– Chcę ci tylko coś pokazać.
Podniosła zdjęcia i podała je Mårtenowi. Wziął je nieufnie.
– Co to za jedni? – spytał. Mówił prawie normalnie. Anna poczuła, że serce jej wali. Jednak coś zostało z dawnego, rozsądnego i statecznego Mårtena. Podniósł zdjęcia do oczu, żeby im się przyjrzeć.
– Sądzę, że to mój ojciec im to zrobił. – Włosy zasłaniały Ebbie twarz. Z całej jej postaci biła rezygnacja.
– Rune? – powiedział Mårten i drgnął. Zza drzwi dobiegł jakiś odgłos. Szybko zatrzasnął drzwi.
– Kto to był? – spytała Anna.
– Oni chcą wszystko zepsuć – powiedział Mårten. Znów patrzył na nie nieobecnym wzrokiem. Anna pomyślała, że już nie ma nadziei. – Ale nie dostaną się do środka. Klucz jest u mnie. Leżał sobie na framudze nad drzwiami w piwnicy, zapomniany i zardzewiały. Sprawdziłem wszystkie zamki, do żadnego nie pasował. Aż tydzień, może dwa temu przypadkiem trafiłem na te drzwi. Genialnie skonstruowane, prawie nie do znalezienia.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – spytała Ebba.
– Bo już zacząłem rozumieć. Że Vincent nie żyje przez ciebie, chociaż nie chcesz się przyznać i próbujesz zwalić to na mnie. W otwartej skrzyni znalazłem to. – Machnął rewolwerem. – Wiedziałem, że się przyda.
– Oni tu wejdą, wiesz o tym – powiedziała Anna. – Równie dobrze mógłbyś im otworzyć.
– Nie mogę. Kiedyś musiała tu być klamka, ale ktoś ją wyciągnął. Drzwi się same zatrzaskują, a oni nie mają klucza, więc nawet, co mało prawdopodobne, gdyby znaleźli drzwi, nie dostaną się tu. Te drzwi skonstruował jakiś paranoik. Wszystkiemu się oprą. – Uśmiechnął się. – Zanim sprowadzą odpowiedni sprzęt, będzie za późno.
– Mårten, proszę – powiedziała Ebba.
Anna wiedziała, że przemawianie do jego rozsądku nie ma sensu. Jest gotów zginąć razem z nimi, chyba że ona coś zrobi.
Nagle usłyszeli zgrzyt klucza w zamku. Mårten ze zdumieniem odwrócił głowę. Anna jakby na to czekała. Gwałtownym ruchem chwyciła z podłogi srebrnego aniołka i rzuciła się na Mårtena. Rozcięła mu policzek. Drugą ręką próbowała wymacać rewolwer. Dotknęła chłodnej stali, gdy huknął strzał.
Postanowił, że dzisiaj umrze. I nawet mu ulżyło, bo śmierć wydawała się logicznym następstwem jego porażki. Wychodząc z domu, jeszcze nie wiedział, jak to zrobi, ale kiedy Percy zaczął wymachiwać pistoletem, pomyślał, że ma szansę zginąć jak bohater.
Teraz to poranne postanowienie wydało mu się zbył pochopne. Schodząc w ciemność piwnicy, poczuł, że bardzo chce żyć. Jak nigdy dotąd. Wcale nie chciał umierać, a już na pewno nie tu, w miejscu, które od lat wspominał jako największy koszmar. Patrzył na idących przed nim uzbrojonych policjantów i bez broni czuł się nagi. Nikt się nie zastanawiał, czy ma zejść z nimi do piwnicy. Przecież tylko on znał drogę do piekła.
Policjanci zatrzymali się. Patrik Hedström spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Wskazał na ścianę w głębi. Wyglądała tak samo jak inne: krzywe półki zastawione brudnymi puszkami po farbie. Widział, że Patrik ma wątpliwości. Poszedł przodem, żeby mu pokazać. Przypomniał sobie wszystko: zapachy, beton pod stopami, stęchłe powietrze, które wdychał.
Spojrzał na Patrika, a potem nacisnął na środkowa półkę po prawej. Ściana ustąpiła, odsłaniając korytarzyk prowadzący do solidnych drzwi. Odsunął się. Policjanci zastygli ze zdumienia, ale natychmiast się ocknęli i weszli. Przystanęli przy drzwiach, nasłuchiwali. Ze środka dochodziły jakieś pomruki. Doskonale pamiętał, jak tam jest. Wystarczyło, że zamknął oczy, i widział to tak wyraźnie, jakby był tu wczoraj. Nagie ściany, goła żarówka zwisająca z sufitu i cztery skrzynie. Do jednej włożyli rewolwer. Mąż Ebby musiał go znaleźć. Był ciekaw, czy otworzył pozostałe skrzynie, te zamknięte na klucz, i już wie, co w nich jest. Teraz wszyscy się dowiedzą. Nie ma odwrotu.
