Выбрать главу

– Pozostałych uczniów też przesłuchaliście?

– Tak, ale niektórzy rodzice się nie zgodzili. Takie lepsze towarzystwo, co nie może sobie pozwolić na skandal.

– Dowiedzieliście się czegoś ciekawego?

Gösta parsknął.

– Gdzie tam. Same komunały, że to straszne, ale w szkole wszystko było świetnie. Rune świetny, nauczyciele świetni, żadnych konfliktów, żadnych awantur. Uczniowie najczęściej powtarzali słowa rodziców.

– A co z nauczycielami?

– Oczywiście obu przesłuchaliśmy. Z początku nawet podejrzewaliśmy jednego z nich. Nazywał się Ove Linder. Okazało się, że jednak miał alibi. – Gösta umilkł na chwilę. – Nie udało nam się wytypować podejrzanego. Przecież nawet nie mogliśmy udowodnić, że doszło do zbrodni. Ale…

Erika oparła się o stół i pochyliła.

– Ale co?

– Sam nie wiem. Twój mąż często się powołuje na przeczucie i nawet sobie z niego żartujemy, ale muszę przyznać, że już wtedy miałem przeczucie, że ta sprawa ma drugie dno. Bardzo się staraliśmy, ale i tak utknęliśmy w miejscu.

– Więc trzeba spróbować jeszcze raz. Od 1974 roku wiele się zmieniło.

– Z mojego doświadczenia wynika, że wiele rzeczy zostaje po staremu. Ci tak zwani lepsi ludzie umieją o siebie zadbać.

– Spróbujemy – cierpliwie powtórzyła Erika. – Daj mi listę nazwisk uczniów i nauczycieli, podzielimy się pracą.

– Tylko żeby…

– Wiem, Patrik się nie dowie. Powiem ci wszystko, co wiem. Tak się umówiliśmy, prawda?

– Tak.

Gösta wyglądał na wyraźnie strapionego.

– Wczoraj byłam na wyspie, chciałam pogadać z Ebbą i jej mężem.

Gösta szeroko otworzył oczy.

– Jak ona się czuje? Bardzo się niepokoi? Jak…

Erika się roześmiała.

– Spokojnie, nie wszystko naraz. – Spoważniała. – Powiedziałabym, że jest przygaszona, choć opanowana. Twierdzą, że nie wiedzą, kto mógł podłożyć ogień, ale nie potrafię ocenić, czy mówią prawdę.

– Uważam, że powinni wyjechać. – Wzrok mu pociemniał z niepokoju. – W każdym razie dopóki tego nie wyjaśnimy. Tam nie jest bezpiecznie. Mieli szczęście, że nie zginęli.

– Nie wyglądają na takich, co się szybko poddają.

– Zgadza się, uparciuch z niej – zauważył Gösta z wyraźną dumą.

Erika spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale nic nie powiedziała. Wiedziała, jak bardzo sama się wczuwa w losy postaci, o których pisze, i przypuszczała, że to samo dotyczy policjantów. W pracy mają do czynienia z tyloma ludzkimi losami.

– Zastanowiła mnie tam jedna rzecz…

– Tak? – odezwał się Gösta.

Nagle rozległ się wrzask. Erika zerwała się i pobiegła do salonu sprawdzić, kto się potłukł. Minęło kilka minut, zanim mogła wrócić do rozmowy.

– O czym mówiliśmy? Właśnie, zdziwiło mnie, że Ebba nie ma nic po rodzinie. Coś przecież powinno zostać. Tam był nie tylko internat, ale również ich dom. Musiały zostać jakieś rzeczy osobiste. Wyobrażałam sobie, że Ebba je dostała, ale ona nie ma pojęcia, co się z nimi stało.

– Masz rację. – Gösta przeciągnął dłonią po podbródku. – Muszę sprawdzić, czy gdzieś to odnotowano. Zupełnie nie pamiętam.

– Pomyślałam, że warto by przejrzeć ich rzeczy. Może da się z nich wyczytać coś nowego.

– Niezły pomysł. Zobaczę, co mi się uda znaleźć. – Spojrzał na zegarek i zerwał się z krzesła. – Rany boskie, która to godzina! Hedstróm musi się zastanawiać, gdzie się podziewam.

Erika położyła mu rękę na ramieniu.

– Na pewno wymyślisz dobre wytłumaczenie. Powiedz, że zaspałeś albo coś w tym rodzaju. Na pewno nie będzie nic podejrzewać, zapewniam cię.

