– Jak tam studia? W porządku?
Daniel kiwnął głową.
– Wszystkie egzaminy w semestrze letnim zdałem z najwyższą oceną. Teraz najważniejsze, żebym jesienią dostał się na jakąś dobrą praktykę.
– A ja jestem bardzo zadowolona z pracy, którą znalazłam na lato – wtrąciła Judith. Oczy jej błyszczały. – Mamo, gdybyś widziała, jakie te dzieci są dzielne. Przechodzą ciężkie operacje, długie naświetlania, wszystko, co tylko można sobie wyobrazić, a mimo to nie narzekają i nie poddają się. Są po prostu niesamowite.
Josef zaczerpnął tchu. Sukcesy dzieci nie były w stanie uśmierzyć jego wiecznego niepokoju. Wiedział, że zawsze mogą się wysilić jeszcze bardziej, zajść jeszcze wyżej. Jego dzieci mają spełnić tyle oczekiwań, zrewanżować się za tyle rzeczy. Musiał dopilnować, żeby dały z siebie wszystko.
– A twoja praca badawcza? Masz na to czas? – Wbił wzrok w córkę i zapał w jej oczach przygasł. Oczekiwała aprobaty, pochwały, ale on uważał, że nie powinien pozwolić dzieciom myśleć, że wystarczy to, co robią. Nie czekając na odpowiedź, zwrócił się do Daniela: – W zeszłym tygodniu rozmawiałem z opiekunem twojego roku. Powiedział mi, że opuściłeś ostatnie dwa dni. Dlaczego?
Kątem oka dostrzegł zawiedzione spojrzenie Rebecki. Trudno. Im bardziej ona pobłażała dzieciom, tym on wyraźniej czuł, że na nim spoczywa odpowiedzialność, że musi nimi właściwie kierować.
– Chorowałem na żołądek – odparł Daniel. – Nie najlepiej by to wyglądało, gdybym w sali wykładowej rzygał do torebki.
– Żarty sobie stroisz?
– Nie, po prostu odpowiadam szczerze.
– Wiesz, że się dowiem, jeśli kłamiesz – powiedział Josef. Sztućce leżały na talerzu. Już mu się odechciało jeść. Nie potrafił się pogodzić z tym, że nie ma teraz nad dziećmi takiej kontroli jak dawniej, gdy jeszcze mieszkały w domu.
– Chorowałem na żołądek – powtórzył Daniel, spuszczając wzrok. Najwyraźniej i jego apetyt opuścił.
Josef wstał.
– Muszę popracować.
Uciekł do swojego gabinetu. Pewnie się cieszą, że sobie poszedł. Zza drzwi dochodziły odgłosy rozmowy i brzęk naczyń. Judith zaśmiała się głośno, radośnie. Słyszał ją tak wyraźnie, jakby siedziała obok. Uzmysłowił sobie, że radość dzieci, ich śmiech, zawsze cichły, gdy się zjawiał.
Judith znów się zaśmiała. Poczuł się tak, jakby mu ktoś wbił nóż w serce i obrócił ostrze. Przy nim nigdy się tak nie śmiała. Zaczął się zastanawiać, czy mogło być inaczej, choć nie wiedział, co miałoby być inaczej. Kochał ich aż do bólu, a jednocześnie nie potrafił być takim ojcem, jakiego chcieli mieć. Mógł być tylko taki, jakim go ukształtowało życie, i kochać ich na swój sposób, przekazywać własne dziedzictwo.
Gösta zagapił się na migający telewizor. Na ekranie ludzie chodzili tam i z powrotem, a ponieważ właśnie leciały Morderstwa w Midsomer [8], zapewne ktoś został zamordowany. Już dawno zgubił wątek i myślami był zupełnie gdzie indziej.
Przed nim na stoliku stał talerzyk z dwiema kanapkami z kiełbasą. W domu jadał właściwie tylko to. Gotowanie dla samego siebie wydawało mu się bezsensowne i wymagałoby zbyt wiele wysiłku.
Kanapa, na której siedział, była bardzo stara, ale nie miał serca jej wyrzucić. Pamiętał jeszcze, jaka Maj-Britt była dumna, gdy ją przywieźli ze sklepu. Kilka razy przyłapał ją, jak przesuwała dłonią po gładkim kwiecistym obiciu, jakby głaskała kotka. Przez pierwszy rok prawie mu nie pozwalała na niej siadać. Ale dziewuszce wolno było i skakać po niej, i zjeżdżać jak ze zjeżdżalni. Maj-Britt z uśmiechem trzymała ją za rączki, a mała skakała coraz wyżej.
