Erika zrozumiała, dlaczego Patrik nie był skory do rozmowy, gdy go wczoraj spytała, czy coś się stało. Była ciekawa, co on o tym myśli, czy zakłada, że rodzina zginęła w jadalni, a potem ciała wyniesiono. Już miała spytać, czy znaleźli jeszcze coś, ale się powstrzymała.
– To musi być nieprzyjemne. Nie przeczę, ta historia zawsze mnie ciekawiła, ale dla ciebie to bardzo osobista sprawa – powiedziała, zwracając się do Ebby.
Ebba potrząsnęła głową.
– Byłam taka mała, że nie pamiętam swojej rodziny, więc nie mogę po nich płakać. To zupełnie co innego niż… – Urwała i odwróciła wzrok.
– Wśród policjantów, którzy do was przyjechali, musiał być mój mąż, Patrik Hedström. Zresztą w sobotę leż tu był. Zaszło coś paskudnego, tak?
– Można to tak nazwać. Bez wątpienia paskudnego, ale zupełnie nie rozumiem, dlaczego ktoś miałby nastawne na nasze życie. – Mårten rozłożył ręce.
– Patrik przypuszcza, że może się to wiązać z tym, co się stało w 1974 roku – odparła Erika bez zastanowienia. Zaklęła w duchu. Patrik będzie wściekły, jeśli się dowie, te ujawniła coś, co może mieć wpływ na dochodzenie.
– Niby jak? Przecież to było tak dawno. – Ebba spojrzała na dom. Z miejsca, w którym siedzieli, nic nie było widać, ale słyszeli, jak technicy wyłamują deski z podłogi.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym z tobą porozmawiać o tamtym zniknięciu – powiedziała Erika.
Ebba skinęła głową.
– Proszę bardzo. Mówiłam już twojemu mężowi, że niewiele wiem, ale pytaj.
– A nie będzie wam przeszkadzało, jeśli będę nagrywać? – spytała Erika, wyjmując z torebki dyktafon.
Mårten spojrzał pytająco na Ebbę, Ebba wzruszyła ramionami.
– Nie, możesz nagrywać.
Szmer pracującego urządzenia wprawił Erikę w przyjemne podniecenie. Już tyle razy chciała odszukać Ebbę w Göteborgu, ale ciągle nie mogła się zebrać. Teraz Ebba jest tutaj i może wyjdzie na jaw coś, co popchnie dokumentowanie tej sprawy naprzód.
– Zostało ci coś po rodzicach? Coś stąd?
– Nie, nic. Rodzice adopcyjni mówili mi, że kiedy do nich przyjechałam, miałam tylko małą torbę z ubraniami. Chyba też nie stąd. Według mojej mamy jakaś dobra dusza uszyła mi komplet ubranek i wyhaftowała na nich moje inicjały. Mam je do dziś. Mama je zachowała dla mojej przyszłej córki.
– Żadnych listów, zdjęć? – dopytywała się Erika.
– Nie. W każdym razie nic takiego nie widziałam.
– Czy twoi rodzice mieli krewnych, którzy mogliby zachować takie rzeczy?
– Nikogo nie mieli. Mówiłam twojemu mężowi. Z tego co wiem, obaj dziadkowie już nie żyli, rodzice nie mieli również rodzeństwa. Jeśli nawet są jacyś dalsi krewni, to nikt się do mnie nie odzywał. I nikt mnie nie chciał.
Zabrzmiało to tak smutno, że Erika spojrzała na nią ze współczuciem, ale Ebba się uśmiechnęła.
– Nie mam powodu narzekać. Mam kochających rodziców i dwoje rodzeństwa. Niczego mi nie brakowało.
Erika odpowiedziała uśmiechem:
– Niewielu może to o sobie powiedzieć.
Czuła do tej drobnej kobiety coraz większą sympatię.
– Wiesz coś jeszcze o swoich biologicznych rodzicach?
– Nie. Jakoś mi nie zależało, żeby się dowiedzieć. Oczywiście, czasem się zastanawiałam, co się stało, ale w jakimś sensie chyba nie chciałam mieszać tamtych wydarzeń ze swoim obecnym życiem. Może się bałam, że mamie i tacie będzie przykro, że pomyślą, że nie dość się starali, skoro interesuję się biologicznymi rodzicami.
– Nie sądzisz, że bardziej by cię interesowały własne korzenie, gdybyście mieli dzieci? – spytała Erika ostrożnie. Temat mógł się okazać drażliwy.
– Mieliśmy synka – odparła Ebba.
Erika drgnęła, jakby jej wymierzono policzek. Tego się nie spodziewała. Chciała jeszcze o coś spytać, ale z postawy Ebby wyczytała, że nie zamierza o tym rozmawiać.
– Wydaje mi się, że nasza przeprowadzka na Valö jest w pewnym sensie poszukiwaniem korzeni, prawda? – odezwał się Mårten.
Poruszył się z pewnym zakłopotaniem. Erika zauważyła, że z pozoru nieświadomie trochę się od siebie odsunęli, jakby nie mogli znieść zbytniej bliskości. Atmosfera gęstniała. Erika poczuła się niepożądanym świadkiem czegoś bardzo osobistego.
– Dokumentowałam historię twojej rodziny i trochę znalazłam. Powiedz tylko, gdybyś chciała się z tym zapoznać. Mam wszystko w domu – powiedziała.
