Annika podała mu serwetkę.
– Popłacz sobie, ulży ci.
– To okropnie niesprawiedliwe. Pia ma dopiero trzydzieści lat, a Tuva jest jeszcze taka malutka. Poguglowałem, żeby się zorientować, jakie statystycznie są szanse na wyleczenie, i okazuje się, że marne. Pia jest bardzo dzielna, a ja jestem pospolitym tchórzem. Nie potrafię się zdobyć na to, żeby z nią o tym rozmawiać. Prawie nie mogę patrzeć, jak się zajmuje Tuvą. Nie mogę nawet spojrzeć jej w oczy. Czuję się jak ostatnia szmata! – Już nie mógł powstrzymać łez. Oparł głowę na rękach i zatrząsł się od płaczu.
Poczuł, że Annika go obejmuje i tuli policzek do jego policzka. Bez słowa głaskała go po plecach. Po chwili wyprostował się, odwrócił do niej i przytulił. Kołysała go w objęciach, jak zapewne kołysała Leię, gdy rozbiła sobie kolano.
Poszczęściło im się. Chociaż w kawiarni na pomoście było pełno ludzi, udało im się znaleźć wolny stolik. Leon patrzył, jak kelnerzy roznoszą kanapki z krewetkami.
Plac Ingrid Bergman, znakomita lokalizacja, stoliki ustawiono wzdłuż całego pomostu, aż do samej wody.
– Kupmy ten dom – powiedziała Ia.
Leon spojrzał na żonę.
– Dziesięć milionów koron to nie byle co.
– A czyja mówię, że to mało? – Pochyliła się, żeby mu poprawić koc na kolanach.
– Zostaw ten cholerny koc, zaraz umrę z przepocenia.
– Przecież wiesz, że nie wolno ci się przeziębić.
Podeszła do nich kelnerka. Ia poprosiła o kieliszek wina dla siebie i wodę mineralną dla męża. Leon spojrzał na dziewczynę.
– Jedno duże, pełne – powiedział.
Gdy tylko skinął kelnerce głową, Ia popatrzyła na niego z wyrzutem. Kelnerka zachowała się jak wszyscy, usiłowała nie patrzeć na jego oparzenia. Kiedy poszła, wpatrzył się w morze.
– Pachnie dokładnie tak, jak zapamiętałem – powiedział. Ręce z mnóstwem blizn trzymał na kolanach.
– Nadal mi się to nie podoba, ale zgodzę się, jeśli kupimy ten dom. Nie chcę mieszkać w jakiejś norze. Poza tym nie chcę tu przyjeżdżać na całe lato. Kilka tygodni w roku i wystarczy.
– Nie wydaje ci się absurdem kupowanie domu za dziesięć milionów, żeby z niego korzystać tylko kilka tygodni w roku?
– To mój warunek – powiedziała. – W przeciwnym razie będziesz tu siedział sam. Co jest raczej niemożliwe, prawda?
– Tak, wiem, że nie dałbym rady. A gdybym przypadkiem o tym zapomniał, ty mi przypomnisz.
– Czy kiedykolwiek pomyślałeś o tym, ile dla ciebie poświęciłam? Ile razy musiałam się godzić na twoje szalone wyskoki i co wtedy przeżywałam? Nigdy się tym nie przejmowałeś. Teraz postanowiłeś tu przyjechać. Jeszcze nie dość się sparzyłeś? Nadal chcesz igrać z ogniem?
Kelnerka przyniosła wino i piwo, kieliszek i szklankę postawiła na obrusie w biało-niebieską kratkę. Leon wypił kilka łyków i przesunął kciukiem po zimnej szklance.
– Okej, niech ci będzie. Zadzwoń do agenta i powiedz mu, że kupujemy ten dom. Ale w takim razie chcę, żebyśmy się jak najprędzej wprowadzili. Nienawidzę mieszkać w hotelu.
– Będzie dobrze – powiedziała la. W jej głosie nie było słychać radości. – W tym domu jakoś wytrzymam kilka tygodni na rok.
– Kochanie, jesteś naprawdę bardzo dzielna.
Rzuciła mu ponure spojrzenie.
– Miejmy nadzieję, że nie będziesz żałował tej decyzji.
– Od tamtego czasu upłynęło naprawdę dużo wody – odparł spokojnie.
W tym momencie usłyszał, jak ktoś traci oddech, wymawiając jego imię.
– Leon?
Drgnął. Nie musiał odwracać głowy, rozpoznał po głosie. Josef. Po tylu latach.
Paula patrzyła na połyskujące wody zatoki i rozkoszowała się ciepłem lata. Położyła rękę na brzuchu i uśmiechnęła się. Poczuła kopnięcie.
