Выбрать главу

– Dzwoniła twoja żona. Powiedziała, że sytuacja jest podbramkowa i że potrzebujecie pomocy.

– Jak… – zaczął Patrik. Przerwał i zacisnął usta. Ach, ta Erika. Pewnie oszukała Göstę i zabrała się z nim na Valö.

Był na nią zły, ale również zaniepokojony. To ostatnia rzecz, jakiej w tej chwili potrzebował. Nie mieli pojęcia, co się dzieje w domu Kreutza. Powinien się skupić na tym. Ale był wdzięczny Martinowi. Wyglądał na zmęczonego, ale w tej sytuacji nawet zmęczony Martin się przyda.

– Co się stało? – Martin osłonił ręką oczy i spojrzał na dom.

– Padły strzały. Nic więcej nie wiemy.

– Kto jest w środku?

– Tego też nie wiemy. – Patrik poczuł, że puls mu przyspiesza. Nie cierpiał tego. Za mało danych, żeby ocenić sytuację. A w takich wypadkach najczęściej jest niebezpiecznie.

– Nie powinniśmy wezwać posiłków? – spytał Mellberg.

– Chyba nie ma na to czasu. Musimy wejść.

Mellberg już chciał się sprzeciwić, ale Patrik go uprzedził:

– Zostań, ubezpieczaj nas. Załatwimy to z Martinem. – Spojrzał na Martina. Martin w milczeniu skinął głową i wyjął służbowy pistolet.

– Po drodze podjechałem na komisariat po broń. A nuż okaże się potrzebna.

– Dobrze zrobiłeś. – Patrik również wyjął pistolet i ostrożnie ruszyli do drzwi.

Nacisnął dzwonek. Głośny dźwięk rozszedł się po całym domu. Ktoś zawołał:

– Proszę wejść, otwarte!

Weszli, wymieniając zdziwione spojrzenia. Jeszcze bardziej zdziwili się na widok mężczyzn zebranych w salonie. Leon Kreutz, Sebastian Mansson, Josef Meyer i John Holm. I jeszcze jeden, szpakowaty, Patrik domyślił się, że to Percy von Bahrn. Miał rozbiegany wzrok, w ręce trzymał pistolet.

– Co tu się dzieje? – spytał Patrik. Opuścił rękę, w której trzymał broń. Kątem oka spojrzał na Martina. Martin zrobił to samo.

– Spytajcie Percy'ego – odparł Mansson.

– Leon nas wezwał. Chciał zakończyć tę sprawę. Pomyślałem, że potraktuję to dosłownie – powiedział Percy von Bahrn urywanym głosem. Drgnął i wycelował w Manssona.

Mansson się poruszył.

– Cholera jasna, uspokój się! – Podniósł ręce w obronnym geście.

– Co zakończyć? – zapytał Patrik.

– Całą sprawę. To, co nie powinno się wydarzyć. To, co zrobiliśmy – odparł Percy. Opuścił pistolet.

– A co zrobiliście?

Nikt nie odpowiedział. Patrik postanowił im pomóc.

– Podczas przesłuchań zeznaliście, że byliście na rybach. W kwietniu nie wolno łowić makreli.

Zapadła cisza. Mansson prychnął:

– Tylko dzieciaki z miasta mogły zaliczyć taką wpadkę.

– Ale wtedy nie protestowałeś – odparł Kreutz z lekkim rozbawieniem.

Mansson wzruszył ramionami.

– Dlaczego pański ojciec wpłacał pieniądze na konto Ebby? Aż do jej osiemnastych urodzin? – spytał Patrik, patrząc na Kreutza. – Zadzwoniliście wtedy do niego? Bogaty, wpływowy człowiek, z kontaktami. Pomógł wam, kiedy ich wymordowaliście? Tak było? Elvander posunął się za daleko? Musieliście zabić pozostałych, bo byli świadkami? – Mówił to ze złością. Chciał nimi wstrząsnąć, chciał, żeby zaczęli mówić.

– Musisz być zadowolony, co, Leonie? – powiedział szyderczym tonem Percy. – Proszę, teraz możesz wyłożyć karty na stół.

John Holm zerwał się z miejsca.

– To jakieś szaleństwo. Nie zamierzam brać w tym udziału. Idę.

Zrobił krok naprzód. Percy wymierzył, nieco na prawo od niego, i strzelił.

– Co ty robisz?! – krzyknął Holm i usiadł.

Patrik i Martin podnieśli pistolety, wymierzyli w von Bahrna. Potem opuścili ręce, bo von Bahrn nadal celował w Holma.

– Następnym razem nie strzelę obok. Chociaż to mi zostało po ojcu. Wreszcie jakaś korzyść z tego, że kazał mi chodzić na strzelnicę. Gdybym chciał, mógłbym ci odstrzelić tę twoją śliczną grzywkę. – Von Bahru przekrzywił głowę i spojrzał na Holma. Holm był blady jak ściana.

