Выбрать главу

– Uspokój się. – Pyttan wytarła dłonie w serwetkę. – To się na pewno da załatwić. Ale nie rozumiem, jak to możliwe, że pieniądze się skończyły.

Percy spojrzał na nią. Widział, jak ją przeraża sama myśl o tym, ale nie czuł do niej nic prócz pogardy.

– Jak to się stało, że się skończyły?! – krzyknął. – A masz pojęcie, ile wydajesz co miesiąc? Nie dociera do ciebie, ile to wszystko kosztuje? Podróże, obiadki, ubrania, torby, buty, kosztowności i cholera wie co jeszcze!

Pyttan aż się wzdrygnęła. Ten krzyk był zupełnie do niego niepodobny. Wbiła w niego wzrok. Znał ją wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że rozważa: podnieść rękawicę czy raczej go udobruchać. Twarz jej zmiękła, domyślił się, że wybrała to drugie.

– Kochanie, przecież nie będziemy się kłócić o taką błahostkę jak pieniądze. – Poprawiła mu krawat i koszulę, która wyszła zza paska. – No już. Teraz znów wyglądasz jak na mojego przystojnego pana na zamku przystało.

Przytuliła się do niego, a on poczuł, że topnieje. Miała na sobie suknię od Gucciego. Jak zawsze było mu trudno jej się oprzeć.

– Zróbmy tak: zadzwoń do audytora, niech jeszcze raz sprawdzi wszystkie dokumenty. Nie może być aż tak źle. Rozmowa z nim na pewno cię uspokoi.

– Muszę porozmawiać z Sebastianem – mruknął Percy.

– Z Sebastianem? – powtórzyła z taką miną, jakby połknęła coś obrzydliwego. – Wiesz, że nie lubię, kiedy się z nim spotykasz. Wtedy ja muszę się spotykać z tą jego beznadziejną żoną. To ludzie bez klasy. Sebastian może mieć nie wiem ile pieniędzy, ale zawsze będzie prymitywem. Słyszałam, że od dawna ma na niego oko wydział przestępczości gospodarczej. Nie mają przeciwko niemu dowodów, ale to tylko kwestia czasu. Nie powinniśmy się z nim zadawać.

– Pieniądze nie śmierdzą – odparł Percy.

Wiedział, co powie audytor. Nie zostało już nic. Pieniądze się rozeszły. Jeśli ma się wykaraskać z tarapatów i uratować Fygelsta, będzie potrzebował kapitału, co oznacza, że jego jedyną nadzieją jest Sebastian.

Pojechali do szpitala, do Uddevalli. Okazało się, że wszystko jest w porządku, w płucach nie ma śladu zatrucia dymem. Kiedy Ebba otrząsnęła się z szoku, miała wrażenie, jakby się obudziła z dziwnego snu.

Zorientowała się, że mruży oczy. W pokoju zrobiło się ciemno, zapaliła lampę na biurku. Latem zmrok zapadał ukradkiem i zawsze za długo zwlekała z zapaleniem lampy, za długo wysilała wzrok.

Próbowała przyczepić pętelkę do figurki aniołka, nad którą pracowała. Mårten nie potrafił zrozumieć, dlaczego robi je ręcznie, zamiast je zamawiać w Tajlandii albo w Chinach, zwłaszcza teraz, kiedy tyle zamówień zaczęło przychodzić na adres jej sklepu internetowego. Ale wtedy nie miałaby takiej satysfakcji. Chciała każdego aniołka zrobić własnoręcznie, we wszystkie włożyć tyle samo miłości. Wpleść swój smutek i wspomnienia. Poza tym bardzo ją to uspokajało, zwłaszcza po całym dniu malowania, wbijania gwoździ i piłowania. Rano, kiedy wstawała, bolały ją wszystkie mięśnie, ale kiedy robiła wisiorki, rozluźniała się.

– Już wszystko pozamykałem – powiedział Mårten.

Ebba drgnęła. Nie słyszała, jak wszedł.

– Cholera jasna – zaklęła. Pętelka znów odpadła, chociaż już prawie ją przyczepiła.

– Może zrobisz sobie przerwę? – powiedział ostrożnie Mårten, stając za jej plecami.

Czuła, że się zastanawia, czy nie położyć rąk na jej ramionach. Dawniej, zanim się stało to z Vincentem, często masował jej plecy. Wtedy uwielbiała ten zdecydowany, a jednocześnie miękki ucisk. Teraz ledwie mogła znieść, gdy jej dotykał. Bała się, że go urazi, jeśli odruchowo strąci jego ręce i jeszcze pogłębi przepaść między nimi.

