Zanim się zorientowała, że jest w ciąży, szukała go na wszelkie możliwe sposoby. Napisała kilka listów do niemieckiego poselstwa w Sztokholmie, każdego napotkanego człowieka pytała, czy zna bohaterskiego lotnika Hermanna Göringa i czy wie, co się z nim stało. Na pewno wróci, jeśli się dowie, że urodziła mu dziecko. Choćby miał w Niemczech ważne obowiązki, wszystko zostawi, żeby przyjechać i uratować ją i Laurę. Nie pozwoli, żeby żyła w takiej nędzy, w pogardzie, wśród ludzi, którzy nie wierzą, gdy mówi, kim jest ojciec Laury. Dopiero się zdziwią, gdy pewnego dnia Hermann stanie u jej drzwi w eleganckim mundurze pilota, otworzy przed nią ramiona. Przed będzie czekał elegancki samochód.
Córeczka leżała w kołysce i krzyczała coraz głośniej. Dagmar czuła, jak wzbiera w niej wściekłość. Ani chwili spokoju! Bachor robi to specjalnie, to widać po oczach. Taka mała, a ma w nich tę samą pogardę dla matki co inni. Nienawidziła ich wszystkich. Niech się plotkary w piekle smażą. Nie mówiąc już o dziwkarzach, którzy za dnia rzucają wyzwiska, a wieczorami przychodzą, byleby jej wsadzić i zapłacić za to nędzny grosz. Kiedy na niej leżeli, stękając i rycząc – wtedy była dobra.
Odrzuciła kołdrę i weszła do zastawionej brudnymi naczyniami kuchenki. Nad resztkami jedzenia unosił się subtelny zapach zgnilizny. Otworzyła prawie pustą spiżarnię, wzięła flaszkę rozcieńczonego spirytusu, którym zapłacił jej aptekarz, i wróciła do łóżka. Nie zważała na to, że córka nadal krzyczy, a sąsiad znów wali w ścianę. Ostrożnie wydłubała korek, rękawem koszuli nocnej starła okruchy, które przykleiły się do szyjki, i przytknęła ją do ust. Jak się napije, zrobi się cicho. Hałasy znikną.
Wchodząc do gabinetu Sebastiana, Josef był pełen nadziei. Na biurku leżały plany działki, na której w przyszłości, oby nieodległej, miało stanąć muzeum.
– Gratuluję! – powiedział Sebastian, podchodząc do niego. – Gmina zgodziła się wesprzeć projekt. – Klepnął Josefa w plecy.
– To dobrze – odparł Josef. Ale właściwie niczego innego się nie spodziewał. Dlaczego mieliby odrzucić tak fantastyczną okazję? – Kiedy zaczynamy?
– Zaraz, zaraz. Chyba nie zdajesz sobie sprawy, ile pracy nas czeka. Trzeba uruchomić produkcję emblematów, zaplanować budowę, skalkulować koszty… a przede wszystkim zgromadzić mnóstwo kasy.
– Przecież działka jest darowizną od wdowy Grünewald, wpłynęło mnóstwo datków. W dodatku inwestorem jesteś ty, więc to ty decydujesz o terminie rozpoczęcia budowy, nie?
Sebastian się roześmiał.
– Inwestycję realizuje moja firma, ale przecież nie za darmo. Muszę płacić ludziom pensje i kupować materiały. Ta budowa – puknął palcem w plany – będzie sporo kosztować. Muszę zatrudnić podwykonawców. Nie zrobią niczego z dobroci serca. Nie to co ja.
Josef westchnął i opadł na krzesło. Do pobudek Sebastiana odnosił się, oględnie mówiąc, z pewnym niedowierzaniem.
– Zaczniemy od granitu – powiedział Sebastian, kładąc nogi na biurku. – Dostałem szkice niezłych projektów emblematów. Potrzebujemy jeszcze ładnych materiałów promocyjnych i dobrych opakowań i będziemy mogli ruszyć ze sprzedażą tego tałatajstwa. – Zobaczył minę Josefa i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Śmiej się, śmiej. Tobie chodzi tylko o pieniądze. Nie rozumiesz symboliki tego projektu? Granit miał budować Trzecią Rzeszę, a tymczasem jest świadectwem klęski nazistów i zwycięstwa dobra nad złem. W dodatku możemy go użyć na przykład do zbudowania tego. – Prawie się trząsł ze złości, wskazując palcem na plany.
Sebastian uśmiechnął się jeszcze szerzej i rozłożył ręce.
– Nikt cię nie zmusza do współpracowania ze mną. Mogę w tym momencie podrzeć umowę. Pójdziesz do kogo zechcesz.
