– Mamo, mamo! – Laura szarpała coraz mocniej. Dagmar wyprostowała rękę tak gwałtownie, że dziewczynka spadła z ławki i zaczęła płakać.
– Cicho bądź! – warknęła Dagmar. Nie znosiła tego udawanego płaczu bez powodu. Przecież miała dach nad głową i co na grzbiet włożyć, nie głodowała, nawet jeśli bywało ciężko.
Wróciła do artykułu. Sylabizując, doczytała do końca. Serce waliło jej w piersi. Wrócił, jest w Szwecji, na pewno po nią przyjedzie. Nagle jej uwagę przykuła linijka na samym dole: „Göring przeprowadza się do Szwecji wraz ze swoją szwedzką żoną Carin”. Aż jej zaschło w ustach. Ożenił się z inną. Zdradził ją! Ogarnęła ją wściekłość. I jeszcze ten przeraźliwy wrzask Laury. Przechodnie się za nimi oglądali.
– Powiedziałam: cicho! – Wymierzyła córce siarczysty policzek, aż ją dłoń zapiekła.
Dziewczynka umilkła. Dotknęła czerwonego policzka i wytrzeszczyła na matkę oczy, a potem zaczęła płakać jeszcze głośniej. Dagmar poczuła, jak ją ogarnia rozpacz. Rzuciła się na gazetę. Carin Göring. Powtarzała w myślach to nazwisko. Nie napisali, od jak dawna są małżeństwem, ale skoro jest Szwedką, pewnie poznali się w Szwecji. Musiała użyć jakiegoś podstępu, żeby się z nią ożenił. To na pewno jej wina, że po nią nie wrócił, że nie jest z nią i ze swoją córką, ze swoją rodziną.
Pokiwała głową, zgniotła gazetę i sięgnęła po stojącą na ławce butelkę. Została nędzna resztka. Zdziwiło ją to, bo jeszcze rano butelka była pełna. Bez zastanowienia wypiła wszystko. Poczuła w gardle rozkoszne pieczenie cudownego napoju.
Córka przestała ryczeć. Siedziała na ziemi, chlipiąc i obejmując kolana. Pewnie jak zwykle użala się nad sobą. Cwaniara, choć ma zaledwie pięć lat. Ale Dagmar już wiedziała, co robić. Wszystko da się naprawić. Hermann jeszcze będzie z nimi, zrobi z Laurą porządek. Dzieciak potrzebuje twardej ojcowskiej ręki. Niech nią pokieruje, bo ona nie da sobie rady, choć nie żałuje razów.
Siedziała na parkowej ławce i uśmiechała się do siebie. Już wie, co jest przyczyną zła. Teraz wszystko będzie dobrze. I z nią, i z Laurą.
Erika zobaczyła, że Gösta zajeżdża pod dom, i odetchnęła z ulgą. Bała się, że Patrik spotkał go w drodze do pracy.
Otworzyła, zanim zdążył nacisnąć dzwonek. Dzieci robiły straszny hałas, musiał odnieść wrażenie, jakby wszedł w ścianę.
– Przepraszam za ten hałas. Pewnie wkrótce będziemy mieć interwencję wydziału ochrony środowiska. – Odwróciła się, żeby zwrócić uwagę Noelowi, który właśnie gonił płaczącego Antona.
– Bez obaw. Jestem przyzwyczajony. Mellberg ciągle się drze – powiedział Gösta, kucając. – Cześć, maluchy. Ale z was psotnicy.
Anton i Noel stanęli i zawstydzili się, ale Maja odważnie wystąpiła naprzód.
– Cześć, stary dziadku. Mam na imię Maja.
– Maju! Tak się nie mówi. – Erika spojrzała surowo na córeczkę.
– Nic nie szkodzi. – Gösta się roześmiał i wstał. – Od dziecka i wariata człowiek zawsze dowie się prawdy. A ja rzeczywiście jestem starym dziadkiem. Prawda, Maju?
Maja kiwnęła główką, spojrzała z triumfem na mamę i poszła. Bliźniacy nadal nie mieli odwagi podejść bliżej. Nie spuszczając z Gösty wzroku, wycofali się do salonu.
– Chłopcy nie dają się tak łatwo zbałamucić – zauważył, idąc za Eriką do kuchni.
– Anton zawsze był nieśmiały. Noel zwykle jest rezolutny, ale ostatnio wszedł w okres, gdy każdy obcy wydaje się paskudny.
– Wcale nie głupie nastawienie. – Gösta usiadł na kuchennym krześle i rozejrzał się z niepokojem. – Jesteś pewna, że Patrik nie wróci?
– Pojechał do pracy pół godziny temu, powinien już być w komisariacie.
– Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł. – Wodził palcem po obrusie.
