Выбрать главу

Jeden z demonów rozpaczliwie spróbował chwycić się krawędzi. Bagaż ciężko przydepnął mu palce.

Stwórca wszechświatów był szczęśliwy. Tytułem eksperymentu wprowadził właśnie do zamieci siedmioramienny płatek śniegu i nikt nie zauważył. Kusiło go, żeby jutro sprawdzić maleńkie, delikatnie wykrystalizowane litery alfabetu. Alfabetyczny Śnieg. To może być przebój.

Rincewind i Eryk byli szczęśliwi.

— Widzę błękitne niebo! — zawołał chłopiec. — Jak myślisz, gdzie stąd wyjdziemy? — dodał. — I kiedy?

— Gdziekolwiek — odarł Rincewind. — Kiedykolwiek.

Przyjrzał się szerokim stopniom, po których się wspinali. Były niezwykłe; każdy zbudowano z wielkich kamiennych liter. Na przykłada ten, na którym właśnie stanął, głosił: „Chciałem Jak najlepiej”.

A następny: „ Myślałem, Że Będziesz Zadowolona”.

Eryk stanął na: „Dla Dobra Dzieci”.

— Dziwne, prawda? — powiedział. — Dlaczego tak je zrobili?

— To pewnie miały być dobre chęci — wyjaśnił Rincewind.

Szli przecież drogą do Piekła, a demony to jednak tradycjonaliści.

I chociaż wszystkie są nieodwracalnie zaprzedane złu, to nie są przecież takie złe.

Rincewind zstąpił z „Jesteśmy Firmą Równych Szans” i przez ścianę, która zrosła się za nim, wyszedł na świat.

Musiał przyznać, ze mogło być o wiele gorzej.

Prezydent Astfgl siedział w plamie światłą w swym wielkim, mrocznym gabinecie. Raz jeszcze dmuchnął w rurę.

— Halo? — zawołał. — Halo!

Jakoś nikt mu nie odpowiadał.

Dziwne.

Sięgnął po kolorowy pisak i spojrzał na stosy przestudiowanych dokumentów. Wszystkie te akta, które trzeba przeanalizować, rozważyć, ocenić i zaopiniować, potem sformułować odpowiednie dyrektywy organizacyjne, naszkicować podstawowe wytyczne strategii, a po właściwym namyśle przerobić je znowu…

Znowu sprawdził rurę.

— Halo! Halo!

Nikogo. Ale nie ma się o co martwić. Pracy nie zabraknie. Jego czas jest zbyt cenny, by go marnować.

Oparł stopy o gruby, ciepły dywan.

Spojrzał z dumą na palmy w doniczkach.

Puknął w skomplikowaną konstrukcję z chromowanego drutu i kulek, która zaczęła się kołysać i stukać kierowniczo.

Stanowczym, zdecydowanym ruchem odkręcił pióro.

Zapisał: Na jakim rynku działamy???

Pomyślał chwilę, po czym starannie zapisał pod spodem: Działamy na rynku potępienia!!!

I to także było szczęście. Swego rodzaju.