Patrik dopiero teraz zdał sobie sprawę, że policjanci z Göteborga z pewnością próbowali zatrzymać Holma w domu. Nie wiedzieli, że jest we Fjällbace.

– Proszę się uspokoić, panie von Bahrn – powiedział Martin. – Wtedy nikomu nie stanie się krzywda. Nikt stąd nie wyjdzie, dopóki wszystkiego się nie dowiemy.

– Chodziło o Annelie? – Patrik znów zwrócił się do Kreutza. Na co on czeka, jeśli naprawdę chciał ujawni. co się stało w wigilię Wielkanocy w 1974 roku? Strach go obleciał? – Przypuszczamy, że zabrała paszport i uciekła za granicę. Ale najpierw zamordowaliście pozostałych, zgadza się?

Mansson zaczął się śmiać.

– Co w tym śmiesznego? – spytał Martin.

– Nic. Absolutnie nic.

– Pański ojciec jej pomógł? Byliście parą, ale Elvander was nakrył i wszystko się wydało? Jak się panu udało namówić kolegów, żeby panu pomogli i tyle lat milczeli? – Patrik wyciągnął rękę w stronę grupki mężczyzn, dziś w średnim wieku. Przypomniał sobie zdjęcia, które zrobiono wkrótce po zaginięciu Elvanderów. Ich zacięte miny. Kreutz, urodzony przywódca. Byli tacy jak dawniej, mimo siwych włosów i zmarszczek. Nadal trzymali się razem.

– Właśnie, opowiedz o Annelie. – Mansson wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Skoro jesteś takim zwolennikiem prawdy, opowiedz.

W głowie Patrika błysnęła pewna myśl.

– Znam Annelie. To pańska żona, Ia, prawda?

Nikt się nie odezwał. Wszyscy patrzyli na Kreutza. Strach w ich oczach mieszał się z ulgą.

Kreutz wyprostował się na wózku. Odwrócił głowę do Patrika. Słońce padało na jego pokryty bliznami profil.

– Opowiem o Annelie. O Runem, Inez, Claesie i Johanie.

– Leonie, zastanów się, co robisz – powiedział John Holm.

– Już się zastanowiłem. Czas najwyższy.

Nabrał powietrza, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, otworzyły się drzwi i stanęła w nich Ia. Rozejrzała się. Na widok pistoletu w ręku Percy'ego zrobiła wielkie oczy. Zawahała się, a potem podeszła do męża, położyła mu dłoń na ramieniu i powiedziała miękko:

– Miałeś rację. Nie możemy dłużej uciekać.

Kreutz skinął głową i zaczął opowiadać.

Bardziej niż o siebie Anna niepokoiła się o Ebbę. Była blada, na szyi miała czerwone plamy. Wyglądały jak ślady po palcach. Palcach Mårtena. Jej szyja nie bolała. Może jej coś wrzucił do wina? Nie wiedziała, i to było najgorsze. Zasnęła w jego ramionach, upojona wiarą w siebie, żeby się obudzić na zimnej kamiennej podłodze.

– Tu leży moja mama – powiedziała Ebba, zaglądając do jednej ze skrzyń.

– Nie wiesz tego na pewno.

– Tylko jedna czaszka ma długie włosy. To musi być moja mama.

– Równie dobrze może to być twoja siostra – odparła Anna. Może powinna zamknąć skrzynie, ale Ebba znalazła w nich coś w rodzaju odpowiedzi na pytanie o losy swojej rodziny.

– Gdzie my jesteśmy? – spytała Ebba. Nadal wpatrywała się w szkielety.

– Myślę, że w jakimś schronie. Sądząc po fladze i mundurach, prawdopodobnie zbudowano go podczas drugiej wojny światowej.

– I pomyśleć, że cały czas tutaj leżeli. Dlaczego nikt ich nie znalazł?

Głos Ebby wydawał się coraz bardziej nieobecny Anna zdała sobie sprawę, że jeśli mają się uratować, musi objąć dowodzenie.

– Musimy poszukać. Może znajdziemy coś, czym mogłybyśmy podważyć zawiasy – powiedziała Anna, lekko popychając Ebbę. – Przejrzyj to, co leży w tamtym rogu. Ja sprawdzę… – zawahała się – sprawdzę w skrzyniach.

Ebba spojrzała na nią z przerażeniem.

– A jeśli… jeśli się rozpadną?

– Umrzemy tu obie, jeśli nie otworzymy tych drzwi – odparła Anna, spokojnie i wyraźnie. – W skrzyniach mogą być jakieś narzędzia. Albo ty sprawdzisz, albo ja. Wybieraj.