– Zapewniam cię, że znakomity – przekonywała Erika. – Nie ma powodu włączać Patrika. Jeszcze za wcześnie. Nie jest zachwycony, kiedy wam pomagam.
– Nie bez powodu. Kilka razy nieźle namieszałaś.
– Ale zawsze dobrze się kończyło.
Nie zamierzała się poddać. Uważała, że pomysł, który wczoraj przyszedł jej do głowy, jest wręcz genialny. Wymknęła się, żeby zadzwonić do Gösty. Zgodził się przyjechać, choć musiała go długo przekonywać, żeby im nie mówił Patrikowi.
– Coś nas łączy – powiedziała, siadając przed nim. -I tobie, i mnie bardzo zależy, żeby się dowiedzieć, co się stało na Valö w tamtą Wielką Sobotę.
– Tak, ale teraz pracuje nad tym policja.
– I bardzo dobrze, ale sam wiesz, jak bardzo was ograniczają rozmaite przepisy i regulaminy, podczas gdy ja mam swobodę działania.
Gösta nie wyglądał na przekonanego.
Pewnie tak, ale jeśli Patrik się dowie, nie będzie miał dla mnie litości. Nie wiem, czy chcę…
– Właśnie dlatego nie może się dowiedzieć – przerwała mu Erika. – Pokażesz mi w tajemnicy materiały z dochodzenia, a ja jak najszybciej przekażę ci wszystko, czego się dowiem. Przedstawisz to Patrikowi i zostaniesz bohaterem, a ja wykorzystam to w książce. Skorzystają wszyscy, Patrik też. Przecież chce rozwikłać zagadkę i złapać podpalacza. Nie będzie o nic pytał, przyjmie wszystko, co mu podsuniemy pod nos. W dodatku macie problemy kadrowe, Martin jest chory, a Paula ma urlop, prawda? Przyda się ktoś do pomocy, nie?
– Może i racja. – Rozchmurzył się.
Erika domyślała się, że musiała mu się spodobać perspektywa zostania bohaterem.
– Ale naprawdę myślisz, że Patrik niczego nie wywącha?
– Skąd! Wie, że ta sprawa cię bardzo interesuje, wici na pewno nie nabierze podejrzeń.
Zerwała się i pobiegła do salonu, w którym nagle zrobiło się zamieszanie. Kilka razy upomniała Noela, żeby zostawił w spokoju brata, szybko włączyła film o Pippi i zaprowadziwszy spokój, wróciła do kuchni.
– No to od czego zaczynamy? Wiadomo już coś o tej krwi?
Gösta potrząsnął głową.
– Jeszcze nie, ale Torbjörn z ekipą dalej pracują na wyspie, może coś znajdą. Spodziewa się, że dzisiaj się dowie, czy to ludzka krew. Co do pożaru… na razie dysponujemy tylko wstępnym raportem. Patrik dostał go wczoraj, zanim wyszedłem z pracy.
– Zaczęliście już przesłuchiwać ludzi? – Z podniecenia nie mogła usiedzieć spokojnie. Postanowiła, że się nie podda. Musi się przyczynić do rozwiązania tej zagadki. Powstanie fantastycznej książki byłoby dodatkową premią.
– Wczoraj ustaliłem kolejność przesłuchań. Zabrałem się również do zbierania danych kontaktowych. Po tylu latach jest to dość skomplikowane. Po pierwsze trudno ich znaleźć, po drugie może się okazać, że ludzie niewiele pamiętają. Zobaczymy, co to da.
– Sądzisz, że chłopcy byli w to w jakiś sposób zamieszani? – spytała.
Domyślił się, o jakich chłopców jej chodzi.
– Pewnie, że się nad tym zastanawiałem, ale sam nie wiem. Przesłuchiwaliśmy ich wielokrotnie. Zawsze zeznawali zgodnie. Poza tym nie znaleźliśmy śladów świadczących…
– A czy w ogóle znaleźliście jakieś ślady? – przerwała Erika.
– Nie, w zasadzie żadnych punktów zaczepienia. Po tym, jak razem z Henrym znaleźliśmy Ebbę samą w domu, zeszliśmy na pomost. Tam spotkaliśmy tych chłopaków. Właśnie przypłynęli motorówką. Rzeczywiście wyglądało na to, że łowili ryby.
– Sprawdziliście łódkę? Nie można wykluczyć, że wrzucili ciała do morza.
– Została dokładnie sprawdzona. Nie znaleziono śladów krwi ani nic, co by wskazywało na to, że przewozili w niej pięć trupów. Zastanawiam się, czy w ogóle daliby radę zanieść zwłoki do łódki. Wszyscy byli raczej drobni i szczupli. Zresztą morze prędzej czy później wyrzuca zwłoki. O ile nie zostały porządnie obciążone, ktoś powinien je znaleźć. Musieliby mieć solidne obciążenie, a czegoś takiego nie znajduje się tak na zawołanie.