Выбрать главу

– Możemy, chodź. Halo! – zawołała. – Mårten! Jest tu kto?

Gösta z ociąganiem wszedł za nią do przedpokoju. W domu również było cicho. Nagle w drzwiach kuchni stanął Mårten. Z framugi zwisała zerwana policyjna taśma.

– Cześć – powiedział głuchym głosem.

Erika drgnęła na jego widok. Włosy miał w strąkach, jakby przepocone. Sine obwódki wokół oczu i puste spojrzenie.

– Jest tu Ebba? – spytał Gösta, marszcząc czoło.

– Nie, pojechała do rodziców.

Gösta ze zdziwieniem spojrzał na Erikę.

– Przecież Patrik z nią rozmawiał. Miała tu być.

Erika rozłożyła ręce. Gösta spochmurniał, ale nic nie powiedział.

– Nie wróciła. Zadzwoniła, powiedziała, że bierze samochód i jedzie do Göteborga.

Erika kiwnęła głową, choć wiedziała, że to kłamstwo. Przecież Maria z kutra pocztowego powiedziała jej, że wysadziła Ebbę na pomoście. Rozejrzała się dyskretnie i między drzwiami a ścianą dostrzegła torbę. Ebba miała ja ze sobą, kiedy u nich nocowała. A więc nie pojechała prosto do Göteborga.

– Gdzie jest Anna?

Mårten nadal patrzył na nich martwym wzrokiem.

Wzruszył ramionami.

Erika już wiedziała. Nie zastanawiając się dłużej, wypuściła z ręki torebkę i rzuciła się na schody.

– Anna! Ebba!

Nikt nie odpowiedział. Usłyszała za sobą szybkie kroki, Mårten biegł za nią. Wbiegła na piętro, wpadła do sypialni i stanęła jak wryta. Obok tacy z resztkami jedzenia i kieliszkami po winie leżała torebka Anny.

Najpierw łódź, teraz torebka. Wniosek nasuwał się sam. Anna jest na wyspie, Ebba również.

Gwałtownym ruchem odwróciła się do Mårtena i krzyk uwiązł jej w gardle. Stał za nią i mierzył do niej z rewolweru. Kątem oka zobaczyła, jak Gösta nieruchomieje. – Stój spokojnie – syknął Mårten i zrobił krok w przód. Trzymał rewolwer pewną ręką, lufa znalazła się o centymetr od czoła Eriki. – A ty idź tam! – kiwnął głową na Göstę. Kazał mu stanąć obok Eriki.

Gösta zrobił, co kazał. Wszedł do sypialni z rękami w górze i nie odrywając wzroku od Mårtena, stanął obok Eriki.

– Siadać! – powiedział Mårten.

Usiedli na wycyklinowanej podłodze. Erika patrzyła na rewolwer. Skąd on go ma?

– Odłóż to, spróbujemy to jakoś rozwiązać – powiedziała pojednawczo.

Mårten spojrzał na nią z nienawiścią.

– Co rozwiązać? Mój syn nie żyje przez tę kurwę. Co tu jest do rozwiązywania? Jak ty to sobie wyobrażasz?

Puste spojrzenie nagle się ożywiło. Erika się przestraszyła, zobaczyła w jego oczach szaleństwo. Czy zawsze się kryło pod pozornym spokojem? Czy ujawniło się tutaj, na wyspie?

– Moja siostra… – Z nerwów ledwo mogła oddychać. Gdyby chociaż wiedziała, czy Anna żyje.

– Nigdy ich nie znajdziecie. Tak jak nie znaleźli tamtych.

– Tamtych? Masz na myśli rodzinę Ebby? – upewnił się Gösta.

Mårten nie odpowiedział. Kucnął, wciąż celował do nich z rewolweru.

– Czy Anna żyje? – spytała Erika, choć nie spodziewała się odpowiedzi.

Mårten uśmiechnął się i spojrzał jej w oczy. Erika uzmysłowiła sobie, że pomysł, żeby oszukać Göstę, był jeszcze głupszy, niż myślała.

– Co chcesz zrobić? – spytał Gösta.

Mårten wzruszył ramionami. Milczał. Usiadł na podłodze. Skrzyżował nogi i patrzył na nich. Wyglądało to tak, jakby na coś czekał i jakby sam nie wiedział, na co. Był dziwnie spokojny. Ten obraz zakłócały jedynie rewolwer i zimny płomień w jego oczach. Anna i Ebba były gdzieś na wyspie. Żywe lub martwe.

Valö 1973

Laura przewracała się z boku na bok. Materac był strasznie niewygodny. Zważywszy na to, jak często nocuje u Inez i Runego, mogliby się postarać o lepsze łóżko dla niej. I pomyśleć, że nie jest już młoda. W dodatku zachciała jej się siusiu.