Patrik wyjął klucz, włożył go do zamka i przekręcił. Spojrzenie, które rzucił Josefowi i kolegom, mówiło wyraźnie, że obawia się najgorszego.
Ostrożnie otworzył drzwi. I wtedy huknęło. Zobaczył, jak policjanci z bronią gotową do strzału rzucają się naprzód. W zamieszaniu nie widział, co się dzieje. Zwłaszcza że został w korytarzyku. Słyszał tylko, jak Patrik krzyczy:
– Rzuć broń!
Zobaczył błysk, huknął strzał. Odbił się echem tak głośnym, że zabolały go uszy. A potem usłyszał, jak ciało pada na podłogę.
Zapadła dzwoniąca w uszach cisza. Słyszał własny oddech, urywany i płytki. Żył. Był szczęśliwy, że żyje. Rebecka się zaniepokoi, kiedy znajdzie jego list, ale spróbuje jej wyjaśnić. Bo dziś nie umrze.
Ktoś zbiegł na dół. Odwrócił się i zobaczył Ię. Widział strach w jej oczach.
– Ebba – powiedziała. – Gdzie jest Ebba?
Krew opryskała skrzynie i ściany. Słyszała, jak Ebba krzyczy, ale jakby z oddali.
– Anno.
Patrik złapał ją za ramię i potrząsnął. Wskazała palcem na uszy.
– Chyba mi pękł bębenek. Źle słyszę.
Jej głos brzmiał głucho i dziwnie. Wszystko stało się tak szybko. Spojrzała na swoje ręce. Były zakrwawione. Zaczęła sprawdzać, czy jest ranna. Jednak nie. W ręce nadal trzymała srebrnego aniołka Ebby. Domyśliła się, że to krew Mårtena, z rany na policzku. Mårten leżał na podłodze, oczy miał otwarte, a w głowie wielką dziurę od kuli.
Odwróciła głowę. Ebba wciąż krzyczała. Nagle do piwnicy wpadła jakaś kobieta i wzięła ją w ramiona. Kołysała ją w objęciach. Po chwili krzyk przeszedł w jęk. Anna w milczeniu wskazała na skrzynie. Patrik, Martin i Gösta patrzyli na kości, tu i ówdzie opryskane krwią Mårtena.
– Musimy was stąd wyprowadzić. – Patrik delikatnie popchnął Annę i Ebbę do drzwi. Za nimi szła Ia.
Wyszli i nagle Anna zobaczyła Erikę. Sfrunęła do niej, przeskakując po dwa stopnie. Anna rzuciła się na nią. Rozpłakała się dopiero, kiedy wtuliła twarz w szyję starszej siostry.
Wyszły do holu, musiały zmrużyć oczy. Anna się trzęsła, jakby wciąż było jej zimno. Erika się domyśliła i poszła na piętro po jej ubranie. Nie zapytała, dlaczego było w sypialni Mårtena i Ebby, ale Anna wiedziała, że będzie się musiała natłumaczyć. Zwłaszcza przed Danem. Zabolało ją serce na myśl, że sprawi mu przykrość, ale w tym momencie nie chciała o tym myśleć. Zajmie się tym później.
– Zadzwoniłem po posiłki, już tu jadą – powiedział Patrik. Pomógł Annie i Ebbie usiąść na schodkach przed domem.
Ia usiadła obok Ebby i objęła ją. Z drugiej strony usiadł Gösta. Przyglądał im się uważnie. Patrik pochylił się i szepnął do niego:
– To jest Annelie. Potem ci powiem więcej.
Gösta spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Nagła myśl uderzyła go jak błyskawica. Pokręcił głową.
– Charakter pisma. To oczywiste.
Wiedział, że coś przeoczył, kiedy przeglądał zawartość kartonów. Zobaczył tam coś, co powinno mu wszystko wyjaśnić. Zwrócił się do Ii:
– Mogła zostać u nas, ale u rodziny, do której trafiła, też było jej dobrze. – Wiedział, że pozostali zupełnie nie rozumieją, o czym mówi.
– A ja już nie miałam siły się zastanawiać, kto się nią zaopiekuje. Tak było najprościej – odparła Ia.
– Była urocza. Zakochaliśmy się w niej na zabój i pewnie by u nas została, ale wcześniej straciliśmy synka i w pewnym sensie odzwyczailiśmy się od myśli o dziecku… – Odwrócił wzrok.
– Rzeczywiście, była urocza. Istny aniołek – powiedziała Ia ze smutnym uśmiechem. Ebba patrzyła na nich ze zdumieniem.
– Jak na to wpadłeś? – spytała Ia.