– Czemu nie sprzątaczki? – widzę sąsiadkę w manikiurze i obcasikach miotającą się po kotłowni.
– Taki zmuszalski obyczaj.
Jeszcze jeden rozdział z przeglądu rozpaczy polskiej.
14 VIII
W podsiadłości na pakach, w pustych murach nagranie do „Portretu Polaków” o mężczyznach. Siedzę przed kamerą i trafia we mnie seria pytań o facetów. Mam pół minuty na każdą odpowiedź. Więcej czasu daje się hodowcom jedwabników gawędzącym o zwyczajach robali.
– Co mężczyznom nigdy nie przyjdzie do głowy? – pyta redaktorka i mikrofon na drągu opuszcza się nad moją głową niecierpliwie jak laska poganiacza.
– Że kobieta jest boską karą za masturbację.
– Ło Jezu, nie przejdzie – martwią się kamerzyści.
– Czemu?
– Program będzie przed jedenastą w nocy.
– Czym można sprawić mężczyźnie przyjemność? – słyszę i kombinuję streszczenie samouczków męsko-damskich.
– Najlepiej kupić mu koniak, zrobić laskę i dać spokój.
Po zadowolonych chrząknięciach kamerzystów wnioskuję, że trafiłam.
– Może to samo inaczej, bo nie przejdzie… – prosi redaktorka.
Jestem bezradna. To audycja nie o mężczyznach, ale ministrantach. Co powiem, potną, program nie jest na żywo. Skleja tekst według własnej definicji mężczyzny, tego z rysunków o ewolucji człowieka. Od małpy, małpoluda, po Adama. Nigdy w tej wędrówce przez wieki i podręczniki szkolne nie rysują kobiet. Może kicały gdzieś obok albo w ogóle nie ewoluowały, o czym świadczy ich zwierzęce traktowanie zwane tradycją.
– Dlaczego pani mężczyzna jest z panią? – patroszą moją intymność przed kamerą.
– Bo ma instynkt stadny, a we mnie jest wiele kobiet – chcę coś jeszcze dodać, ale brak czasu. To, co powiedziałam, to tylko tytuł, jesteśmy razem, bo…
– Czego mężczyzna nie chciałby usłyszeć?
– Kiedy Ewa miała dość rajskiej nudy, poprosiła Boga o rozrywkę. Przyprowadził jej zwierzęta. Ona jednak nadal nie była zadowolona..Jeśli stworzę ci mężczyznę, nie będziesz się nudzić. Ale on będzie cię źle traktował, będzie arogancki, ograniczony, agresywny”. „Chcę, chcę” – upierała się Ewa. „Dobrze, pod jednym warunkiem: nigdy mu nie powiesz, że ty zostałaś stworzona pierwsza. To będzie taka tajemnica, między nami, kobietami”.
Ta opowiastka powinna przejść przed godziną 23.00, przed cenzurą na brzydkie słówka i brzydkie myśli. Po północy można już nie udawać, być sobą. Ci, których na to nie stać, mogą iść spać.
Gdy zakończono moje przesłuchanie w „Portrecie Polaków”, uświadomiłam sobie, że program był podobny do pokazowego spotkania AA, zaczynającego się od przyznania:,Jestem alkoholikiem”. Tak, jestem kobietą, faceci to mój szkodliwy nałóg i spowiadam się z tego, jak radzę sobie z własnym.
Czy to posunęło się już tak daleko? Demaskacja mężczyzn, wstyd przed ich hodowlą w domu? Gardzę nimi, nazywając alimenciarzami, szydząc z ich niedostosowania, egoizmu. Jednocześnie potrzebuję i cenię za wysiłek uczłowieczenia siebie samych. Jednego z nich nawet kocham. Za co? Za kruchość istnienia. Przecież oglądając te nieszczęsne tablice antropologiczne ewolucji człowieka, dowiadujemy się o zadziwiającym współistnieniu dwóch ludzkich gatunków: człowieka i neandertalczyka, który wymarł zaledwie trzydzieści tysięcy lat temu. Jeśli tak dalej pójdzie, nasze drogi ewolucyjne też się rozejdą: panowie na lewo, panie na prawo. Zbyt wiele nas różni. Na sto fajnych kobitek przypada jeden normalny facet. Męscy neandertalczycy mający problem z wyartykułowaniem „kocham cię” potrzebują do przetrwania tylko maczugi piwa w ręce i kumpli. Pewnego dnia nie wyjdą więcej ze swoich jaskiń oświetlanych migającą telewizją.
15 VIII
Odbieram siostrę i siostrzeńca z Centralnego. Mam za wycieraczkami reklamówki agencji.