– Łatwo ci mówić – powiedział Gösta, wkładając buty.

– Nie zapomnij, jak się umówiliśmy. Potrzebuję namiarów na osoby zamieszane w tę sprawę. I sprawdź, co się stało z rzeczami Elvanderów.

Uściskała go. Gösta niezgrabnie odwzajemnił uścisk.

– Dobra, dobra, puść mnie. Postaram się to zrobić jak najprędzej.

– Jesteś prawdziwą opoką – powiedziała Erika, puszczając do niego oko.

– E tam. Idź już do swoich maluchów. Odezwę się, jak będę coś miał.

Erika zamknęła za nim drzwi i poszła do dzieci. Siedząc na kanapie, z roztargnieniem śledziła przygody Pippi. Cała trójka walczyła o najlepsze miejsce na jej kolanach.

W komisariacie było cicho i spokojnie. Tym razem Mellberg przysiadł w pokoju socjalnym, nie w swoim gabinecie. Ernst, który nie oddalał się od swego pana dalej niż na metr, ułożył się pod stołem, w nadziei, że prędzej czy później przyjdzie pora na kawę i coś słodkiego.

– Co za cholerny głupek! – Mellberg wskazał na leżącą przed nim gazetę. – „Bohusläningen” dała na pierwszą stronę wywiad z Johnem Holmem.

– Zupełnie nie rozumiem, jak ludzie mogą chcieć, żeby taki typ reprezentował ich w Riksdagu. To niestety słaba strona demokracji. – Patrik usiadł naprzeciwko Mellberga. – Nawiasem mówiąc, trzeba go przesłuchać. Jest jednym z tych chłopaków, którzy byli wtedy na Valö.

– W takim razie lepiej się pospieszmy. Tu piszą, że zostaje tylko do końca tygodnia, potem wraca do Sztokholmu.

– Tak, czytałem. Pomyślałem, że zabiorę Göstę i porozmawiamy z nim jeszcze przed południem. – Odwrócił się i wyjrzał na korytarz. – Nie mam pojęcia, gdzie on się podziewa. Anniko, Gösta się odzywał?

– Nie. Może zaspał?! – odkrzyknęła z recepcji Annika.

– W takim razie ja z tobą pójdę – powiedział Mellberg, składając gazetę.

– Nie trzeba. Poczekam na Göstę, powinien się zjawić lada moment. Na pewno masz na głowie ważniejsze sprawy – powiedział przestraszony Patrik. Obecność Mellberga podczas przesłuchania musiałaby doprowadzić do katastrofy.

– Głupstwa! Lepiej, żebym ci towarzyszył, kiedy będziesz rozmawiał z tym idiotą. – Wstał i spojrzał stanowczo na Patrika. – To jak? Jedziemy?

Pstrykał palcami. Patrik gorączkowo próbował wymyślić coś, co by im pokrzyżowało plany.

– Może powinniśmy się zapowiedzieć telefonicznie?

Mellberg parsknął.

– Takiego faceta trzeba zaatakować… jak to się mówi – znów pstryknął palcami – en garde [11].

– Off-guard – poprawił go Patrik. – Mówi się off-guard [12].

Kilka minut później siedzieli w samochodzie. Jechali do Fjällbacki. Mellberg pogwizdywał. Chciał prowadzić, ale Patrik doszedł do wniosku, że wszystko ma granice.

– Oni są strasznie ograniczeni w swoim rozumowaniu. Mali ludzie, którzy nie akceptują naturalnych różnic kulturowych. – Na potwierdzenie własnych słów Mellberg pokiwał głową.

Patrika aż świerzbił język. Miał ochotę mu przypomnieć, że kiedyś był tak samo ograniczony. Niektóre jego rzucane gdzie popadnie uwagi z pewnością znalazłyby posłuch wśród Przyjaciół Szwecji. Na jego obronę przemawiał jednak fakt, że z chwilą gdy zakochał się w Ricie, pozbył się uprzedzeń.

– To chyba ta szopa na łodzie, co? – Patrik zajechał na wysypany żwirem placyk przed jedną z wielu szop przy Hamngatan. Postanowili sprawdzić: może Holm jest tutaj, a nie w domu w Mörhult.

вернуться

[11] en garde – franc: po ostrzeżeniu.

вернуться

[12] off-guard – ang.: bez ostrzeżenia.