Dziś obicie było zmatowiałe i wytarte, tu i ówdzie pojawiły się spore dziury. W prawym rogu, przy podłokietniku, wystawała sprężyna. Ale i tak zawsze siedział w lewym rogu. Prawy należał kiedyś do Maj-Britt. Tamtego lata wieczorami dziewuszka siadywała między nimi. Nigdy wcześniej nie oglądała telewizji i aż krzyczała z zachwytu, gdy coś się działo na ekranie. Najbardziej lubiła bajki o krokodylu Gienie. Oglądała je z zachwytem i nie mogła usiedzieć na miejscu. Cały czas podskakiwała z radości.
Od dawna nikt nie podskakiwał na tej kanapie. Dziewuszka zniknęła z ich życia, a wraz z nią zniknęła radość. Potem było wiele milczących wieczorów. Wcześniej nie zdawali sobie sprawy, że żal może boleć aż tak. Myśleli, że podejmują właściwą decyzję, a gdy zdali sobie sprawę, że zrobili fatalny błąd, było za późno.
Gösta patrzył pustym wzrokiem na komisarza Barnaby, który właśnie znalazł kolejnego trupa. Wziął do ręki kanapkę i ugryzł. Zwykły wieczór, jakich wiele już miał za sobą. A jeszcze więcej przed sobą.
Fjällbacka 1919
W sypialni dla służby nie mogli się spotkać, więc Dagmar czekała na sygnał, że może pójść do niego. Sama mu przygotowała pokój i łóżko, choć wtedy jeszcze nie wiedziała, że będzie tęsknie wyczekiwać chwili, gdy wślizgnie się w piękną bawełnianą pościel.
Zabawa trwała w najlepsze. Wreszcie dał jej znak, na który tak czekała. Chwiał się trochę na nogach, jasne włosy miał potargane, oczy szkliste, ale nie był na tyle pijany, żeby nie mógł jej ukradkiem wsunąć do ręki klucza. Musnął jej rękę i jej serce zaczęło bić szybciej. Nie patrząc na niego, włożyła klucz do kieszeni fartuszka. Nikt nie zauważy, że jej nie ma. Zarówno gospodarze, jak i goście byli zbyt pijani, żeby zwracać uwagę na coś innego niż pełne kieliszki, a służby było wystarczająco dużo.
Ale zanim otworzyła drzwi do największego pokoju gościnnego, rozejrzała się uważnie. Kiedy weszła do środka, oparła się o drzwi i odetchnęła głęboko. Na sam widok pięknie posłanego łóżka z odwiniętą kołdrą przeszył ją dreszcz. Pomyślała, że on zaraz przyjdzie, i pobiegła do małej łazienki. Szybko przyczesała włosy, zdjęła uniform i umyła się pod pachami. Zagryzła wargi i poszczypała policzki, żeby sobie dodać kolorów. Taka moda wśród dziewczyn z miasta.
Usłyszała, że ktoś chwyta za klamkę, i pośpiesznie wróciła do pokoju. Usiadła na łóżku, w samej koszuli.
Rozrzucone na ramionach włosy mieniły się w łagodnym świetle letniej nocy.
Nie zawiodła się. Na jej widok aż wytrzeszczył oczy i szybko zamknął za sobą drzwi. Chwilę jej się przyglądał, potem podszedł do łóżka, chwycił ją za podbródek i podniósł jej twarz. Pochylił się, ich wargi spotkały się W pocałunku. Delikatnie, jakby się z nią droczył, wsunął jej do ust czubek języka.
Namiętnie odpowiadała na jego pocałunki. Jeszcze nigdy nie przeżyła czegoś podobnego. Czuła, że ten mężczyzna ostał jej zesłany przez jakąś wyższą siłę, żeby ją uzdrowić, jednocząc się z nią. Pociemniało jej w oczach, pod powiekami miała obrazy z przeszłości. Dzieci wkładane do balii, przygniatane jakimś ciężarem, dopóki nie przestały się ruszać. Policjanci, którzy wtargnęli do domu i zabrali ojca i matkę. Małe trupki odkopane w piwnicy. Jędza i przybrany ojciec. leżący na niej mężczyźni, stękający, śmierdzący wódką i papierosami. Wszyscy, którzy ją wykorzystali i którzy nią pomiatali – teraz będą musieli się jej kłaniać i prosić o wybaczenie. Widząc ją u boku jasnowłosego bohatera, będą żałować każdego złego słowa, które wyszeptali za jej plecami.