Podjęła jeszcze jedną, tym razem udaną próbę. Przyczepiła pętelkę.

– Jakie to ma znaczenie, że drzwi będą zamknięte? – powiedziała, nie odwracając się. – Zeszłej nocy nie były dla podpalacza żadną przeszkodą.

– No to co robimy? – spytał Mårten. – Mogłabyś przynajmniej patrzeć na mnie, kiedy ze mną rozmawiasz. To ważna sprawa. Do cholery, przecież ktoś chciał nam spalić dom, a my nie wiemy ani kto, ani dlaczego. Nie masz w związku z tym żadnych obaw? Nie boisz się?

Ebba odwróciła się powoli.

– Czego mam się bać? Najgorsze już się stało. Zamknięte czy nie zamknięte, wszystko mi jedno.

– Dłużej tak być nie może.

– Dlaczego? Przecież zrobiłam, jak chciałeś. Wróciłam tu, włączyłam się do twojego wspaniałego planu, żeby odnowić tę ruderę i aż do końca moich dni żyć szczęśliwie w tym raju, podczas gdy goście będą przyjeżdżać i wyjeżdżać. Zgodziłam się, czego jeszcze chcesz? – Sama słyszała ten zimny i nieprzejednany ton.

– Niczego, Ebbo. Niczego nie chcę – odparł równie zimno. Obrócił się na pięcie i wyszedł.

Fjällbacka 1915

Wreszcie będzie wolna. Pójdzie na służbę do gospodarza do Hamburgsund i wyrwie się z domu przybranej matki i jej wstrętnych bachorów. Nie mówiąc o przybranym ojcu. Od kiedy zaczęła dojrzewać i nabierać kobiecych kształtów, nachodził ją w nocy coraz częściej. Odkąd zaczęła miesiączkować, żyła w ciągłym strachu, że w jej brzuchu zacznie rosnąć dziecko. To ostatnia rzecz, jakiej potrzebowała. Nie będzie taka jak te zapłakane, przerażone dziewczyny, które z wrzeszczącym zawiniątkiem na ręku pukały do drzwi jej matki. Już jako dziecko nimi gardziła, były słabe i bezwolne.

Spakowała swój skromny dobytek. Z rodzinnego domu nie miała nic, a tutaj nie dostała nic, co warto byłoby zabrać. Ale nie zamierzała odejść z pustymi rękami. Zakradła się do sypialni przybranych rodziców. Pod łóżkiem, przy samej ścianie, stało pudełko z biżuterią, którą odziedziczyła po matce. Położyła się na podłodze i wyciągnęła je. Nikt jej nie przeszkodzi. Przybrana matka jest we Fjällbace, a dzieci bawią się na podwórku.

Podniosła wieczko i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Wystarczająco dużo cennych przedmiotów, żeby ją zabezpieczyć na jakiś czas. Cieszyła się, że zabierając swoje dziedzictwo, sprawi przykrość tej jędzy.

– Co ty robisz? – Drgnęła. Od drzwi dobiegł głos przybranego ojca.

Myślała, że jest w oborze. Serce biło jej jak szalone. Po chwili poczuła, jak ogarnia ją spokój. Nic nie zniweczy jej planów.

– A jak ci się zdaje? – powiedziała, wkładając pudełko z biżuterią do kieszeni spódnicy.

– Czyś ty zwariowała, dziewczyno? Kradniesz biżuterię? – Zrobił krok w jej stronę.

Dagmar powstrzymała go gestem.

– Zgadza się, ale radzę, żebyś mi nie przeszkadzał, bo pójdę prosto na policję i powiem, coś mi zrobił.

– Nie odważysz się! – Zacisnął pięści, ale po chwili jego spojrzenie pojaśniało. – Kto by tam wierzył córce fabrykantki aniołków!

– Potrafię być bardzo przekonująca. Po całej okolicy rozejdą się plotki, i to szybciej, niż myślisz.

Spochmurniał, chyba się wahał. Postanowiła mu pomóc podjąć decyzję.

– Mam propozycję. Gdy moja droga przybrana matka odkryje, że nie ma biżuterii, postarasz się ją udobruchać i przekonać, żeby sobie dała spokój. Jeśli mi to obiecasz, dostaniesz dodatkową nagrodę, zanim odejdę. – Podeszła do przybranego ojca. Położyła mu rękę na przyrodzeniu i zaczęła pocierać. Gdy jego oczy zrobiły się szkliste, wiedziała, że ma nad nim władzę. – Zgoda? – spytała, rozpinając mu rozporek.