Spuściła nogi na podłogę i zatrzęsła się z zimna. Listopadowy chłód na dobre zagnieździł się w starym domu. Nie sposób było go ogrzać. Podejrzewała, że Rune oszczędza na ogrzewaniu. Nigdy nie był szczególnie hojny. Cóż. Ale za to mała Ebba jest śliczna, trzeba to przyznać. Chociaż rzadko brała ją na ręce, i tylko na chwilę. Nie przepadała za małymi dziećmi. Zresztą już nie miała siły zajmować się wnuczką.

Szła na palcach, podłoga zatrzeszczała. W ostatnich latach tyła w zastraszającym tempie. Po szczupłej figurze, z której kiedyś była taka dumna, zostało tylko wspomnienie. Ale po co miałaby się starać? Przeważnie siedziała w domu, zupełnie sama, i z każdym dniem była coraz bardziej rozgoryczona.

Rune nie spełnił jej oczekiwań. Owszem, kupił jej mieszkanie, ale i tak gorzko żałowała, że nie poczekała na lepszą partię. Z taką urodą Inez mogła mieć każdego. Rune Elvander aż za bardzo liczył się z groszem. W dodatku zmuszał Inez do pracy ponad siły. Zrobiła się chuda jak patyk. Bez przerwy się uwijała. Jeśli nie sprzątała, nie gotowała ani nie pomagała mężowi trzymać w ryzach uczniów, obsługiwała jego bezczelne dzieci. Najmłodszy był nawet miły, ale dwójka starszych bardzo nieprzyjemna.

Schody trzeszczały jej pod stopami. Co za bieda z tym pęcherzem. Już nie daje jej przespać całej nocy. Istny dopust boży, że trzeba iść do wychodka, zwłaszcza kiedy jest tak zimno. Przystanęła. Ktoś był na parterze. Zaczęła nasłuchiwać. Otworzyły się drzwi. Bardzo ciekawe. Kto to? Po co się szwendać po nocy? Chyba tylko po to, żeby łobuzować. To na pewno któryś z tych rozpuszczonych chłopaków. Już ona zrobi z nimi porządek.

Trzasnęły drzwi. Szybko pokonała ostatnie stopnie i włożyła buty. Owinęła się ciepłym szalem, otworzyła drzwi i wyjrzała. W ciemnościach trudno było cokolwiek zobaczyć, ale kiedy stanęła na schodkach ganku, za lewym rogiem domu zobaczyła znikający cień. Musi go przechytrzyć. Ostrożnie zeszła na dół. Schodki mogły być oblodzone. Skręciła w prawo, żeby przeciąć temu komuś drogę, złapać go na gorącym uczynku, cokolwiek robił.

Szła przyciśnięta do ściany, powoli skręciła za róg. Przy następnym przystanęła i wyjrzała, żeby zobaczyć, co się dzieje na tyłach. Nikogo nie było. Była zawiedziona. Skrzywiła się i rozejrzała jeszcze raz. Gdzie się ten ktoś podział? Rozglądając się uważnie, zrobiła jeszcze kilka kroków. Może poszedł nad wodę? Nie odważyłaby się tam pójść, za duże ryzyko. Mogłaby się poślizgnąć i nie móc wstać. Doktor ostrzegał ją, mówił, żeby się nie przemęczała. Musi uważać na serce. Zadrżała i owinęła się szczelniej szalem. Chłód przenikał przez ubranie, szczękała zębami.

Nagle wyrosła przed nią ciemna postać. Drgnęła wiedziała, kto to.

– A, to ty. Dlaczego biegasz po nocy?

Patrzył na nią lodowatym wzrokiem. Zrobiło jej się jeszcze zimniej. Oczy miał czarne jak ta noc. Zaczęła się powoli cofać. Nie musiał nic mówić. Już wiedziała, że popełniła błąd. Jeszcze kilka kroków i dojdzie do rogu, a potem szybko do drzwi. Niby blisko, a wydawało się, że to wiele kilometrów. Z przerażeniem spojrzała w czarne oczy. Wiedziała, że już nigdy nie wejdzie do domu. Pomyślała o matce. Czuła się tak samo jak wtedy: była bezradna, nie widziała wyjścia z pułapki, nie miała dokąd pójść. Nagle poczuła, że coś jej pęka w piersi.

Patrik spojrzał na zegarek.

– Gdzie ten Gösta? Powinien tu być przed nami. – Siedzieli z Mellbergiem w samochodzie i czekali. Wpatrywali się w dom Kreutza.

Nagle obok stanął znajomy samochód. Patrik ze zdumieniem zobaczył za kierownicą Martina.