Выбрать главу

– Patrik i Mellberg pojechali porozmawiać z Johnem Holmem, a my z Ernstem strzeżemy pozycji, prawda, staruszku? – powiedziała, drapiąc psisko za uszami. – Patrik pytał o ciebie, więc lepiej poćwicz tę historyjkę z budzikiem.

Podniosła wzrok, przyjrzała mu się.

– Powiedz, co spsociłeś. Może będę ci mogła pomóc, żebyś nie został zdemaskowany.

– Jasna cholera – mruknął Gösta. Już wiedział, że wygrała. – Pogadajmy przy kawie.

Ruszył do pokoju socjalnego, Annika za nim.

– No? – powiedziała, gdy już usiedli.

Gösta niechętnie opowiedział o umowie z Eriką. A unika roześmiała się głośno.

– Ale sobie narobiłeś! Przecież wiesz, jaka jest Erika. Daj jej palec, a chwyci całą rękę. Patrik oszaleje, jak się dowie.

– Wiem. – Gösta aż się skręcał. Miała rację, ale z drugiej strony ta sprawa była dla niego taka ważna. I doskonale wiedział dlaczego. Robił to dla niej, dla dziewuszki, którą kiedyś oboje z Maj-Britt zawiedli.

Annika przestała się śmiać i spojrzała na niego z powagą.

– Widzę, że to dla ciebie ważne.

– Tak jest. A Erika może mi pomóc. Jest skuteczna. Wiem, że Patrikowi by się nie podobało, że ją wciągam, ale wyszukiwanie faktów z przeszłości to jej praca. I ta |ej umiejętność bardzo nam się przyda.

Annika chwilę milczała.

– Okej. Nie powiem Patrikowi, ale pod jednym warunkiem.

– Jakim?

– Na bieżąco będziesz mnie informował, co ustaliliście. Wtedy będę mogła wam pomagać. Też jestem niezła w dokumentowaniu.

Gösta spojrzał na nią ze zdumieniem. Tego się nie spodziewał.

– Umowa stoi. Ale jeśli Patrik nas przyłapie, będzie dym.

– Nie ma się co martwić na zapas. No więc… do czego doszliście? Co mogę zrobić?

Göście kamień spadł z serca. Powtórzył Annice to, o czym rano rozmawiali z Eriką.

– Musimy znaleźć namiary na wszystkich dawnych uczniów i nauczycieli. Mam jeszcze starą listę. Niewiele danych jest aktualnych, ale większość osób dzięki niej znajdziemy. Niektórzy nosili dość niepospolite nazwiska. Może pod starym adresem ktoś będzie wiedział, co się z nimi stało.

Annika spojrzała na niego spod uniesionych brwi.

– A co z PESEL-ami? Nie ma ich na liście?

Wpatrywał się w nią jak sroka w gnat. Chyba zgłupiał. Poczuł się jak ostatni idiota. Nie wiedział, co powiedzieć.

– Czy twoja mina oznacza, że są? Doskonale. Dziś po południu, najdalej jutro, będziesz miał listę z aktualnymi danymi. Zadowolony? – Uśmiechnęła się.

Niech ma, zasłużyła.

– Oczywiście – odparł. – Pomyślałem, że na rozmowę z Leonem Kreutzem zabiorę Patrika.

– Czemu właśnie na tę?

– Właściwie bez powodu, ale jego zapamiętałem najlepiej. Odniosłem wrażenie, że był przywódcą grupy. Poza tym słyszałem, że właśnie kupili z żoną ten duży biały dom na skale. Wiesz który? We Fjällbace.

– Ten biały z widokiem? Za który żądali dziesięciu milionów koron?

Ceny domów z widokiem na morze niezmiennie fascynowały rdzennych mieszkańców Fjällbacki. Wszyscy śledzili, zarówno wywoławcze, jak i te, za które w końcu domy sprzedawano. Ale dziesięć milionów koron robiło wrażenie nawet na największych specach od nieruchomości.

– Widocznie ich stać. – Gösta przypomniał sobie ciemnookiego chłopca o pięknej twarzy. Już wtedy robił wrażenie bogacza. Miał w sobie jeszcze coś, coś, co trudno nazwać. Gösta pomyślał, że może była to wrodzona pewność siebie.

– Bierzemy się do roboty. – Annika wstawiła filiżankę do zmywarki. Spojrzała znacząco na Göstę, więc zrobił to samo. – Właśnie, zapomniałam, że rano byłeś u dentysty.

– U dentysty? Przecież ja nie… – urwał i uśmiechnął się. – Rzeczywiście. Mówiłem ci wczoraj, że idę do dentysty. No i spójrz sama: ani jednej dziury. – Wskazał palcem na swoje usta i mrugnął porozumiewawczo.

