Powoli podciągnął jej koszulę. Uniosła ręce, żeby mu to ułatwić. Niczego tak nie pragnęła jak tego, by poczuć jego ciało. Rozpięła mu koszulę, guzik za guzikiem. Całe jego ubranie znalazło się na podłodze. Wtedy położył się na niej. Już ich nic nie dzieliło.
W chwili gdy ich ciała się zjednoczyły, zamknęła oczy. Przestała być córką fabrykantki aniołków. Stała się kobietą, którą los wreszcie pobłogosławił.
Kjell przygotowywał się do tego wywiadu od wielu tygodni. John Holm mieszkał w Sztokholmie i nie udzielał wywiadów, ale kiedy przyjechał na urlop do Fjällbacki, dał mu się przekonać. Zgodził się na godzinną rozmowę, która miała posłużyć do nakreślenia jego sylwetki na łamach „Bohusläningen”.
Wiedział, że Holm, szef Przyjaciół Szwecji, słyszał o jego ojcu, Fransie Ringholmie, jednym z jej założycieli. Między innymi z powodu nazistowskich sympatii ojca odciął się od niego. Krótko przed śmiercią Fransa doszło do czegoś w rodzaju pojednania, ale nigdy nie zaakceptował poglądów ojca. Tak jak nie akceptował Przyjaciół Szwecji i jak nie mógł się pogodzić z tym, że odnieśli znaczący sukces w wyborach.
Spotkanie miało się odbyć w należącej do Johna szopie na łodzie. Ze względu na panujący latem duży ruch z Uddevalli do Fjällbacki jechał prawie godzinę. Przyjechał spóźniony o dziesięć minut. Miał nadzieję, że Holm nie odliczy ich od umówionej godziny. Wysiadając z samochodu, powiedział do kolegi: – Mógłbyś zrobić kilka zdjęć, kiedy będziemy rozmawiać, na wypadek gdyby potem zabrakło czasu.
Wiedział, że nie będzie z tym problemu. Stefan, najbardziej doświadczony fotoreporter dziennika „Bohusläningen”, odnajdywał się w każdych okolicznościach.
– Witam! – powiedział Holm, wychodząc im naprzeciw.
– Dzień dobry – odparł Kjell. Musiał się przemóc, żeby uścisnąć wyciągniętą rękę. Mierziły go jego poglądy, a do tego uważał, że Holm jest jednym z najbardziej niebezpiecznych ludzi w Szwecji.
Holm poszedł przodem, poprowadził ich przez dawną szopę aż na pomost.
– Nie znałem twojego ojca, ale wiem, że był szanowanym człowiekiem.
– No cóż, kilkuletni pobyt w więzieniu może przynieść i taki skutek.
– Dorastanie w takich warunkach musiało być niełatwe – zauważył Holm, siadając na krześle pod płotkiem, który stanowił osłonę przed wiatrem.
Kjell poczuł ukłucie zazdrości. To niesprawiedliwe, że ktoś taki jak John Holm ma coś tak pięknego, z widokiem na port i archipelag. Usiadł naprzeciwko niego i zajął się magnetofonem, żeby ukryć niechęć. Oczywiście wiedział, że życie jest niesprawiedliwe. A poza tym, jak wynikało z dokumentacji, którą zebrał przed spotkaniem, Holm urodził się w czepku.
Włączył magnetofon. Wyglądało na to, że działa. Można zaczynać.
– Jak pan sądzi, jak to się stało, że zasiadacie w Riksdagu [9]?
Zawsze lepiej zacząć ostrożnie. Miał szczęście, zastając Holma samego. W Sztokholmie na pewno towarzyszyłby mu szef biura prasowego i jeszcze kilka osób. Tu byli sami. Liczył również na to, że na urlopie, w dodatku na własnym terenie, szef partii się rozluźni.
– Wydaje mi się, że my, Szwedzi, dojrzeliśmy jako naród. Świadomie oceniamy otaczający świat i jego wpływ na nas. Długo byliśmy aż nazbyt naiwni, ale się przebudziliśmy. Zaszczytną rolę w tym przebudzeniu, rolę głosu rozsądku, odegrali Przyjaciele Szwecji – odparł Holm z uśmiechem.
Kjell domyślał się, że wyborcom Holm musi się wydawać pociągający. Miał swoisty urok i był pewny siebie. Naprawdę budził zaufanie. Ale Kjell był zbyt doświadczony, żeby się na to nabrać. Poza tym nie podobało mu się, że kiedy Holm mówi o narodzie szwedzkim, używa liczby mnogiej. Jego zdaniem John Holm nie miał prawa uważać się za reprezentanta narodu szwedzkiego. Naród szwedzki jest od niego nieskończenie lepszy.
