Выбрать главу

– Co takiego?

– E, to takie głupie. – Machnął ręką, rękaw szlafroka zatrzepotał. – Wtedy nawet o tym nie wspomniałem.

– Nic nie jest nieważne ani głupie. Proszę powiedzieć.

– To właściwie nic takiego, ale przeczuwałem, że stanie się coś niedobrego. Słyszałem… – Potrząsnął głową. – Nie, to głupie.

– Proszę powiedzieć. – Erika miała ochotę nim potrząsnąć.

Liza wypił spory łyk wina i spojrzał jej prosto w oczy.

– W nocy słyszałem jakieś hałasy.

– Hałasy?

– Tak. Tak. Słyszałem kroki, otwieranie i zamykanie drzwi, głosy z oddali. Ale jak wstawałem, żeby sprawdzić, nikogo nie było.

– Duchy? – spytała Erika.

– Nie wierzę w duchy – odparł Liza z powagą. – Mogę tylko powiedzieć, że słyszałem hałasy i miałem przeczucie, że stanie się coś strasznego. Więc nie zdziwiłem się, kiedy się dowiedziałem, że zaginęli.

Walter przytaknął.

– Zawsze miałeś szósty zmysł.

– Ale przytrułem, fuj! – powiedział Liza. – Zrobiło się jakoś smętnie. Erika pomyśli, że smutasy z nas. – W jego oczach znów pojawił się błysk, uśmiechnął się szeroko.

– W żadnym razie. Dziękuję, że poświęcił mi pan czas. Będę miała o czym myśleć. Muszę już wracać. – Erika wstała.

– Pozdrów Ebbę – powiedział Liza.

– Obiecuję.

Obaj zrobili gest, jakby zamierzali ją odprowadzić do drzwi, ale uprzedziła ich:

– Siedźcie sobie. Trafię do wyjścia.

Mijając bogactwo złoceń, frędzli i aksamitnych poduszek, słyszała, jak za nią Edith Piaf śpiewa o swoim złamanym sercu.

– Gdzie się podziewałeś rano? – spytał Patrik, wchodząc do pokoju Gösty. – Chciałem, żebyś ze mną pojechał do Johna Holma.

Gösta spojrzał na niego.

– Annika ci nie mówiła? Byłem u dentysty.

– U dentysty? – Patrik usiadł i przyjrzał mu się badawczo. – Żadnych dziur, mam nadzieję?

– Żadnych.

– Jak ci idzie z listą? – Patrik spojrzał na stertę leżących przed nim papierów.

– Mam już większość aktualnych adresów dawnych uczniów.

– Szybko poszło.

– Miałem ich PESEL-e. – Gösta wskazał na starą listę. – Wystarczy ruszyć głową. – Podał Patrikowi papier. – A tobie jak poszło z przywódcą nazistów?

– Na pewno by zaprotestował przeciwko takiemu określeniu. – Patrik przeglądał listę.

– Ale to prawda. Przestali się golić na łyso, ale to wciąż ci sami faceci. Mellberg się zachował?

– A jak myślisz? – Patrik położył listę na kolanach. – Można powiedzieć, że jako policja z Tanum nie wypadliśmy najlepiej.

– Dowiedzieliście się chociaż czegoś nowego?

Patrik pokręcił głową.

– Niewiele. Nic nie wie o zaginięciu. W szkole nie działo się nic, co by je wyjaśniało, a jeśli już, to były to normalne napięcia między grupą nastolatków a surowym dyrektorem. I tak dalej.

– Dostałeś raport od Torbjörna?

– Nie. Obiecał, że się pospieszy, ale nie mamy świeżego trupa, więc nie możemy liczyć na pierwszeństwo. Poza tym nawet gdyby się okazało, że zostali zamordowani, sprawa jest już przedawniona.

– Ale wyniki mogą być istotne dla naszego dochodzenia. Zapomniałeś, że ktoś chciał razem z domem spalić Ebbę i Mårtena? Przecież ty pierwszy uznałeś, że podpalenie i zaginięcie muszą się ze sobą wiązać. Pomyślałeś o Ebbie? Czy ona nie ma prawa się dowiedzieć, co się stało z jej rodziną?

Patrik podniósł obie ręce.

– Wiem, wiem. Ale w materiałach z tamtego dochodzenia nie znalazłem nic interesującego i jakoś czarno to widzę.

– W raporcie Torbjörna dotyczącym podpalenia też nie ma żadnego punktu zaczepienia?

– Nic. Podpalacz użył zwykłej benzyny, podpalił ją zwykłą zapałką. To wszystko.