– Chyba pora na lody – powiedział Mellberg, wstając. Rzucił okiem na Paulę i pogroził jej palcem. – Wiesz, że nie powinnaś wystawiać brzucha na słońce?
Poszedł do kiosku. Patrzyła za nim zdziwiona.
– Żarty sobie ze mnie stroi? – spytała matkę. Rita się roześmiała.
– Bertilowi chodzi tylko o twoje dobro.
Paula coś mruknęła, ale przykryła brzuch szalem. W tym momencie obok przebiegł nagusieńki Leo. Johanna złapała go w przelocie.
– Ma rację – powiedziała. – Od promieni UV możesz dostać przebarwień na skórze. Posmaruj porządnie twarz.
– Przebarwień? – zdziwiła się Paula. – I tak jestem opalona.
Rita podała jej buteleczkę: plus trzydzieści.
– Nie kłóć się. Ja miałam całą twarz w brązowych plamach, kiedy się ciebie spodziewałam.
Paula posłuchała. Johanna również starannie natarła swoją jasną skórę.
– I tak masz dobrze – powiedziała. – Nie musisz się wysilać, żeby się opalić.
– To prawda, ale wolałabym, żeby Bertil się trochę uspokoił – powiedziała Paula, wyciskając na rękę sporą porcję kremu. Parę dni temu przyłapałam go na czytaniu moich pisemek na temat ciąży. A przedwczoraj przyniósł mi ze sklepu ze zdrową żywnością słoik kapsułek Omega 3. Wyczytał, że dobrze wpływają na rozwój mózgu płodu.
– Nie miej mu tego za złe. On się tak cieszy – powiedziała Rita i jeszcze raz zabrała się do smarowania Lea. Dokładnie, od stóp do głów. Odziedziczył po Johannie jasną, piegowatą skórę. Słońce parzyło go bardzo szybko. Paula przez chwilę się zastanawiała, czy dziecko odziedziczy cerę i włosy po niej, czy po nieznanym dawcy. Dla niej nie miało to najmniejszego znaczenia. Leo był synem Johanny i jej. Prawie nie pamiętała, że był w to zamieszany ktoś jeszcze. Z tym dzieckiem też tak będzie. Przerwały jej radosne okrzyki Mellberga.
– Mamy lody!
Rita przeszyła go spojrzeniem.
– Mam nadzieję, że sobie nie kupiłeś.
– Tylko jedno malusieńkie magnum. Tak dzielnie się trzymałem przez cały tydzień. – Uśmiechnął się i mrugnął okiem, usiłując ją udobruchać.
– Nic z tego – oznajmiła spokojnie Rita. Zabrała mu loda i poszła wyrzucić go do kosza.
Mellberg mruknął coś pod nosem.
– Co powiedziałeś?
Przełknął ślinę.
– Nic. Zupełnie nic.
– Wiesz, co ci powiedział doktor. Jesteś w grupie ryzyka, zagrożony zarówno zawałem, jak i cukrzycą.
– Przecież jedno magnum nie może mi zaszkodzić. Człowiek powinien się cieszyć życiem – powiedział, rozdając lody.
– Jeszcze tydzień urlopu. – Paula, liżąc swoje cornetto, zmrużyła oczy.
– Ja uważam, że nie powinnaś wracać do pracy – powiedziała Johanna. – Tak niedużo ci zostało. Gdybyś poprosiła położną, na pewno dostałabyś zwolnienie. Powinnaś odpoczywać.
– Halo, wszystko słyszałem – powiedział Mellberg. – Nie zapominaj, że jestem jej szefem. – W zamyśleniu podrapał się po porośniętej rzadkimi siwymi włosami głowie. – Ale zgadzam się. Ja również uważam, że nie powinnaś pracować.
– Już o tym rozmawialiśmy. Zwariuję, jeśli będę siedzieć w domu i czekać. Zresztą teraz jest dość spokojnie.
– Jak to spokojnie? – Johanna spojrzała na nią. – Przecież to najgorszy okres w roku, pijackie awantury i inne takie.
– Miałam na myśli to, że nie prowadzimy żadnego większego dochodzenia. Same typowe sprawy, jak to latem, włamania i takie tam. Takie rzeczy mogłabym załatwiać nawet przez sen. Zresztą nie muszę nigdzie jeździć. Mogę się zajmować papierkową robotą w komisariacie. Więc przestańcie truć. Jestem w ciąży, ale nie jestem chora.
– Jeszcze zobaczymy – powiedział Mellberg. – Co do jednego niewątpliwie masz rację: jest dość spokojnie.