Zadał jeszcze kilka niewinnych pytań: co czuł, gdy wszedł do Riksdagu, jak go tam przyjęto i jak ocenia pracę polityków w Sztokholmie. Stefan cały czas krążył wokół nich z aparatem. Kjell już miał przed oczami zdjęcia: John Holm na swoim pomoście, w tle migocze morze. To zupełnie co innego niż publikowane w prasie zdjęcia Holma z marsową miną, w garniturze i pod krawatem.
Zerknął na zegarek. Upłynęło już dwadzieścia minut. Rozmawiali w miłej, jeśli nie serdecznej atmosferze. Pora przejść do właściwych pytań. W ciągu kilku tygodni, które upłynęły od czasu, kiedy Holm zgodził się na wywiad, przeczytał całe mnóstwo artykułów o nim i obejrzał nagrania dyskusji telewizyjnych z jego udziałem. Najczęściej dziennikarze byli nieprzygotowani. Skrobali tylko po wierzchu, a jeśli już im się udało zadać ważne pytanie, nie potrafili pociągnąć tematu. Brali za dobrą monetę stwierdzenia pełne kłamstw i opierające się na nieprawdziwych danych statystycznych, ale wygłaszane z wielką pewnością siebie. Kjell chwilami się wstydził, że jest dziennikarzem, ale w odróżnieniu od wielu kolegów naprawdę porządnie odrobił lekcje.
– Wasz projekt budżetu opiera się na oszczędnościach, jakie według was przyniosłoby wstrzymanie napływu imigrantów. Szacujecie je na siedemdziesiąt osiem miliardów koron. Na czym opieracie to wyliczenie?
Holm zesztywniał. Pionowa zmarszczka między brwiami zdradzała irytację, ale szybko zastąpił ją ujmujący uśmiech.
– Wyliczenie opiera się na solidnych podstawach.
– Na pewno? Bo wiele danych wskazuje na to, że nie jest poprawne. Powołam się na następujący przykład: twierdzicie, że tylko dziesięć procent przybywających do Szwecji cudzoziemców znajduje pracę.
– Zgadza się. Wśród imigrantów panuje bardzo duże bezrobocie, co oznacza dla szwedzkiego społeczeństwa ogromne koszty.
– Dotarłem do wyliczeń, z których wynika, że pracę znajduje sześćdziesiąt pięć procent imigrantów w wieku Od dwudziestu do sześćdziesięciu czterech lat.
Holm milczał. Widać było, że jego mózg pracuje na pełnych obrotach.
– Według mnie jedna dziesiąta – powiedział w końcu.
– Ale nie wie pan, jak to wyliczyliście?
– Nie.
Kjell poczuł, że zaczyna się dobrze bawić.
– Uważacie, że wstrzymanie napływu imigrantów oznaczałoby zmniejszenie wydatków na rozmaite zasiłki, co przyniosłoby duże oszczędności. Ale z analizy budżetu w latach 1980-1990 wynika, że wpływy z podatków płaconych przez imigrantów znacznie przekraczają koszty ponoszone przez państwo w związku z imigracją.
– Mało prawdopodobne – stwierdził Holm z krzywym uśmiechem. – Naród szwedzki już się nie nabierze na takie lipne badania. Wszyscy wiedzą, że imigranci nadużywają naszych zasiłków.
– To kopia tej publikacji. Może ją pan zatrzymać, wczytać się. – Kjell położył przed Holmem plik kartek.
Holm nawet na nie nie spojrzał.
– Od tego mam ludzi.
– Możliwe, ale chyba się nie przygotowali – stwierdził Kjell. – A teraz budżet od strony wydatków. Ile będzie kosztowało postulowane przez was przywrócenie powszechnej służby wojskowej? Mógłby pan powiedzieć, jak się rozłożą koszty, żebyśmy uzyskali jasność?
Podsunął Holmowi notatnik i długopis. Holm spojrzał na nie z wyraźnym niesmakiem.
– Wszystkie te dane znajdują się w naszym projekcie. Wystarczy zajrzeć.
– Nie ma ich pan w głowie? Przecież te liczby są podstawą waszego programu politycznego.
– Oczywiście, że mam. – Odsunął notes Kjella. – Ale nie będę się teraz zajmował słupkami.
– Dobrze, zostawmy kwestie budżetowe. Może jeszcze do nich wrócimy. – Kjell pogrzebał w teczce i wyjął jakąś kartkę. – Oprócz restrykcyjnej polityki imigracyjnej postulujecie zaostrzenie kar dla przestępców.