Выбрать главу

– Jak to? – spytała.

Mężczyzna skrzyżował ramiona na piersi.

– Zabrała go karetka. W kaftanie bezpieczeństwa.

– Nie rozumiem.

- Zamknęli go w szpitalu w Längbro [15].

Mężczyzna podszedł do bramy, wyraźnie chciał się pożegnać. Złapała go za ramię, ale wyrwał się z obrzydzeniem.

– Proszę, niech mi pan powie, gdzie ten szpital! Muszę znaleźć Hermanna!

Na twarzy miał wypisaną niechęć. Nie odpowiedział, otworzył bramę i wszedł. Ciężkie drzwi zamknęły się za nim. Dagmar osunęła się na chodnik. Co teraz?

Laura płakała rozdzierająco i szarpała ją. Chciała ją postawić na nogi. Dagmar odpychała jej ręce. Nie mogłaby jej dać spokoju? Nie mogłaby sobie pójść? Na co jej to dziecko, jeśli nie może mieć Hermanna? Laura nie należała do niej, tylko do nich obojga.

Patrik wpadł do komisariatu, ale zatrzymał się przed okienkiem recepcji. Annika musiała być bardzo zajęta, bo podniosła głowę dopiero po chwili. Na widok Patrika uśmiechnęła się i znów spuściła wzrok.

– Czy Martin nadal jest chory? – spytał Patrik.

– Tak – odparła, wpatrując się w ekran monitora. Patrik spojrzał na nią ze zdziwieniem i obrócił się na pięcie. Pozostało tylko jedno.

– Jadę coś załatwić – powiedział i wyszedł. Zdążył jeszcze zobaczyć, jak otwiera usta, ale już nie usłyszał, co powiedziała.

Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta. Co prawda trochę za wcześnie na składanie wizyt, ale zaniepokoił się tak bardzo, że postanowił machnąć ręką na to, że ich obudzi.

Dojazd zabrał mu tylko kilka minut. Stanął przed drzwiami i zawahał się. Może nie dzieje się nic takiego, może Martin rzeczywiście leży w łóżku i tylko niepotrzebnie go obudzi. Może się nawet obrazi, że go sprawdza. Ale przeczucie mówiło mu, że Martin na pewno by się odezwał, gdyby po prostu był chory. Przyłożył palec do dzwonka.

Odczekał dłuższą chwilę. Zastanawiał się, czy zadzwonić jeszcze raz. Wiedział, że mieszkanie nie jest duże, więc musieli słyszeć. W końcu usłyszał kroki.

Drzwi się otworzyły. Widok Martina nim wstrząsnął. Rzeczywiście wyglądał na chorego. Nieogolony, włosy potargane, zalatywało od niego potem. A przede wszystkim miał martwe spojrzenie. Nigdy go takiego nie widział.

– A, to ty – powiedział Martin.

– Mogę wejść?

Martin wzruszył ramionami, odwrócił się i powlókł w głąb mieszkania.

– Pia w pracy? – spytał Patrik, rozglądając się.

– Nie. – Martin stanął przy drzwiach balkonowych i patrzył przez szybę.

Patrik zmarszczył brwi.

– Jesteś chory?

– Przecież zgłosiłem. Annika ci nie powiedziała? – Mówił opryskliwie. – Potrzebujesz zaświadczenia od lekarza? Po to przyszedłeś? Sprawdzić, czy nie kłamię? Bo może się opalam na jakiejś skałce?

Patrik uważał, że Martin jest najspokojniejszym, najbardziej dobrodusznym człowiekiem, jakiego można sobie wyobrazić. W takim stanie jeszcze nigdy go nie widział. Zaniepokoił się jeszcze bardziej. Zdecydowanie coś jest nie w porządku.

– Chodź, usiądziemy – powiedział, wskazując głową w stronę kuchni.

Złość przeszła Martinowi tak szybko, jak przyszła, wróciło martwe spojrzenie. Przytaknął ospale i poszedł za Patrikiem. Usiedli przy stole. Patrik obserwował go z troską.

– Co się stało?

Zapadła cisza.

– Pia niedługo umrze – powiedział w końcu Martin, patrząc w stół.

Jakieś niezrozumiałe słowa. Patrik nie potrafił uwierzyć w to, co usłyszał.

– Co to znaczy?

– Przedwczoraj przyjęli ją do szpitala. Podobno miała szczęście, że od razu się znalazło miejsce.

– Do szpitala? Co jej jest? – Patrik pokręcił głową. Przecież w ostatni weekend spotkał ich na ulicy i wyglądało na to, że wszystko jest w porządku.

– Lekarze powiedzieli, że jeśli nie zdarzy się cud, to możliwe, że zostało jej tylko pół roku.