– „Francuski bez” – ekscytują się Piotr z siostrą w domu. – Ale sexy, dają… klientom kwiaty?
Dziesięć lat starsi i romantycy. Pokolenie wierzące w prawdziwe kwiaty w burdelu, w pretty woman.
Nokturny Chopina z radia. Nie wytaczam tylko dlatego, że nie mogę sięgnąć do przełącznika, prowadząc. Chopin jest przerażający. Serce na wierzchu, dziury w płucach. Tego się nie da na żywca. Jego muzyka to płyn kontrastowy wstrzyknięty do duszy. Gnijące ciało i szpila świadomości.
W domu natychmiast ogłuszam się rockiem. Nie myśleć, tańczyć.
16 VIII
Nic do niczego nie pasuje, więc nadal nie mamy w podsiadłości światła i zasłon. W starym mieszkaniu nie mieliśmy żyrandola trzy lata, aż sąsiedzi z szacunkiem zapytali, czy wystające z sufitu kable to wymóg feng shui. My po prostu nie mogliśmy się zdecydować na klosze.
Zmęczona jazdami, pośpiechem, bezsensowną krzątaniną kładę się w południe. Ciało na wysokości materaca, aleja nie trzymam poziomu i spadam dużo niżej.
Dusza zostaje jako metafizyczna zawiesina z trupa. Może tak jest po śmierci?
Wreszcie się stało. Piżgnęłam burtą czołgu w furtkę, aż zdarłam listwę. Drzwi wozu do wymiany, płot się chwieje. Piotr otworzył bramę i pokazywał mi drogę z przodu, siostra nawigowała z tylu, ja wolniutko miażdżyłam ogrodzenie. Zamiast listka dla początkujących chcę graficzny znak ręki z uniesionym środkowym palcem – spierdalaj, jestem niebezpieczna.
17 VIII
Po dniu poświęcania się dla podsiadłości, wyciąganiu Poli z kominka chwila średniowiecznego wytchnienia u dominikanów na Freta. Pod gotyckim sklepieniem jest się chronionym ceglanymi dłońmi. Złożone do modlitwy, zaciśnięte nad małymi grzesznikami i wielkimi grzechami. W bocznej nawie barokowa kapliczka Kotowskich z roku 1699. Na wejściu do niej chwalebne epitafium: „Maria Kotowska – oprócz płci nie miała w sobie nic niewieściego”. Mój Boże, największą cnotą tej kobiety w oczach jej męża było niebycie kobietą. Trzysta lat i jaki feministyczny awans. Kobiecość stała się zaletą. Może za kolejne trzysta zrówna się w prawach inne człekokształtne: nauczone mówić ludzkim językiem migowym szympansy mordowane w eksperymentach medycznych.
Przed kościołem czeka Misiak. Pokazuje z daleka znajomego. Zerwałyśmy z nim znajomość, gdy Misiak odrzucił jego zaloty, a on w zemście, mieszając zawodowe z uczuciowym, skasował jej projekt plastyczny. Wołamy go. Zdziwiony przebaczeniem wraca do tamtych czasów, omijając finał.
Znajomy przypomina sylwestra sprzed dziesięciu lat. Tak podziwialiśmy wtedy swoje balowe stroje, że się zamieniliśmy: ja tańczyłam w jego smokingu, on w mojej lycrowej sukience z boa. Przeszłość nie jest taka zła. Zostaje po niej uśmiech, nie kota, ale samej Alicji. Śmieją się jej zmarszczki, bo tamtej twarzy już nie ma.
18 VIII
Pędzę o siódmej do podsiadłości, żeby zdążyć przed stolarzem. Piotr rusza kwadrans później z zapomnianym przeze mnie kluczem. Stolarz, piłując i stukając, opowiada o swoim budowanym domu. Oczywiście nie drewnianym.
– Nie mam zaufania do drewna – mówi fachowo.
Opisuje budowę, jeszcze jeden betonowy, wielopokoleniowy schron rodzinny. To my, miastowi, stawiamy nic niewarte drewniane chatki.
Nauczyłam się woskować podłogi i stoły. Oczywiście to niepraktyczne. Łatwiej raz na zawsze zakleić drewno lakierem. Zrobić z niego mumię. Ono żyje po ścięciu, chociaż nieme, bez szumu liści. Nadal się kurczy z zimna i puchnie od wilgoci. Dlatego wdzięcznie przyjmuje pieszczotę nacierania pszczelim woskiem, gojącym rany codziennego używania.
19 VIII
Ostatnie zakupy w józefosławskim sklepiku. Żegnam się ze sprzedawczynią.