Zdawało się, że Astfgl zajaśniał delikatnym wewnętrznym blaskiem.
— A dywany? Wiecie takie od ściany do ściany…
— Ściany trzeba było przesunąć, aby zmieściły się wszystkie, sire. Puszyste? Żyją w nich całe plemiona Pigmejów i wciąż nieodgadli, dlaczego w nocy ciągle świeci się światło!
Oszołomiony król pozwolił objąć się przyjacielskim ramieniem i poprowadzić wśród wiwatujących tłumów. Wszelkie myśli o zemście rozwiały się bez śladu.
— Zawsze marzyłem o takiej specjalnej rzeczy do robienia kawy — wymruczał, gdy padły ostatnie bastiony jego samokontroli.
— Zainstalowano tam całą fabrykę, sire! I rurę głosową, sire, żebyś mógł przekazywać polecenia swoim podwładnym. Oraz najnowocześniejszy kalendarz, dwa eony na każdej stronie, i jeszcze takie…
— Kolorowe pisaki. Zawsze uważałem…
— Pełna tęcza, sire — huczał tubalnie Vassenego. — Ale udajmy się tam bez zwłoki, sire, gdyż podejrzewam, że twój błyskotliwy umysł nie może się doczekać zmierzenia z niezwykłej wagi zadaniami, jakie cię czekają, Sire.
— Z pewnością, z pewnością! Najwyższy czas się nimi zająć… — Po zarumienionej twarzy Astfgla przemknął wyraz lekkiego zakłopotania. — Te niezwykłej wagi zadania…
— Nie mniej niż kompletna, pełna, badawcza i dogłębna analiza naszej roli, funkcji, priorytetów celów, sire!
Vassenego odstąpił o krok.
Lordowie demonów wstrzymali oddech.
Astfgl zmarszczył brwi. Wszechświat jakby zwolnił. Gwiazdy zatrzymały się na moment na swoich trajektoriach.
— I planowanie długofalowe? — spytał w końcu Astfgl.
— Ma najwyższy priorytet, sire, co zechciałeś od razu dostrzec ze swą zwykłą przenikliwością — zapewnił szybko Vassenego.
Lordowie demonów odetchnęli.
Pierś Astfgla rozrosła się o kilka cali.
— Naturalnie potrzebny mi będzie specjalny personel, by uformować…
— Uformować! O to właśnie chodzi! — zawołał Vassenego, który dał się chyba nieco ponieść entuzjazmowi.
Astfgl zerknął na niego podejrzliwie, ale w tej właśnie chwili znowu zagrała orkiestra. Ostatnie słowa, jakie usłyszał Rincewind, gdy króla wyprowadzono już z sali, brzmiały:
— W celu właściwej analizy informacji będę potrzebował…
Władca zniknął.
Pozostałe demony widząc, że zabawa na dzisiaj chyba już się skończyła, krążyły po sali i dryfowały na zewnątrz przez wielkie drzwi. Najsprytniejszym z nich zaczynało już świtać, że wkrótce znowu zahuczą płomienie.
Nikt jakoś nie zwracał uwagi na dwie ludzkie istoty. Rincewind szarpnął za szatę Eryka.
— A teraz uciekamy, tak? — domyślił się Eryk.
— Teraz odchodzimy — odparł stanowczo Rincewind. — Nonszalancko, spokojnie i tego…
— Szybko?
— Prędko się uczysz, co?
Jak wiadomo, prawidłowo wykorzystane trzy życzenia powinny uszczęśliwić największą możliwą liczbę osób. I to właśnie się zdarzyło.
Tezumeni byli szczęśliwi. Kiedy żadne wznoszone modły nie zdołały skłonić Bagażu do powrotu i zdeptania ich nieprzyjaciół, wytruli wszystkich kapłanów i rozpoczęli próby z oświeconym ateizmem. Nadal mogli zabijać tylu ludzi co poprzednio, ale nie musieli w tym celu tak wcześnie wstawać.
Mieszkańcy Tsortu i Efebu byli szczęśliwi. Przynajmniej ci, którzy piszą i występują w dramatach historycznych, a tylko to się naprawdę liczy. Ich długa wojna dobiegła końca i mogli powrócić do właściwych zajęć cywilizowanych narodów, to znaczy szykować się do następnej.
Mieszkańcy Piekła byli szczęśliwi, a w każdym razie szczęśliwsi niż przedtem. Płomienie znowu migotały jasno i te same, znajome tortury zadawano ciałom eterycznym, całkiem niezdolnym do ich odczuwania. A potępieni zyskali świadomość, która czyni trudy tak łatwymi do zniesienia: absolutnie pełną wiedzę, że może być gorzej.
Lordowie demonów byli szczęśliwi.
Stali przed magicznym zwierciadłem i popijali ceremonialnie drinki. Od czasu do czasu któryś z nich podejmował ryzyko klepnięcia Vassenego w ramię.
— Pozwolimy im odejść, sire? — spytał diuk, obserwując w ciemnej tafli lustra wspinające się figurki.
— Och… chyba tak — rzucił Vassenego niedbale. — Warto pozwolić, by rozeszło się kilka opowieści. Pour encouragy le… poor encoura… żeby wszyscy usiedli i zwrócili na nas uwagę. Poza tym byli użyteczni, w pewnym sensie.
Zajrzał w głębię swego kielicha i w milczeniu napawał się sukcesem.
A jednak… jednak w otchłani swego przewrotnego umysłu miał wrażenie, że słyszy cienki głosik, który z biegiem lat zabrzmi mocniej — głosik prześladujący wszystkich władców demonów, wszędzie: uważaj, za tobą…
Trudno powiedzieć, czy Bagaż był szczęśliwy, czy nie. Jak dotąd złośliwie zaatakował czternaście demonów, a trzy z nich zapędził do ich własnej jamy wrzącego oleju. Wkrótce będzie musiał ruszyć za swoim panem, ale na razie się nie spieszył.