– W takim razie trzeba zacząć od drugiego końca.

Gösta odwrócił się i wskazał głową przyczepione do ściany zdjęcie. – Uważam, że trzeba przycisnąć tych chłopaków. Wiedzą więcej, niż wtedy powiedzieli.

Patrik podszedł i zaczął się uważnie przyglądać pięciu chłopcom.

– Na pewno masz rację. Widzę, że według ciebie należy zacząć od przesłuchania Leona Kreutza. Może zrobimy to od razu?

– Niestety nie wiadomo, gdzie jest. Ma wyłączoną komórkę. W hotelu powiedzieli, że wyprowadzili się z żoną. Pewnie się instalują w nowym domu. Poczekajmy do jutra, wtedy będą już na miejscu i da się spokojnie porozmawiać, co?

– Okej, niech będzie. W takim razie porozmawiajmy Sebastianem Manssonem i Josefem Meyerem. Nadal tu mieszkają.

– Dobrze. Tylko pozbieram graty.

– No i nie zapominajmy o G.

– O jakim G?

– O tym kimś, kto przysyłał Ebbie kartki na urodziny.

– Naprawdę myślisz, że to ważne? – Gösta zaczął układać papiery.

– Nigdy nic nie wiadomo. Sam powiedziałeś: trzeba chwycić za koniec nitki, próbować rozplątać od innej strony.

– Jak się ciągnie za zbyt wiele końców naraz, wszystko się plącze – mruknął Gösta. – Wydaje mi się to zbędne.

– Skądże znowu – odparł Patrik, klepiąc go po ramieniu. – Proponuję…

W tym momencie zabrzęczała jego komórka. Zerknął na wyświetlacz.

– Tylko odbiorę – powiedział, zostawiając Göstę przy biurku.

Wrócił po kilku minutach, triumfował.

– Chyba w końcu mamy trop. Dzwonił Torbjörn. Pod podłogą poza krwią znaleźli coś jeszcze lepszego.

– Co takiego?

– Pocisk. Tkwił pod listwą podłogową. Co oznacza, że w jadalni, w której jedli obiad, zanim zniknęli, ktoś strzelał.

Spojrzeli po sobie. Jeszcze przed chwilą martwili się brakiem postępów. Może teraz śledztwo ruszy z miejsca.

Zamierzała jechać prosto do domu i zluzować Annę, ale ciekawość zwyciężyła. Przejechała przez Fjällbackę i skręciła na Mörhult. Zawahała się. Może powinna skręcić w lewo przy centrum mini golfa i zjechać w dół do szop na łodzie? Postanowiła jednak spróbować szczęścia w domu, może tam będą. Zrobiło się późne popołudnie.

Drzwi były otwarte, zastawiono je pomalowanym w kwiatki drewniakiem. Zajrzała do przedpokoju.

– Halo! – zawołała.

Z głębi domu dobiegły jakieś odgłosy, po chwili zjawił się John Holm z kuchennym ręcznikiem w ręce.

– Przepraszam, może przeszkodziłam w obiedzie? -spytała.

Spojrzał na ręcznik.

– Nie, wcale nie. Właśnie myłem ręce. Mogę w czymś pomóc?

– Nazywam się Erika Falck i pracuję nad książką…

– Więc to pani jest tą sławną pisarką z Fjällbacki? Proszę za mną do kuchni, chętnie panią poczęstuję filiżanką kawy – powiedział, uśmiechając się serdecznie. – Co panią do mnie sprowadza?

Usiedli przy stole.

– Zamierzam napisać książkę o tym, co się stało na Valö. – Czyżby dostrzegła błysk niepokoju w jego niebieskich oczach? Może jej się tylko zdawało. Zresztą szybko zniknął.

– To coś niebywałego. Nagle wszyscy interesują się Valö. Jeśli wyciągam słuszny wniosek z plotek, przed południem rozmawiałem z twoim mężem.

– Tak, mój mąż jest policjantem. Patrik Hedström.

– Towarzyszył mu pewien typ, dość… interesujący.

Nie musiała się szczególnie wysilać, żeby się domyślić, o kim mówi.

– O, miał pan zaszczyt poznać Bertila Mellberga. Człowieka mit, legendę.

Holm się roześmiał. Erika złapała się na tym, że jest pod jego urokiem. Rozłościło ją to. Nienawidziła wszystkiego, co reprezentował i on, i jego partia, ale w bezpośrednim kontakcie sprawiał wrażenie człowieka niegroźnego, sympatycznego, a nawet pociągającego.

– Miewałem do czynienia z takimi typami. Za to twój mąż robi wrażenie zawodowca.