Jeśli mają nadal żyć razem, musi się nauczyć stać na własnych nogach. Wiedziała, że może to zrobić. Nawet jeśli zabiera się do tego później niż inni ludzie. Pierwszym krokiem mógłby być pensjonat na Valö. Musi się przekonać, czy ma do tego talent i czy potrafi go sprzedać.
Z walącym sercem zapukała do drzwi. Usłyszała kroki, drzwi się otworzyły. Zobaczyła mężczyznę, swojego rówieśnika, w ubraniu roboczym i okularach ochronnych zsuniętych na czoło. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Był taki przystojny, że się zmieszała.
– Cześć – powiedziała po chwili. – Jestem Anna. To ja wczoraj dzwoniłam.
– Anna! No właśnie. Przepraszam, jeśli byłem niegrzeczny. Kiedy pracuję, zapominam o całym świecie. Zapraszam. Witaj w chaosie.
Odsunął się, żeby ją wpuścić. Weszła i rozejrzała się. Słowo chaos bez wątpienia było na miejscu. Z drugiej strony nie mogła nie dostrzec, jaki potencjał tkwi w tym domu. Zawsze miała tę umiejętność. Jakby w jednej chwili mogła przez magiczne okulary zobaczyć, jak będzie kiedyś.
Mårten podążył za jej spojrzeniem.
– Jak widzisz, zostało jeszcze trochę roboty.
Już miała odpowiedzieć, gdy po schodach zeszła szczupła jasnowłosa kobieta.
– Cześć, jestem Ebba – powiedziała, wycierając ręce w jakąś szmatę. Ręce i ubranie miała poplamione białą farbą, twarz i włosy w białe kropki. Od silnego zapachu terpentyny Annie łzy stanęły w oczach. – Przepraszam, że tak wyglądamy – dodała i uniosła obie dłonie. – Chyba nie podamy sobie ręki.
– Nic nie szkodzi, remont ma swoje prawa. Bardziej mnie niepokoi… właśnie, co innego.
– Erika ci mówiła? – spytała Ebba. Zabrzmiało to i raczej jak stwierdzenie niż jak pytanie.
– Słyszałam o pożarze i całej reszcie – odparła Anna. Krew pod podłogą była czymś tak absurdalnym, że nie wiedziała, co powiedzieć.
– Staramy się kontynuować remont na tyle, na ile to możliwe – stwierdził Mårten. – Nie stać nas na wstrzymanie prac.
Z głębi domu dochodziły odgłosy rozmowy i wyłamywania desek.
– Technicy jeszcze tu są – wyjaśniła Ebba. – Zrywają podłogę w jadalni.
– Na pewno jesteście tu bezpieczni? – Anna zorientowała się, że to pytanie jest dość obcesowe, ale w tych ludziach było coś, co budziło instynkt opiekuńczy.
– Dobrze nam tutaj – odpowiedział głucho Mårten. Podniósł ramię, żeby objąć Ebbę, ale ona wyczuła, co chce zrobić, i odsunęła się.
– Podobno przydałaby się wam pomoc – powiedziała Anna, żeby zmienić temat. Atmosfera stała się tak gęsta, że trudno było oddychać.
Mårten wydawał się zadowolony.
– Jak powiedziałem przez telefon, nie wiemy co dalej, kiedy skończymy grubsze rzeczy. Nie znamy się na urządzaniu wnętrz.
– Naprawdę was podziwiam. To naprawdę poważne przedsięwzięcie. Zobaczycie, będzie wspaniale. Wyobrażam sobie tu staroświeckie, rustykalne wnętrze, białe, trochę postarzone meble, pastelowe kolory, piękne lniane obrusy, drobne przedmioty dekoracyjne ze srebra dla ubogich [13]. – Mówiła i wyobrażała to sobie. – Żadnych drogich antyków, raczej mieszanka staroci i nowych mebli w starym stylu. Sami byśmy je postarzyli. Wystarczy trochę stalowych wiórów, jakiś łańcuch…
Mårten się roześmiał, jego twarz pojaśniała. Anna złapała się na tym, że jej się podoba.
– Widzę, że naprawdę wiesz, czego chcesz. Mów dalej. Myślę, że obojgu nam się podoba to, co mówisz.
Ebba przytaknęła.
– Właśnie tak to sobie wyobrażałam, chociaż nie wiedziałam, jak to zrealizować. – Zmarszczyła czoło. – Niestety budżet, którym dysponujemy, jest więcej niż skromny, a ty pewnie jesteś przyzwyczajona dysponować dużymi sumami i dostawać solidne honorarium…
Anna jej przerwała.