– To miło – odparła Ebba bez entuzjazmu. Sprawiała wrażenie, jakby zeszła z niej cała energia.
Erika zdała sobie sprawę, że przeciąganie wizyty nie ma sensu. Wstała.
– Dziękuję wam. Odezwę się jeszcze albo może lepiej wy zadzwońcie, jeśli będziecie mieli ochotę. – Sięgnęła po notes, zapisała swój numer, e-maila i wyrwała kartkę. Wyłączyła magnetofon i włożyła go do torebki.
– Wiesz, gdzie nas szukać. Jesteśmy na miejscu, zajmujemy się wyłącznie remontem, na okrągło – powiedział Mårten.
– Domyślam się. Dacie radę zrobić wszystko sami?
– Taki mamy zamiar. W każdym razie jak najwięcej.
– Ale daj nam znać, gdybyś usłyszała o kimś z okolicy, kto się specjalizuje w urządzaniu wnętrz – wtrąciła Ebba. – Ani mnie, ani Mårtenowi za bardzo to nie wychodzi.
Erika już miała odpowiedzieć, że nie orientuje się w tej dziedzinie, gdy przyszedł jej do głowy pewien pomysł.
– Znam kogoś, kto na pewno mógłby wam pomóc. Jeszcze się do was odezwę w tej sprawie.
Pożegnała się i obeszła dom od drugiej strony. Torbjörn wydawał instrukcje dwóm współpracownikom.
– Jak wam idzie?! – zawołała, przekrzykując warkot piły spalinowej.
– Nie bądź taka ciekawa! – odkrzyknął. – Zadzwonię później do twojego męża, wieczorem będziesz mogła go wypytać.
Zaśmiała się i pomachała do niego. Idąc w stronę pomostu, spoważniała. Gdzie się podziało to wszystko, co należało do Elvanderów? Dlaczego Ebba i Mårten zachowują się wobec siebie tak dziwnie? Co się stało z ich dzieckiem? I wreszcie: czy mówiąc, że nie mają pojęcia, kto chciał ich spalić, mówią prawdę? Rozmowa z Ebbą nie wniosła wiele, ale wystarczająco dużo, żeby w drodze do domu miała o czym myśleć.
Gösta mamrotał coś pod nosem. Uwaga Mellberga go nie zabolała, ale rozzłościło go gadanie o tym, że zabrał do domu materiały z dochodzenia. Liczy się rezultat, nie? Nie musieli tracić czasu na szukanie w archiwum, gdzie tak trudno znaleźć materiały z czasów sprzed archiwizacji elektronicznej.
Położył przed sobą kartkę i długopis, otworzył pierwszy skoroszyt. Ileż godzin poświęcił na rozmyślania, co się tam wtedy stało. Ileż razy uważnie studiował zdjęcia, czy tał protokoły z przesłuchań i raport z oględzin miejsca zdarzenia! Jeśli mają to zrobić porządnie, konieczne jest metodyczne podejście. Patrik kazał mu zrobić listę osób objętych poprzednim dochodzeniem i ustalić porządek ponownych przesłuchań. Nie mogli przesłuchać wszystkich jednocześnie. Tym ważniejsze było, żeby zacząć od właściwej strony.
Opadł na krzesło i zaczął się przekopywać przez niewiele mówiące raporty z przesłuchań. Czytał je tyle razy. Wiedział, że nie ma w nich nic konkretnego, że powinien się skupić na niuansach i na tym, co między wierszami. Trudno mu było się skoncentrować. Ciągle wracał myślami do dziewuszki, która zdążyła już dorosnąć. Dziwne uczucie, zobaczyć ją ponownie i dodać jej i oczywisty obraz do tego, który stworzył w wyobraźni.
Kręcił się niespokojnie. Minęło wiele lat od czasu, gdy do pracy podchodził z czymś w rodzaju zapału. Tym razem był bardzo przejęty, ale jego umysł nie kwapił się słuchać poleceń. Odłożył raporty na bok i zabrał się do uważnego przeglądania zdjęć. Były wśród nich zdjęcia chłopców, którzy mimo ferii zostali w internacie. Przymknął powieki i wrócił myślami do słonecznej, choć chłodnej Wielkiej Soboty z 1974 roku. Razem z nieżyjącym już kolegą Henrym Ljungiem szli pod górę, do dużego białego domu. Panowała absolutna, niemal upiorna cisza. A może wmówił to sobie po fakcie. Był jednak pewny, że kiedy tam szli, przeszył go dreszcz. Popatrzyli na siebie z Henrym, niepewni, co zastaną. Telefon był jakiś dziwny. Ówczesny szef komisariatu wysłał ich dwóch, żeby sprawdzili, co się stało. Powiedział, że pewnie dzieciaki rozrabiają, ale wysłał ich, żeby się go nie czepiali, gdyby się okazało, że jednak nie chodzi o wyczyny bogatych smarkaczy, którym z nudów przewraca się w głowach. Na początku semestru jesiennego, gdy szkoła dopiero co ruszyła, mieli z tym trochę problemów. Skończyły się po telefonie szefa do Runego Elvandera. Gösta nie wiedział, jak Elvander to osiągnął, ale cokolwiek zrobił, przynosiło skutek. Aż do teraz.