– Pół roku leczenia?

Martin podniósł głowę i spojrzał mu prosto w oczy. W oczach miał tyle bólu, że Patrik aż zadrżał.

– Pół roku życia. Potem Tuva zostanie bez mamy.

– Co… jak… kiedy się dowiedzieliście? – jąkał się Patrik. Po tym, co usłyszał, nie był w stanie wykrztusić nic sensownego.

Nie dostał odpowiedzi. Martin oparł głowę na rękach i zatrząsł się od płaczu. Patrik podszedł i objął go. Nie potrafiłby powiedzieć, jak długo to trwało, ale w końcu Martin przestał płakać.

– Gdzie jest Tuva? – spytał Patrik, nie przestając go obejmować.

– U teściowej. Nie mam siły… teraz. – Znów zaczął płakać, ale trochę spokojniej. Patrik pogłaskał go po plecach.

– No już, wywal to z siebie.

Głupio mu się zrobiło, że wygłasza frazesy, ale co można powiedzieć w takiej sytuacji? Co jest właściwe, a co nie? Pytanie, czy miało to jakiekolwiek znaczenie. Czy Martin w ogóle usłyszał, co powiedział?

– Jadłeś coś?

Martin pociągnął nosem. Wytarł go w rękaw szlafroka i pokręcił głową.

– Nie chce mi się jeść.

– Nie szkodzi. Musisz jeść. – Patrik zajrzał do lodówki. Było sporo jedzenia, ale domyślał się, że nie ma sensu przygotowywać dużego posiłku. Wyjął tylko masło i ser. Zrobił tosty z pszennej bułki, którą znalazł w zamrażarce. Dwa. Pomyślał, że więcej Martin i tak nie zje. Po chwili namysłu sobie też zrobił jeden. Lepiej się je w towarzystwie.

– A teraz opowiedz, jak to wygląda – powiedział, gdy Martin zjadł pierwszą kanapkę i jego twarz zaczęła od zyskiwać kolory.

Jąkając się, z przerwami, Martin opowiedział mu o nowotworze Pii i o tym, jaki przeżył wstrząs. Jednego dnia wierzył, że wszystko będzie dobrze, a następnego dowiedział się, że Pia musi się poddać bardzo ciężkiej terapii, która pewnie i tak jej nie pomoże.

– Kiedy będzie mogła wrócić do domu?

– Chyba w przyszłym tygodniu. Nie wiem dokładnie, nie mogłem… – odpowiedział Martin zawstydzony. Trzęsła mu się ręka, w której trzymał kanapkę.

– Nie rozmawiałeś z nimi? Byłeś u Pii w szpitalu? – Patrik bardzo się starał, żeby to nie brzmiało jak wyrzut. Byłaby to ostatnia rzecz, jakiej potrzebował Martin. Rozumiał go. Tyle razy widział ludzi w szoku. Znał to puste spojrzenie i sztywne ruchy.

– Zaparzę herbatę – powiedział, zanim Martin zdążył odpowiedzieć. – A może wolisz kawę?

– Wolę kawę – odparł Martin. Żuł i żuł, najwyraźniej nie mógł przełknąć.

Patrik nalał wody do szklanki.

– Popij. Zaraz będzie kawa.

– Nie byłem u niej – powiedział Martin, przestając żuć.

– Nic dziwnego. Jesteś w szoku – odrzekł Patrik, odmierzając kawę.

– Zawiodłem ją. Właśnie wtedy, kiedy jestem jej najbardziej potrzebny. Tuvę też. Tak się spieszyłem, żeby jak najprędzej odwieźć ją do babci. Jakby matce Pii też nie było ciężko. – Znów był bliski płaczu. Musiał zrobić głęboki wdech i długi wydech. – Zupełnie nie rozumiem, skąd ona ma tyle siły. Wydzwania, martwi się o mnie. Kompletne wariactwo, nie? Naświetlają ją i dostaje chemię, i cholera wie, co jeszcze. Na pewno się boi i źle się czuje, ale martwi się o mnie!

– To wcale nie jest takie dziwne – odparł Patrik. – Zróbmy tak. Weź prysznic i ogol się. Kawa będzie akurat jak skończysz.

– Nie, ja… – Martin chciał zaprotestować, ale Patrik mu przerwał:

– Albo sam pójdziesz pod prysznic, albo cię tam zaciągnę i osobiście wyszoruję. Wolałbym uniknąć takiego doświadczenia. Mam nadzieję, że ty też.

вернуться

[15] Langbro – miejscowość pod Sztokholmem. Hermann Göring trzykrotnie (w latach 1925-1927) był hospitalizowany w tamtejszym szpitalu psychiatrycznym z powodu zaburzeń wynikających z uzależnienia od morfiny.