Myśl była kusząca. Josef nawet rozważał taką możliwość, ale tylko się zgarbił i skulił na krześle. Musi doprowadzić sprawę do końca. Dotychczas niczego nie osiągnął. Nie miał nic do pokazania światu, nic, co by pozwoliło uczcić pamięć jego rodziców.
– Dobrze wiesz, że mogę się z tym zwrócić tylko do ciebie – powiedział w końcu.
– I będziemy się trzymać razem. – Sebastian zdjął nogi z biurka i pochylił się. – Znamy się od tak dawna. Jesteśmy jak bracia, znasz mnie przecież. Zawsze pomogę bratu.
– Tak, będziemy się trzymać razem. – Josef spojrzał na niego badawczo. – Słyszałeś, że Leon wrócił?
– Tak, obiło mi się o uszy. Pomyśleć, że znów go tu zobaczymy. Z Ią. Nigdy bym nie przypuszczał.
– Podobno kupili dom nad Brandparken, ten wystawiony na sprzedaż.
– Mają pieniądze, to czemu nie. A może Leon też miałby ochotę zainwestować? Nie pytałeś go?
Josef gwałtownie pokręcił głową. Gotów był zrobić wszystko, żeby przyspieszyć budowę muzeum. Wszystko, byle nie zadawać się z Leonem.
– Nawiasem mówiąc, wczoraj spotkałem się z Percym – powiedział Sebastian.
– Jak mu się powodzi? – Josef cieszył się z tej zmiany tematu. – Ma jeszcze ten swój pałac?
– Tak, na jego szczęście posiadłość jest ordynacją. Gdyby musiał się podzielić spadkiem z rodzeństwem, już dawno byłby spłukany. Ale chyba wyprztykał się z pieniędzy do reszty i dlatego zwrócił się do mnie. O doraźną pomoc, jak to ładnie ujął. – Zrobił palcami znak cudzysłowu. – Podobno ściga go urząd skarbowy, a ich nie da się zauroczyć arystokratycznym pochodzeniem i pięknym nazwiskiem.
– Jemu też chcesz pomagać?
– Bez obaw. Jeszcze nie wiem. Ale, jak powiedziałem, bratu zawsze jestem gotów pomóc, a Percy jest dla mnie jak brat, tak samo jak ty, prawda?
– Jasne – odparł Josef, patrząc przez okno na morze. Pewnie, że tak, są braćmi, zjednoczeni mrokiem. Jeszcze raz spojrzał na plany. Ale teraz mrok zostanie wyparty przez światłość. Zrobi to ze względu na ojca i na samego siebie.
– Co się dzieje z Martinem? – Patrik stanął w drzwiach pokoju Anniki. Nie mógł się powstrzymać. Niepokoił się, czuł, że coś jest nie tak.
Annika spojrzała na niego i splotła ręce na kolanach.
– Nie mogę ci powiedzieć. Sam ci powie, kiedy będzie gotów.
Patrik westchnął i usiadł na krześle dla interesantów. Głowę miał pełną najróżniejszych myśli.
– A co myślisz o tej sprawie?
– Myślę, że masz rację. – Annice wyraźnie ulżyło. – Podpalenie i zniknięcie jakoś się ze sobą wiążą. Do tego jeszcze to znalezisko pod podłogą. Może ktoś się bał, że Ebba i jej mąż coś znajdą, remontując dom.
– Moją ukochaną żonę od dawna to zniknięcie fascynuje.
– A ty się boisz, że wetknie nosek w nie swoje sprawy – dopowiedziała Annika.
– Można tak to ująć. Ale może ma dość rozumu, żeby tym razem się nie wtrącać.
Annika się uśmiechnęła. Patrik zdał sobie sprawę, że sam w to nie wierzy.
– Na pewno udało jej się dowiedzieć wielu ważnych rzeczy, świetnie sobie z tym radzi. Mógłbyś z tego skorzystać, pod warunkiem że ograniczy się do robienia dokumentacji – powiedziała Annika.
– Na pewno. Problem tylko z tym ograniczaniem się.
– Ale potrafi o siebie zadbać. Od którego końca zaczniesz?
– Sam nie wiem. – Założył nogę na nogę i zaczął gmerać przy sznurówce. – Trzeba przesłuchać wszystkich, którzy tam wtedy byli. Gösta szuka kontaktu z nauczycielami i wszystkimi uczniami. Najważniejsze to porozmawiać z pięcioma chłopakami, którzy byli wtedy na wyspie. Poprosiłem, żeby zrobił listę świadków, których trzeba przesłuchać w pierwszej kolejności. Ty mogłabyś /.weryfikować jego ustalenia. Nie mam zbyt wielkiego zaufania do jego talentów administracyjnych. Właściwie od początku powinienem był powierzyć to zadanie tobie, ale on najlepiej zna sprawę.