– Nie psuj zręcznego kłamstwa zbyt wieloma szczegółami. – Annika żartobliwie pogroziła mu palcem i pospieszyła do komputera.

Fjällbacka 1925

Mało brakowało, a wyrzuciliby ją z pociągu. Konduktor odebrał jej flaszkę. I jeszcze bredził, że jest zbyt pijana, żeby jechać pociągiem. Wierutne kłamstwo. Od czasu do czasu musiała się tylko trochę pokrzepić, żeby radzić sobie z życiem. To powinno być zrozumiałe dla każdego. Ciągle musiała żebrać o nędzną pracę, którą jej łaskawie dawali „ze względu na małą”. A i tak najczęściej kończyło się na tym, że musiała przyjmować w łóżku tych zakłamanych sapiących dziwkarzy.

Konduktor w końcu się zlitował, również ze względu na małą, i pozwolił im dojechać do Sztokholmu. Całe szczęście. Gdyby je wysadził w połowie drogi, nie wiedziałaby, jak wrócić do domu. Całe dwa miesiące oszczędzała na bilet w jedną stronę i nic jej nie zostało. Nie szkodzi, byle dojechać i porozmawiać z Hermannem. Wtedy już nigdy nie będzie musiała się martwić o pieniądze. On się nimi zajmie. Zobaczy, jak im się żyło, i od razu zostawi obłudną kobietę, z którą się ożenił.

Przystanęła przed wystawą i spojrzała na swoje odbicie w szybie. Fakt, trochę się postarzała. Włosów nie miała już tak gęstych jak wtedy i chyba od dawna ich nie myła. Suknia, którą przed wyjazdem ukradła komuś ze sznura, wisiała na jej chudym ciele jak worek. Gdy brakowało pieniędzy, wolała wydawać na wódkę niż na jedzenie. Ale skończy z tym. Wkrótce będzie wyglądać jak dawniej. Hermann spojrzy na nią z czułością i żalem, że kiedy wyjechał, życie potraktowało ją tak okrutnie.

Chwyciła Laurę za rączkę i ruszyła przed siebie. Laura się opierała, musiała ją za sobą ciągnąć.

– Rusz kulasami – warknęła. Co za powolny bachor.

Mnóstwo razy musiała pytać o drogę. W końcu stanęły przed właściwą bramą. Adres znalazła całkiem łatwo. Był w książce telefonicznej: Odengatan 23. Tak jak sobie wyobrażała, była to duża, imponująca kamienica. Pociągnęła za klamkę, ale brama była zamknięta. Zmarszczyła się z niezadowolenia. I wtedy podszedł jakiś mężczyzna. Wyjął klucz i otworzył.

– Do kogo? – spytał.

– Do pana Göringa – odparła, prostując się z dumą.

– Aha, pewnie im się przyda pomoc – powiedział, wpuszczając je.

Zastanowiło ją to, ale wzruszyła ramionami. Nieważne. Są już blisko. Spojrzała na listę lokatorów, zapamiętała piętro i pociągnęła Laurę na schody. Drżącą ręką nacisnęła dzwonek. Wkrótce znów będą razem. Hermann, ona i Laura. Jego córka.

Tak niewiele było trzeba, pomyślała Anna, stojąc przy sterze. Zadzwoniła do Mårtena, a on zaprosił ją na Valö. Miała przypłynąć, gdy tylko znajdzie wolną chwilę. Od tego czasu nie potrafiła myśleć o niczym innym. Cała rodzina zauważyła, jak zmienił się jej nastrój. Wczoraj wieczorem w dom wstąpiła nadzieja.

W gruncie rzeczy to niemało. Zrobiła pierwszy krok na drodze do samodzielności. Przez całe życie zależała od innych. W dzieciństwie podpierała się Eriką. Potem uzależniła się od Lucasa, co doprowadziło do katastrofy, której skutki wciąż odczuwała. Ona i dzieci. Potem zjawił się Dan. Ciepły, dający jej poczucie bezpieczeństwa, wziął pod swoje skrzydła zarówno ją, jak i jej psychicznie poranione dzieci. Było jej dobrze. Znów mogła się poczuć mała i wierzyć, że ktoś uporządkuje jej życie.

Ale wypadek pokazał, że nawet Dan nie może wszystkiego. Właśnie to najbardziej nią wstrząsnęło. Utrata wspólnego dziecka była wielkim nieszczęściem, ale może jeszcze cięższym przeżyciem było poczucie osamotnienia i brak poczucia bezpieczeństwa.