– Znam waszą sytuację. Mårten mi wyjaśnił przez telefon. Bylibyście moimi pierwszymi klientami i jeśli będziecie ze mnie zadowoleni, będę się na was powoływać. Na pewno się dogadamy co do honorarium. Zapewniam, będzie was stać. Co do wnętrza, uważam, że ma wyglądać tak, jakbyście wszystko odziedziczyli albo znaleźli na targach staroci. Potraktuję to jak wyzwanie. I spóbuję się zmieścić w jak najmniejszej kwocie.
Anna spojrzała na nich z nadzieją. Bardzo chciała dostać to zlecenie. I naprawdę tak myślała. Gdyby dostała wolną rękę i szansę zrobienia z dawnego ośrodka kolonijnego prawdziwej perły, ten fantastyczny projekt przyciągnąłby następnych klientów.
– Wiem, co masz na myśli. Sama jestem jednoosobową firmą. Referencje od klientów są najcenniejsze – powiedziała Ebba nieśmiało.
– A czym się zajmujesz? – spytała Anna.
– Robię srebrne naszyjniki z zawieszkami w kształcie aniołków.
– Fajny pomysł. Jak na to wpadłaś?
Twarz Ebby znieruchomiała. Odwróciła się. Mårten, speszony, przerwał niezręczną ciszę.
– Jeszcze nie wiadomo, kiedy nam się uda skończyć remont. Trochę się to opóźni ze względu na obecność policji i pożar, więc trudno powiedzieć, kiedy mogłabyś przystąpić do pracy.
– Nie szkodzi, dostosuję się – odparła Anna. Nie mogła przestać myśleć o Ebbie. – Jeśli macie ochotę, już możecie mnie pytać o kolory ścian i tak dalej. Ja tymczasem zacznę szkicować projekt, pojeżdżę po różnych aukcjach w okolicy. Zobaczę, może coś znajdę.
– Doskonale – powiedział Mårten. – Plan był taki, żeby częściowo otworzyć pensjonat na przyszłą Wielkanoc, a do lata rozkręcić działalność na dobre.
– W takim razie czasu mamy dość. Nie macie nic przeciwko temu, żebym obejrzała dom i zrobiła notatki?
– Ależ proszę bardzo. Czuj się w tym bałaganie jak u siebie – powiedział Mårten. I szybko dodał: – Ale do jadalni nie wchodź.
– Bez obaw. Mogę to zrobić później.
Ebba i Mårten wrócili do swoich zajęć, pozwolili jej swobodnie chodzić po domu. Anna pilnie notowała. Czuła, jak z podniecenia buzuje jej w brzuchu. Może będzie dobrze. Może to będzie świetny początek nowego życia.
Percy miał podpisać papiery, ale trzęsła mu się ręka. Odetchnął głęboko, żeby się uspokoić. Mecenas Buhrman obserwował go z troską.
– Jesteś pewien, Percy? Twojemu ojcu by się to nie spodobało.
– Ojciec nie żyje! – warknął, ale szybko wymamrotał przeprosiny. – To posunięcie może się wydawać drastyczne, ale albo to, albo będę musiał sprzedać pałac.
– A może pożyczka z banku? – powiedział Buhrman, dawny pełnomocnik jego ojca. Percy czasem się zastanawiał, ile on może mieć lat. Lata spędzone na przydomowym polu golfowym na Majorce sprawiły, że wyglądał jak mumia. Można by go z powodzeniem pokazywać w muzeum.
– Rozmawiałem z bankiem. To chyba oczywiste? – Znów podniósł głos. Musiał się opanować, żeby mówić spokojniej. Buhrman często przemawiał do niego jak do młokosa. Jakby zapomniał, że teraz jest hrabią. – Oznajmili mi jak najwyraźniej, że nie zechcą mi pomóc.
Buhrman się speszył.
– Popatrz, a zawsze mieliśmy takie dobre układy ze Svenska Banken. Przecież twój ojciec i dawny dyrektor chodzili razem do szkoły w Lundsbergu [14]. Czy na pewno rozmawiałeś z właściwą osobą? Może bym jeszcze zadzwonił, powinno…
– Tego dyrektora już dawno tam nie ma – przerwał mu Percy. Niedługo już nie będzie potrafił się zdobyć na uprzejmość wobec starego. – Zresztą ziemski padół też opuścił, i to tak dawno, że musiały z niego zostać same kosteczki. Teraz są inne czasy. W banku pracują sami specjaliści od rachunkowości i chłystki z Wyższej Szkoły Handlowej, bez pojęcia o wychowaniu. Dziś bankami kierują ludzie, którzy w domu zdejmują buty, nie rozumie mecenas? – Ze złością podpisał ostatni dokument i podsunął go staremu.